Szkocja po śląsku. Emigrant z Rudy Śląskiej je, pije i nagrywa w Glasgow

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Nauka
Arkadiusz Nauka

Szkocja po śląsku. Emigrant z Rudy Śląskiej je, pije i nagrywa w Glasgow

Arkadiusz Nauka

Krupniok porównuje do potrawy haggis, o szkockim steku mówi, że nie jest trudniejszy niż nasza rolada. Adam Borowicz, synek z Rudy Śląskiej, chce odkryć dla nas smaki Szkocji. Uda mu się?

Przewodnik po najlepszych szkockich restauracjach w gwarze śląskiej. Brzmi nieco abstrakcyjnie, prawda? Na kanale YouTube właśnie ukazał się pierwszy odcinek programu „Jestem Borowicz”, w którym emigrant z Rudy Śląskiej oprowadza widzów po najciekawszych kulinarnych miejscach w Glasgow i nie tylko. Skąd ten abstrakcyjny pomysł?

Adam Borowicz osiem lat temu wyemigrował z Rudy Śląskiej do Szkocji. Rzucił pracę w Hucie Pokój, aby zobaczyć inny świat. Tu pracuje na budowie, a po pracy - odwiedza szkockie puby i restauracje. Teraz zamierza je pokazywać ludziom w Polsce. Do ich serc zaś zamierza trafić przez żołądek. - Moja pasja to siekanie, smażenie, pieczenie i duszenie - mówi o sobie. - Zapraszam w podróż po szkockich knajpkach i kosztowanie tego, co w nich najlepsze - dodaje.

Czy do widzów w całej Polsce rzeczywiście dotrze, trudno ocenić, bo w każdym odcinku Borowicz będzie posługiwał się śląską gwarą. Producent serii uważa, że to nie przeszkoda, a zaleta.

- Jest w tym autentyczny, naturalny i szczery - mówi Tomasz Dziedzic, producent serii. - A jak pokazał chociażby przykład zespołu Oberschlesien, gwara wcale nie musi być przeszkodzą w dotarciu do szerokiego grona odbiorców również spoza Śląska. Na to liczymy.

Pierwszy odcinek serii „Jestem Borowicz” miał swoją premierę wczoraj. Filmik trwa około 10 minut i w jeden dzień miał ponad 700 wyświetleń w serwisie YouTube. Pierwszy komentarz, jaki się pod nim pojawił, był pozytywny. Komentarzy nie brakuje na oficjalnym fanpage’u Adama Borowicza na Facebooku. - Magiczne miejsce, fajny montaż i muzyka; Fajnie Adam że godosz po naszymu - to jeden z nich. Czy program rudzianina odniesie sukces w sieci? On sam jednak głęboko w to wierzy.

Zobaczcie pierwszy odcinek projektu "Jestem Borowicz"

Rozmowa z Adamem Borowiczem

Skąd pomysł, aby tworzyć własny program w sieci i to w dodatku po śląsku?
Pomysł narodził się w Glasgow, kiedy wraz ze swoim przyjacielem Tomkiem Dziedzicem siedzieliśmy w szkockiej knajpce. Postanowiliśmy, że pokażemy Polakom kawałek świata, obalimy pewne mity. Większość moich znajomych z Rudy Śląskiej czy Katowic zawsze powtarza: „Wy w tej Szkocji to nic innego nie jecie, tylko frytki i rybę”. To wcale tak nie jest. Jak się wychyli nos troszkę poza sieciowe restauracje typu McDonald’s czy Burger King, to można w Glasgow zobaczyć piękne miejsca, a przede wszystkim spróbować niesamowitego jedzenia.

Do takich właśnie wyjątkowych miejsc z pysznym jedzeniem chcecie, jak rozumiem, zabierać swoich widzów?
Dokładnie. Przyznaję jednak, że na początku miał to być amatorski film dla znajomych i rodziny. Ale doszliśmy do wniosku, że można by to pokazać w sumie w całej Polsce, bo właściwie dlaczego nie. Tomek przekonał mnie, że warto zrobić to profesjonalnie, ja się zgodziłem i udało nam się wypuścić pierwszy odcinek serii. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, więc jest to dla mnie coś nowego.

Program jest realizowany w gwarze śląskiej. Nie obawiasz się, że ludzie nieznający śląskiej godki będą mieli problem, aby zrozumieć, o czym opowiadasz?
Chciałem, żeby było w tym trochę egzotyki. Większość znanych mi programów jest po polsku, autorzy mówią nienagannym akcentem. Nie każdy zrozumie śląską godkę, to jasne, ale wydaje mi się, że pokazanie Szkocji w takiej odsłonie po śląsku może być fajne. Nawet jak nie wszystko jest zrozumiałe, to pewne zwroty są uniwersalne. Wiem jednak, że znajdą się tacy, którym się to nie spodoba.

No właśnie. Negatywne komentarze pojawiły się w internecie jeszcze przed premierą pierwszego odcinka.
Staram się tego nie czytać, ale wiem, że ludzie piszą różne rzeczy, choć najczęściej nie mają pojęcia o tym, co tak naprawdę robię i chcę pokazać. Ludziom nie pasuje na przykład to, że mówię po śląsku, albo że wyemigrowałem i teraz propaguję zachodni styl życia. Niektóre zarzuty są absurdalne. Chętnie zaproponowałbym takim ludziom, żeby do mnie przyjechali i zobaczyli, jak to naprawdę jest, bo większość tzw. hejterów prawdopodobnie nigdy nie wyściubiła nosa poza swoje mieszkanie.

Co Śląsk ma wspólnego ze Szkocją?
Wbrew pozorom jest naprawdę sporo podobieństw. Szkoci są bardzo przyjaźnie nastawieni, tak jak Ślązacy. Otwartość, szczerość, przywiązanie do rodziny - to cechy wspólne Szkotów i Ślązaków.

A jeśli chodzi o kuchnię?
Tu też znajdziemy śląskie akcenty. Kiełbasy typu żymlok czy krupniok, bardzo znane na Śląsku, są podobne do takich potraw jak haggis (specjał szkockiej kuchni narodowej, przyrządzany z owczych podrobów - przyp. red.) czy black pudding. To jest ta sama baza - krew, kasza, płatki owsiane. To jest właśnie ten zalążek jedzenia, który łączy Śląsk i Szkocję.

W sieci znajdziemy wiele programów o tematyce kulinarnej. Czym różni się od nich „Jestem Borowicz”?
Programy kulinarne w sieci opierają się na tym, że wszyscy coś gotują. Pokazują, jak to przyrządzają, jedzą i przekazują innym. My to robimy inaczej. Nie gotujemy, tylko chodzimy po szkockich knajpach i opowiadamy o danym miejscu, danym jedzeniu. Zależy nam na tym, żeby pokazać, skąd to jedzenie pochodzi, wejść do kuchni i pokazać, jak to jest stworzone od podstaw, od początku, od samego morza, do naszego talerza. To nie będzie program oparty na gotowaniu. Będę opowiadał o tym, co inni przygotowali, czym chcą nas uraczyć. Opowiem też o tym, czym jest Szkocja. Pomogą mi w tym świeże owoce morza, dziczyzna czy najlepsza na świecie wołowina pochodząca z Aberdeen angus (szkocka rasa bydła domowego - przyp. red.).

W premierowym odcinku programu opowiadasz o takich potrawach jak ostrygi, przegrzebki czy langustynki. Nie jest to zbyt ambitny początek jak na Szkocję w śląskim wydaniu?
W Polsce rzeczywiście te dania mogą wydawać nam się nieco egzotyczne, ale to tylko dlatego, że są niedostępne. Dla przeciętnego Szkota kotlet schabowy też nie jest tak łatwo dostępny, dla nich ostrygi czy kalmary żyją kilometr dalej, są złapane rano, a w południe lądują na talerzu. Cena też nie jest przez to tak wysoka, a nawet powiedziałbym, że niska. Dobry obiad w śląskiej restauracji nie kosztuje na pewno więcej niż obiad z typowych owoców morza. Dlatego właśnie pokazanie tego Polakom, Ślązakom obali wiele mitów na temat szkockiej kuchni i nie tylko.

Czego możemy się spodziewać po kolejnych odcinkach serii „Jestem Borowicz”?
Następny odcinek jest zaplanowany na połowę września. Jest już wybrane miejsce. Tym razem pokażemy więcej jedzenia ulicznego, ale w typowo szkockiej odsłonie. Mam na myśli burgery z wołowiną Aberdeen angus, a także ciastka, tzw. beef pie. Nic egzotycznego, wszystko jak najbardziej proste i standardowe, zrobione w przeciągu 10 minut. Myślę, że rolada śląska nie jest trudniejszą i gorzej skonstruowaną potrawą niż szkocki stek czy hamburger. Mogę obiecać, że w następnych odcinkach zobaczymy jedzenie bardziej domowe, które widzowie będą w stanie rozpoznać.

Arkadiusz Nauka

Dziennikarz. Piszę teksty, zbieram informacje, rozmawiam z ludźmi. Zajmuje się tworzeniem dodatków lokalnych do "Dziennika Zachodniego" - tygodnik Zabrze i tygodnik Ruda Śląska. Dbam też strony lokalne naszemiasto.pl. Jestem jednym z gospodarzy programu @Zachodni Gości

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.