Wbiegli do płonącego domu, by ratować ludzi. Piotr Bracha i Adam Piwoński to bohaterowie

Czytaj dalej
Bartosz Wojsa

Wbiegli do płonącego domu, by ratować ludzi. Piotr Bracha i Adam Piwoński to bohaterowie

Bartosz Wojsa

Bez żadnego sprzętu wbiegli do płonącego domu w Kętach (woj. małopolskie), by ratować ludzi. Mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju, Piotr Bracha i Adam Piwoński, zostali okrzyknięci bohaterami.

Bez żadnego sprzętu, ani umundurowania wbiegli do płonącego domu w Kętach (woj. małopolskie), by ratować ludzi. Mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju, Piotr Bracha i Adam Piwoński, zostali okrzyknięci bohaterami przez służby mundurowe z Oświęcimia. W środku nie było lokatorów, ale jastrzębianie ratowali zwierzęta, narażając życie.

Groźny pożar wybuchł kilka dni temu około godz. 22. w jednym z domów jednorodzinnych przy ul. Krakowskiej w Kętach. Wydobywający się z budynku dym zauważyła grupa znajomych z Jastrzębia-Zdroju i Cieszyna, która akurat wracała z Krakowa.

- Krzyknęłam do Piotrka, żeby się zatrzymał. Myślał, że żartuję, ale ja byłam poważna. Powiedziałam: „Dom się pali!”, wtedy się zatrzymał. I pobiegli - mówi Agnieszka Adamska, jastrzębianka. Wtedy Piotr Bracha i Adam Piwoński, działający na co dzień w straży pożarnej (OSP Moszczenica), bez wahania postanowili wkroczyć do akcji.

- Zaczęliśmy krzyczeć, walić w drzwi, pytać, czy ktoś nas słyszy. Ale to wszystko pozostawało bez odzewu - mówi Adam Piwoński. - Wtedy przybiegło do nas dwóch policjantów z pobliskiego komisariatu, żeby nam pomóc. Wyważyłem drzwi i weszliśmy do środka - dodaje Piotr Bracha. Pomieszczenie było bardzo zadymione. - Sporo ryzykowaliśmy, ale zachowaliśmy wszelkie środki ostrożności. Chodziliśmy „na kucaka” - wyjaśnia Adam.

W budynku nie znaleźli żadnych osób, ale ratowali za to zwierzęta, których było w środku sporo. Wyciągnęli dwa koty, pięć psów, świnkę morską. Musieli także odłączyć butlę z gazem i ją wyciągnąć, ponieważ istniało ryzyko, że dojdzie do eksplozji. - To była trudna akcja, mogliśmy się zaczadzić - mówi Piotr. - Dostałem potem tlen od strażaków, bo nawdychałem się dymu, ale na szczęście to nie było nic poważnego - dodaje Adam. Małopolskie służby mundurowe są pod wrażeniem odwagi chłopaków. Zwłaszcza, że później z ogniem walczyło aż 7 zastępów straży pożarnej. Byli mundurowi z OSP Kęty, Kęty Podlesie czy JRG Oświęcim oraz JRG Andrychów. Strażacy gasili pożar przez blisko trzy godziny.

- Zadziałali błyskawicznie i bardzo profesjonalnie. Policjanci, słysząc ich krzyki, wybiegli na ulicę i pognali do budynku. Lokatorzy przebywali akurat za granicą, a domem i zwierzętami opiekowała się sąsiadka. Spłonęła część budynku, ale straty jeszcze nie zostały oszacowane - mówi asp. sztab. Małgorzata Jurecka, rzecznik prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Oświęcimiu.

Funkcjonariusze zajmą się teraz ustalaniem szczegółów dotyczących zdarzenia, w tym przyczyn wybuchu ognia.

Tymczasem jastrzębianie mówią, że była to jedna z trudniejszych akcji, w jakiej brali udział. - Wysoka temperatura i strach, że to wszystko się zawali. Była tam butla z gazem, okna zaczęły strzelać, ogień wszędzie. Było bardzo niebezpiecznie, ale chcieliśmy pomóc. Chyba pomogła nam w tym adrenalina. Modliliśmy się, by w środku nie było ludzi, nie chcieliśmy nikogo tam zostawić - podkreśla Adam.

Z kolei Agnieszka Adamska zaznacza, że obawiała się o zdrowie i życie chłopaków. Tym bardziej, że dwa dni wcześniej przyjęła oświadczyny od Piotra Brachy. - Bałam się, że może im się coś stać. Cała się trzęsłam, myśląc też o tym, że ktoś może być w środku. Ale wiem, na czym polega praca strażaków i rozumiałam, że muszą działać - mówi Agnieszka.

Bartosz Wojsa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.