700 harlequinów pan Jerzy odda w dobre ręce. Z naszą pomocą takie znalazł

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Gola
Justyna Przybytek

700 harlequinów pan Jerzy odda w dobre ręce. Z naszą pomocą takie znalazł

Justyna Przybytek

Ponad 700 harlequinów oddam w dobre ręce - z taką nietypową ofertą do redakcji Dziennika Zachodniego zadzwonił pan Jerzy z katowickich Szopienic. Na początku nie wierzyliśmy. Bo jak to: harlequiny...? W liczbie 700...? A jednak, zresztą okazało się, że jest ich znacznie więcej, bo ponad 800.

Taki pokaźny zbiór romansów pozostał panu Jerzemu po zmarłej w styczniu żonie - Krystynie. Długo myślał, co z nimi zrobić, planował sprzedać, rozmyślił się i w końcu zdecydował, że jednak nie warto. - Niech się komuś przydadzą - mówił. I z taką myślą wykręcił numer do katowickiej redakcji DZ. Dlaczego do nas? Pan Jerzy odpowiada: czytam dziennik od lat, to do kogo miałem się zwrócić.

Katowiczanin lubi czytać, ale książki z innej bajki, raczej historyczne i przygodowe. - I te Kazimierza Kutza, wszystkie przeczytałem - opowiadał. Żona wolała lżejszą literaturę, z której pan Jerzy nie miałby pożytku. Harlequiny święciły w Polsce triumfy głównie w latach 90., kiedy pojawiły się na naszym rynku wydawniczym. Po 89 roku kiedy opadła żelazna kurtyna, w Polsce brakowało wszystkiego, tworzył się wolny rynek. Zachodnie hity robiły u nas błyskawiczną karierę.

- Lubiła rozwiązywać krzyżówki i czytać, czytała rano i wieczorem, w łóżku, albo w kuchni - wspominał w rozmowie. Książki pani Krystyna kupowała nowe. Pokaźny zbiór musiała kolekcjonować wytrwale przez całe lata, ale do dziś są w bardzo dobrym stanie.

Kilka tygodni po śmierci żony, pan Jerzy zaczął porządkować rzeczy po niej. - Najpierw znalazłem 250 książek, potem kolejne, razem było już 500, następne znalazłem na strychu - wspomina. Po naszej rozmowie odnalazł w zakamarkach domu jeszcze 84 egzemplarze, a syn kolejną paczkę i też w liczbie ponad 80. Wyszło na to, że łącznie w domu pan Jerzy ma 800 romansów. Książki są wydane jak większość Harlequinów: kolorowe okładki, niewielki format, niewielka objętość i zdecydowanie lekka treść.

Z naszą pomocą pan Jerzy postanowił oddać księgozbiór w dobre ręce
Początkowo, jak przyznawał, chciał książki sprzedać, ale rozmyślił się. Dlaczego? - Mieliśmy z żoną bardzo podobne charaktery, myślę, że chciałaby, aby książki trafiły w dobre ręce, gdzieś gdzie się mogą komuś na coś jeszcze przydać - wyjaśnia. Chciał, aby trafiły do biblioteki, ale z żadną kontaktu nie ma. Oczywiście bezpłatnie.

- Gminnej, albo wiejskiej, gdzie książek może brakować, a z których korzystają kobiety, w tym emerytki i rencistki i z takiej literatury miałyby pożytek - tłumaczył. Zastrzegał jednak, że byle komu książek nie odda. - Z tej biblioteki to jakaś pieczątka by się przydała, żebym miał pewność, gdzie to idzie, bo inaczej się tu do mnie zgłoszą rożni sprzedawcy, wezmą za darmo i będą potem tym handlowali - dodawał. A tego nie chciał.

Poprosił, żebyśmy napisali o książkach jego żony w gazecie i pomogli znaleźć miejsce, gdzie można je oddać. Podał numer telefonu i czekał na zgłoszenia. Napisaliśmy. Na odzew nie trzeba było długo czekać.

- Po publikacji było wiele telefonów, dzwonili też oczywiście handlarze, chcieli mi dać 50 zł za wszystko, albo po 1 zł od sztuki - wspomina. Pan Jerzy się nie zdecydował, bo jego zdaniem książki i tak mają większą wartość. Na pewno wartość sentymentalną.

W Domu Pomocy czytelnicy chcą tylko i wyłącznie Harlequinów
Jeden z pierwszych telefonów, który odebrał był z Domu Pomocy Społecznej w Gliwicach. Tu książek potrzeba, a brak pieniędzy na ich zakup. - Najczęściej dostajemy je w spadku, od rodzin, zazwyczaj są wyczytane i zniszczone, a nasi mieszkańcy narzekają na brak nowości. My tymczasem nie mamy pieniędzy, żeby kupować coś nowego - mówi Iwona Federek z DPS. Romanse wbrew pozorom najbardziej się tu przydadzą i spodobają.

- Mamy dużą grupę mieszkańców, która czyta tylko Harlequiny - wyjaśnia Federek. W domu jest łącznie 122 mieszkańców. - Czytających regularnie od ośmiu do dziewięciu, ale mamy też zaprzyjaźnione domy, z którymi współpracujemy i zamierzamy się podzielić zbiorami, pan Jerzy nie ma nic przeciw, a my dajemy słowo, że książki się nie zmarnują – dodaje.

I tak, z naszą pomocą, dobito targu. Książki nie poszły na przemiał, ani na targ. Zamiast tego z Szopienic w połowie marca pojechały do Gliwic. Pan Jerzy spakował je do swojego auta i sam odwiózł do domu pomocy społecznej. - Początkowo bardzo chciałem przekazać książki 13 marca, w piątek, bo wtedy wypadają imieniny Krystyny, mojej żony, ale jednak stanęło na czwartku - mówił.

Ważne daty

1949 rok - w kanadyjskim mieście Winnipeg powstaje wydawnictwo Harlequin, założone przez Richarda Bonnycastle’a. Początkowo wydaje książki amerykańskich i brytyjskich pisarzy od literatury sensacyjnej, przez westerny, po klasyków i książki kucharskie.

1957 r. - Harlequin zaczyna publikować także romanse

1964 - wydawca ma w swojej ofercie przede wszystkim ten gatunek literatury.

1991 rok – powstaje warszawski oddział Harlequina.

Obecnie centrala wydawnictwa mieści się w Toronto. Każdego miesiąca nakładem wydawnictwa ukazuje się 110 książek w 28 językach, w 114 krajach na 6 kontynentach. W ofercie wydawcy znajdują się tytuły ponad 1100 autorów, którzy tworzą m.in.: romanse, thrillery psychologiczne czy powieści obyczajowe. Rocznie firma sprzedaje ok. 130 milionów książek, z czego 95 proc. poza Kanadą, a ponad połowę poza Ameryką Płn. Od początku działalności Harlequin sprzedał blisko sześć miliardów książek.

Justyna Przybytek

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.