Blokada lasu koło Arłamowa trwa już piąty miesiąc. Czy sprawa ma drugie dno?

Czytaj dalej
Fot. Norbert Ziętal
Norbert Ziętal

Blokada lasu koło Arłamowa trwa już piąty miesiąc. Czy sprawa ma drugie dno?

Norbert Ziętal

Od ponad pięciu miesięcy grupa osób w okolicach Arłamowa, w Leśnictwie Turnica, blokuje las i wywózkę ściętego drewna. Ich główny postulat to utworzenie w tym miejscu Turnickiego Parku Narodowego. Problem w tym, że tego parku nie chcą ani miejscowi, ani lokalna władza samorządowa, a leśnicy podkreślają, że te piękne lasy to wspólna zasługa wielu pokoleń leśników i okolicznych mieszkańców.

Na skrzyżowaniu, przy głównej drodze z Przemyśla do Arłamowa, przy wjeździe do Makowej, ktoś ustawił baner "Ekoterror = terror. STOP Turnicki Park i Rezerwat". Stoi tutaj spokojnie co najmniej od lipca. Jest najłagodniejszą formą sprzeciwu wobec blokady lasu przez ekologów, bo w Internecie aż kipi od inwektyw wobec protestujących.

Pierwsze starania o utworzenie Turnickiego Parku Narodowego miały miejsce już kilkadziesiąt lat temu. Działania zintensyfikowano w latach 90. ub. wieku. W 2000 r. zmieniły się przepisy, według których zgodę na utworzenie parku muszą wydać m.in. samorządy. Te, a zwłaszcza ich mieszkańcy, w większości nie popierają takiej inicjatywy.

Baner Turnicki Park Narodowy z przekreślonym orłem w koronie. „Bo to piep…ny kraj”

Dobrze utrzymana, asfaltowa droga pomiędzy Arłamowem i Makową. Zajeżdżamy na jedno z miejsc, na które jeszcze niedawno zwożone były ścięte drzewa. Witają nas transparenty. "Turnicki teraz", "Tu giną ostatnie naturalne lasy. Pomóż je ocalić", "Wspólny las". Na jednym drzewie wisi namiot. Z przodu ustawiony namiot-pawilon. Jednak nikogo nie ma. Nawołujemy, ale nikt nie wychodzi.

Czy w zawieszonym na drzewie namiocie ktoś jest, czy tylko tak sobie wisi? Zabezpieczająca go lina opatrzona jest ostrzeżeniem "Uwaga, nie tnij liny, bo umrze człowiek". Idziemy dalej. W malutkiej "zatoczce" na przyczepie ze słowacką rejestracją panel fotowoltaiczny. Obok niewielka plantacja pomidorów. Powyżej baner "Inicjatywa Dzikie Karpaty".

Po przejściu kilkudziesięciu metrów docieramy na kolejną przydrożną polanę. Również trochę transparentów, namiot na drzewie, jakieś większe foliowe płachty ustawione na dole. Tutaj w oczy kłuje duży czerwony baner "Turnicki Park Narodowy" z orłem w koronie, który przekreślony jest iksem z szarej taśmy budowlanej.

Nawołujemy, może tutaj ktoś wyjdzie.

Po chwili pojawiają się dwie młode kobiety. Na wstępie mówią, że nie życzą sobie, aby robić im zdjęcia. Jedna z pań wyjaśnia, że jest to obywatelski, oddolny protest, który nie ma lidera. Akcja jest rotacyjna, ludzie się wymieniają, na miejsce blokady przyjeżdżają ci, którzy mają czas. Jedna z kobiet twierdzi, że jest w Radomia, druga mieszka w naszym regionie.

- Domagamy się utworzenia w tym miejscu Turnickiego Parku Narodowego. Przesłanek jest wiele. To bogaty przyrodniczo region, unikatowy w skali kraju. Tutaj zachowały się fragmenty dawnej Puszczy Karpackiej. W tym miejscu jest dużo drapieżników i ogrom drzew o wymiarach gatunkowych. Jest gdzie stworzyć ten park. To prawdziwy skarb, o którym należy mówić. Problem jest w tym, że na to zgody nie wyrażają samorządy. A nadmierna wycinka i gospodarka leśna prowadzona przez Lasy Państwowe zagraża tym lasom - wyjaśnia jedna z protestujących kobiet.

Zaznacza, że nie protestują generalnie przeciw wycince drzew, bo to "fantastyczny surowiec", ale chodzi im o te przyrodniczo najcenniejsze, ponad stuletnie.

- Sieć dróg zrywkowych w tych lasach jest ogromna, przerażająca. 12,5 km na kilometr kwadratowy lasów. Najlepiej się przejść tymi drogami, aby zobaczyć, jak wygląda zrównoważona gospodarka leśna - zachęca druga z kobiet.

Protest w tym miejscu trwa od 25 kwietnia.

- Blokujemy sześć wydzieleń, a tymczasem Nadleśnictwo Bircza ma ich ponad sześćset. To symboliczna blokada. My blokujemy tutaj, ale wkoło są cięcia i wywożone jest drewno - twierdzi protestująca.

Terenówką z rejestracją z powiatu przeworskiego podjeżdża dwóch mężczyzn. Robi się nerwowo, gdy pada pytanie o lekceważenie polskiego symbolu narodowego.

- Bo to piep...ny kraj - wykrzykuje kobieta, wyraźnie zdenerwowana tym, że pytamy o to, dlaczego zlekceważyli polskie godło. - Proszę odpowiedzieć, komu w tym kraju żyje się lepiej - pyta jeden z mężczyzn, który sugeruje, że to może dziennikarze nakleili taśmę na orła, aby "mieć temat".

Drugi mężczyzna zachowuje się bardziej przytomnie. Zrywa foliowy iks upokarzający polskie godło. "Kilka sekund i po kłopocie" - wyjaśnia. Twierdzi, że to nie oni znieważyli godło. Nie wie kto. On jest tutaj dopiero drugi dzień.

Blokada lasu prowadzona jest od 25 kwietnia, przy drodze, pomiędzy Arłamowem i Makową.
Norbert Ziętal Blokada lasu prowadzona jest od 25 kwietnia, przy drodze, pomiędzy Arłamowem i Makową.

Protestujących ekologów nie popierają mieszkańcy, samorządy ani leśnicy

W tej okolicy postulatów protestujących nie popierają ani mieszkańcy, ani samorządy, ani leśnicy, ani ludzie pracujący w lesie.

- Protestujący przyjeżdżają tutaj, bo u nas jest pięknie. A dlaczego tak jest? Bo od pokoleń dbaliśmy o nasze lasy i nie potrzebowaliśmy do tego ekologów ani parków. Gdybyśmy je niszczyli, to nie byłoby do czego przyjeżdżać - twierdzi mieszkanka Makowej.

Miejscowi boją się, że jak powstanie park to przybędzie różnych zakazów, że wielu z nich straci pracę. Las daje zatrudnienie sporej części mieszkańców gmin Bircza i Fredropol. Nie dają się przekonać, że - jak twierdzą ekolodzy - będą mogli zarabiać m.in. na turystyce czy produktach ekologicznych.

- Kilka lat temu z wielką pompą ekolodzy uruchomili w Nowych Sadach (niedaleko miejsca obecnego protestu - przyp. red) tłocznię soku jabłkowego. Mieli na to dofinansowanie unijne. To miał być ten przykład, jak można zarabiać w tym miejscu na ekologii. Owoce miały być ze starych drzew, ekologicznych, nie pryskanych, z naszych sadów. Niby szansa dla mieszkańców nie tylko na pracę, bo tej akurat nie obiecywali za wiele, ale na dostawy owoców. I co? Kto na tym skorzystał? Gdzie te soki są? Kto z mieszkańców dostarcza tam jabłka? - gorączkuje się starszy mężczyzna.

Dodaje, że słyszał, ale zaznacza, że nie wie, czy jest to prawda, że ktoś w Warszawie zbadał skład soków, sprzedawanych za dużą wyższą cenę niż zwykłe, i wyszło, że one takie ekologiczne nie są.

- Może to tylko plotki z tym składem soków. Faktem jest, że to u nas nie wypaliło tak jak zapowiadali, a mieszkańcy są zawiedzeni. Tak może być z innymi, podobnymi inicjatywami - twierdzi mężczyzna.

Przez 70 lat lesistość wzrosła prawie dwukrotnie

Stanisław Rębisz, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Bircza, na spotkanie przychodzi z pokaźnym tomem dokumentów dotyczących protestu.

- Papierów przybywa z dnia na dzień - wyjaśnia na wstępie.

- Prace w tym miejscu są zablokowane od 26 kwietnia. Złożone drewno gnije, musi być kwalifikowane do niższych klas, a my musimy się wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje - tłumaczy S. Rębisz.

Na początku zablokowanych było 500 kubików drewna, pozyskanego przed rozpoczęciem okupacji lasu. Sporą część udało się wywieźć. Zostało jeszcze ok. 100 kubików. 60 znajduje się w miejscu, gdzie jest blokada.

Większość ściętego wcześniej drewna udało się wywieźć inną drogą. Dłuższą, co oczywiście podniosło koszty transportu. Jedna z ogólnopolskich gazet dowiedziała się o tym i przygotowała tekst, z którego wyszło, że leśnicy "kradną z lasu własne drewno".
Policja była wielokrotnie wzywana na miejsce blokady. Jednak nie udaje się wylegitymować wszystkich uczestników blokady, część uczestników odmawia. Do sądu trafiły sprawy za nielegalne wywieszanie banerów. Osoby, które blokują las, przebywają tam nielegalnie, bo w tym miejscu obowiązuje tymczasowy zakaz wstępu do lasu. Jednak policja nie jest w stanie wyegzekwować obowiązywania tego zakazu. Leśnicy mają o to żal, tym bardziej, że często mieszkańcy zwracają na to uwagę.

- Przychodzą do mnie ludzie i pytają, jak to jest, że za chwilowe, złe zaparkowanie samochodu w lesie można dostać mandat, a oni tutaj są już kilka miesięcy i nie ma żadnej siły, aby ich usunąć. Ponadto aktywiści uniemożliwiają pracę Zakładom Usług leśnych a także odbiorcom drewna - mówi Stanisław Rębisz.

W Nadleśnictwie podkreślają, że używanie nazwy "projektowany Turnicki Park Narodowy" jest nieprawdziwe, bo on nie jest projektowany. Ponadto organizatorzy protestu nie zgłosili go do gminy, a na drogach powiatowych namalowano napisy o Turnickim Parku Narodowym, co również jest nielegalne. Jednego dnia ekolodzy zablokowali wejście do siedziby Nadleśnictwa Bircza. Pomogła dopiero interwencja policji.

Mieszkańcy twierdzą, że od pokoleń w tym regionie dba się o lasy. Leśnicy to oczywiście potwierdzają, ale wolą podpierać się dokumentami i konkretnymi liczbami.

W 1946 r. lesistość na terenie Nadleśnictwa Bircza wynosiła 36 proc. Dzisiaj 62 proc. Ogromne szkody wyrządzało na tym terenie tzw. państwo arłamowskie, związane z rządowym ośrodkiem wypoczynkowym dla komunistycznych elit. Te lubiły polować, dlatego trzeba było zapewnić odpowiednią ilość zwierzyny. Według szacunków populacja jeleni i dzików było 10-krotnie większa niż pojemność łowiska. Dla lasu to katastrofa. Prawie 60 proc. upraw i młodników drzew była uszkodzona w znacznym stopniu. Na ogrodzonym terenie brakowało dwóch klas wieku drzew, "dzieci i młodzieży". Udało się to odbudować dzięki pracy leśników i okolicznej ludności. W okresie „poarłamowskim” ratując las posadzono ok. 100 mln. drzew, co w przeliczeniu na obecne ceny kosztowało 130 mln złotych.

- Pozyskujemy mniej niż przyrasta, co sprawia, że drewna w lesie cały czas przybywa - twierdzi S. Rębisz.

Blokada lasu prowadzona jest od 25 kwietnia, przy drodze, pomiędzy Arłamowem i Makową.
Norbert Ziętal Blokada lasu prowadzona jest od 25 kwietnia, przy drodze, pomiędzy Arłamowem i Makową.

Samorządowcy zgodnie mówią „nie” powołaniu parku narodowego

Na utworzenie Turnickiego Parku Narodowego nie godzą się lokalni samorządowcy. W maju, podczas wspólnych obrad rad powiatów przemyskiego i bieszczadzkiego oraz gminy Bircza przygotowano petycję, w której samorządowcy sprzeciwili się wprowadzaniu nowych form ochrony przyrody na tym terenie.

W gminie Bircza spora część przedsiębiorców żyje z lasu, głównie z pozyskiwanego drewna. Wyliczono, że aby zrekompensować im straty spowodowane wprowadzeniem nowej formy ochrony przyrody, na ten teren dziennie musiałoby przyjeżdżać aż 600 turystów.

- Ekolodzy przyjechali nie wiadomo skąd i chcą nam tutaj stworzyć park. A do nas mówią, żebyśmy sobie walczyli o rekompensaty od państwa - denerwował się jeden z mieszkańców, podczas lipcowego spotkania w Makowej.

Człowiek z branży turystycznej przekonywał wtedy, że także oni obawiają się ustanowienia parku.

- W praktyce nic tu nie będzie można wybudować. Koszty ekspertyzy, które trzeba zrobić w na terenach objętych ochroną, przewyższają wielokrotnie budowę np. małego domku turystycznego - argumentował.

Czy trwający już piąty miesiąc protest może mieć drugie dno? Czy komuś zależy na upadku polskiego przemysłu drzewnego? Może faktycznie ktoś tym steruje i wykorzystuje ludzi, którzy społecznie bronią swoich ekologicznych wartości? Takie pytania często są stawiane przez mieszkańców.

Niewykluczone, że coś na rzeczy jest, bo drewno to dzisiaj bardzo atrakcyjny towar. Odczuwalny jest jego deficyt, w Europie z powodu braku surowca stoi wiele zakładów drzewnych. Kuriozalne są np. komunikaty sklepów internetowych, specjalizujących się w sprzedaży wyrobów z drewna, które przy swoich produktach zamieszczają informację, że są czasowo niedostępne z powodu braku surowca, czyli drewna. Niedobory drewna na rynku, przy tak dużym popycie, pozwalają podnosić jego cenę. Liczby pokazują, że np. w Niemczech czy Szwecji tnie się na potęgę, w stopniu o wiele wyższym niż w Polsce.

***

- Robi się coraz chłodniej, wkrótce zaczną się mrozy, które tutaj zdarzają się bardzo duże. Co z blokadą? – pytamy na blokadzie koło Arłamowa.

- Będziemy tutaj dalej - deklaruje jeden z protestujących.

Norbert Ziętal

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.