Czasem upał, czasem śnieg, czyli wielkanocne z panią aurą przygody

Czytaj dalej
Michał Wroński

Czasem upał, czasem śnieg, czyli wielkanocne z panią aurą przygody

Michał Wroński

Pierwsza Wielkanoc w Stalinogrodzie zaczęła się dosyć pogodnie. W ciągu dnia wiatr przywiał jednak chmury, z których spadło trochę deszczu. Było dość ciepło. W ciągu dnia termometry pokazały przeszło 17 stopni Celsjusza. Był 5 kwietnia 1953 roku.

Dlaczego dziś przypominamy akurat tamtą datę? Bo właśnie wtedy po raz ostatni zdarzył się taki układ świątecznego kalendarza jaki mamy w tym roku. Od tamtego czasu zmieniło się wiele - Katowice przestały być Stalinogrodem, Polska członkiem Układu Warszawskiego (ba, zniknął nawet sam pakt), a Ruch Chorzów, który 62 lata cieszył się z mistrzowskiego tytułu w piłkarskiej I lidze dziś plącze się w ogonie tabeli. A pogoda? Przekonamy się pojutrze.

Akurat pod względem aury Wielkanoc bywa bardzo kapryśna. Dużo bardziej niż Boże Narodzenie, kiedy możliwości są dwie: albo zima jest, albo jej nie ma. Zmienna data Wielkanocy (przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca) sprawia natomiast, że w przypadku tych akurat świąt z równym prawdopodobieństwem może nam się trafić wiosna, jak też zima, czy nawet lato.

Na ciepłą Wielkanoc największe szanse są oczywiście pod koniec kwietnia. Trudno zresztą się dziwić. Jak wskazują synoptycy średnia temperatura ostatniej dekady kwietnia jest o 4 stopnie Celsjusza wyższa niż ostatniej dekady marca. Powiedzieć jednak o Wielkanocy roku pańskiego 1962, że była ciepła to stanowczo zbyt mało.

- Święta w lipcowej pogodzie - donosiła Trybuna Robotnicza z 24 kwietnia 1962. Jak można przeczytać katowicka stacja IMGW w pierwszy dzień świąt (tj. 22.04) zarejestrowała temperaturę 26,2 stopni ciepła w cieniu, a nazajutrz było jeszcze cieplej! - W poniedziałek słupek rtęci w termometrze wzbił się do 27,5 stopnia. W słońcu temperatura dochodziła do plus 28 stopni (...) Tu i ówdzie zażywano kąpieli w stawach i gliniankach - relacjonował reporter Trybuny.

Niewiele chłodniej było w roku 2000, kiedy to święta przypadały 23 - 24 kwietnia. Średnia temperatura w ciągu tamtej Wielkanocy wynosiła bowiem 17 - 18 stopni Celsjusza, a momentami termometry pokazywały aż 25 stopni (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że kwiecień 2000 roku będzie w ogóle jednym z najcieplejszych na przestrzeni wielu lat).

Rok później przeżyliśmy kolejny szok termiczny, choć tym razem aurę za oknem nijak nie można było określić mianem letniej. Mimo że termin nie zapowiadał fali chłodów (Wielkanoc przypadała 15 kwietnia), to temperatura spadała chwilami do minus 6 stopni Celsjusza (średnia dobowa zaledwie o pół stopnia przekroczyła zero). Zimą powiało w święta również dwa lata temu. Śnieg zaczął sypać jeszcze w pierwsze święto (przypadało 31 marca), a to, co ujrzeliśmy następnego dnia za oknem wyglądało jak zwichrowana wersja lanego poniedziałku dla Eskimosów. Co bardziej dowcipni żartowali, że raz w roku muszą się zdarzyć białe święta, a skoro Boże Narodzenie roku 2012 takie nie były, to Wielkanoc nadrabia zaległości.

- W Katowicach pokrywa śnieżna sięgnęła nad ranem 1 kwietnia 27 centymetrów. Tak dużo śniegu o tej porze roku nigdy wcześniej nie mieliśmy - przyznaje Grażyna Bebłot z katowickiej stacji Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.

Śniegu owszem, więcej nigdy wcześniej nie było, ale chłodem potrafiło nieźle powiać. O zimowej Wielkanocy można przeczytać w prasie z roku 1970 (wówczas święta wypadały 29 marca) oraz roku 1977 (wtedy świąteczna niedziela przypadała 10 kwietnia).

- Zimowa, mroźna pogoda odmieniła całkowicie tradycyjny charakter tegorocznych wiosennych świąt (…) W pierwszy dzień świąt padał śnieg, a w drugi było pogodnie i mroźno, przy czym temperatura wynosiła od 2 - 6 stopni poniżej zera - donosiła Trybuna. Z aury cieszyli się chyba tylko narciarze. W Wielkanoc dosypało w szczytowych partiach Beskidów ok. 20 cm białego puchu.

***
W lany poniedziałek czasem pada. A czasami nie. Obserwacje meteorologów pokazują, że pogoda w lany poniedziałek ma się nijak do nazwy tego dnia. W ciągu pierwszej dekady XX wieku deszczowy śmigus dyngus mieliśmy pięć razy. Kolejne pięć przypadków uszło nam na sucho. Wniosek z tego taki, że nie ma tu żadnej reguły. Chcąc utrzymać tradycję dyngusa pozostaje zatem nie zdawać się na pogodę i zaopatrzyć w wiadro.

Michał Wroński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.