Dla każdej tradycji jest tu miejsce, nie chcemy nikogo nawracać na śląskość

Czytaj dalej
Teresa Semik

Dla każdej tradycji jest tu miejsce, nie chcemy nikogo nawracać na śląskość

Teresa Semik

Nauczanie mowy śląskiej w sposób obligatoryjny raczej nie przysporzy miłośników Śląska - mówi dr Łucja Staniczek, polonistka, współautorka programu edukacji regionalnej o Górnym Śląsku

Młodzież chętnie uczyłaby się mowy śląskiej?
Jeżeli z tej nauki uczynimy kolejny przedmiot lekcyjny, będą klasówki i oceny, odpytywanie ze słówek, to ten przedmiot stanie się jednym z wielu nielubianych, zwłaszcza wśród dzieci rodziców spoza Śląska. Będzie budził wątpliwości: po co mi to?

A po co młodzi mają wiedzieć, jak się „warzy wodzionka”?
Dla smaku. Chodzi o to, żeby poznawać potrawy regionalne, śląskie nazwy warzyw, owoców, części stroju śląskiego itp. Edukacja regionalna jest atrakcyjna, ważna, wiem to po swoich uczniach, ale musi być dostosowana do ich zainteresowań i rozwoju.

Śląsk tradycyjny wydaje się przydatny młodym ludziom? Choćby taki śląski model rodziny: on ciężko pracuje pod ziemią, a ona czeka w domu?
Ten Śląsk umarł. Rodzina jest ceniona pod każdą szerokością geograficzną. Obserwowałam chłopaka z rzeszowskiej wsi, który przyjechał na Śląsk i zamieszkał z bratem. Tu zdobył wykształcenie, usamodzielnił się i ściągnął spod Rzeszowa czworo rodzeństwa. Bardzo je wspierał. Opowiadam o tej rodzinnej solidarności taksówkarzowi, a on na to: - No wie pani, żeby jo mioł bratu załatwić lepszo robota jak jo mom...

O jakim Śląsku opowiada pani uczniom? O tym, który jeszcze starka wspomina?
Na pomoc starek już nie liczymy. Jeszcze kilkanaście lat temu można było poprosić uczniów, by spytali babcię czy dziadka, jak to dawniej bywało i by pomogli wnukom przez swoje wspomnieni nasiąkać tym regionem.

Edukacja regionalna stała się w woj. śląskim sprawą polityczną. Jak powinna wyglądać w klasach, gdzie dzieci śląskie są w mniejszości? Czy tam, gdzie jest spora społeczność kresowa, nie należy tej wiedzy rozciągnąć o Kresy?
Dla każdej tradycji jest miejsce na Śląsku. Niech tylko każdy zadba o swoją. Obok makówek na Wigilię, dzieci przygotują kutię. Nie chcemy nikogo nawracać na śląskość. Kochaj to, w czym wzrastasz.

Jak pani reaguje na odradzający się konflikt hanysów i goroli?
Boleję nad tym. Szanuję poglądy każdego, jeśli celem jest dobro tej ziemi. Moja mama tłumaczyła, że nieważne, kim kto jest - Polakiem czy Niemcem, ale ważne, czy jest porządnym człowiekiem. To jest ta wartość ludzi pogranicza, której od Ślązaków mogliby się uczyć inni. Niewiele z tej śląskiej gościnności zostało. Coraz częściej spotykam napisy: „Gorole raus”.
Czytam też wulgarne napisy pod adresem Ślązaków. To: „Gorole raus” bierze się z ogromnego kompleksu Ślązaków. Najpierw kolonizowali ich Niemcy. Mówili po niemiecku i wprowadzali niemieckie porządki, a lud, ze swoją śląską mową, zostawał w tyle. Po 1922 roku w polskiej części Górnego Śląska pojawiła się misja ich polonizowania. Ślązacy angażowali się w powstania, demonstrowali swoją odrębność w stosunku do niemczyzny i nagle się dowiadywali, że nie umieją mówić po polsku, że trzeba ich dopiero nauczyć. Dlatego pytali zdziwieni: - No dobrze, to po jakiemu my godomy? Jak to nie jest polski, to jaki to jest język?

Dziś Ślązacy kłócą się między sobą na temat własnej przeszłości i przyszłości, a nawet tego, kim są. Jak na lekcjach z edukacji regionalnej pokaże pani powstania śląskie? Jako wojnę domową czy zryw narodowy pod polskim sztandarem?
Przytoczę fragment książki Zofii Kossak-Szczuckiej o tym, że po stronie polskiej walczyli ludzie, którzy nie umieli słowa po polsku, a po stronie niemieckiej ci, którzy nie znali niemieckiego. Pisarki nie można posądzać o separatyzm. Ks. Emil Szramek postawił celną diagnozę społeczności śląskiej, pisząc o gruszy na granicy, która rodzi owoce po obu stronach, ale też jej korzenie czerpią soki z obu stron tej granicy. Ludzie z pogranicza mają prawo wybierać ojczyznę.
Wszędzie ludzie mają do tego prawo i nikt nikomu z tego powodu głowy nie ucina.

W dobie uniformizmu młodzi ludzie szukają swojej tożsamości?
Posłużę się pracą z matury próbnej na temat małej ojczyzny licealistki z Tychów, której tata pochodził z Kujaw, a mama z Nowego Sącza. Dziewczyna pisała, że jak jadą na Kujawy, to tata mówi: „jedziemy do domu”, a jak ruszali do Nowego Sącza, wtedy mama mówiła identycznie. Gdy zaś wracali do Tychów, to dla niej był to powrót do domu. Pytała siebie, gdzie jest jej mała ojczyzna? Być może, jak będą tu groby jej przodków, znajdzie odpowiedź. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że edukacji regionalnej nie można nikomu narzucać. Młody człowiek musi sam szukać odpowiedzi, kim jest. Nauczyciel nie może go nawracać, tylko wspierać w tych poszukiwaniach.

A co z uczniami ze śląskich rodzin?
Trzeba ich przekonać, że nie muszą się wstydzić tego, że mówią po śląsku, a ich babcia chodziła w kieckach.

Myśli pani doktor, że jeszcze dziś młodzi wstydzą się tej przeszłości? To chyba mit.
Od niedawna już się nie wstydzą, a nawet wymyślili w czasie naszego Śląskiego Turnieju Debat Oksfordzkich, że „Być Ślązakiem jest trendy”.

I młodzi ludzie pokochają ten Śląsk bardziej niż swój wirtualny świat?
Jestem optymistką. Niedawno jeden z uczestników naszej olimpiady wiedzy o Górnym Śląsku napisał, że choć urodził się tutaj, Śląsk nigdy nie wydawał mu się ciekawy, nie utożsamiał się z kolegami, którzy mówili gwarą śląską. Zmienił zdanie, gdy na potrzeby tej olimpiady przeprowadził wywiad z muzykiem Józefem Skrzekiem, a potem jeszcze usłyszał Kamila Durczoka, jak w czasie pogrzebu żegnał po śląsku Dariusza Kmiecika, który zginął z rodziną w zawalonej kamienicy. Olimpijczyk zachwycił się mową śląską.

Jaka jest opinia pani doktor na temat starań o kodyfikację gwary śląskiej?
Śląszczyzna jest zdecydowanie odmianą języka polskiego. Chodzi tylko o to, na ile w tej chwili różni się od polszczyzny, by można ją uznać za język regionalny. Myślę, że nauczanie mowy śląskiej w sposób obligatoryjny nie przysporzy miłośników
Śląska.

I kto by się ośmielił jej nauczać? Pytanie też, jakiego śląskiego języka?
Językoznawcom udałoby się go stworzyć, jak Kaszubom, ale powstałby język obcy każdemu na Śląsku. To byłby język sztuczny. Pytanie, komu byłby potrzebny.

Co jest najważniejsze w edukacji regionalnej?
Kształcenie postaw. Cel wychowawczy pozostaje zdecydowanie ważniejszy od poznawczego. Zadaniem nauczycieli regionalistów jest wykształcenie pozytywnej postawy wobec regionu, która spowoduje, że młody człowiek będzie z dumą o tym miejscu mówił, będzie chciał w nim mieszkać i dla niego zrobić coś dobrego.

Czym dla pani jest Śląsk?
Moim miejscem, o którym Zbigniew Kadłubek pisał: „Nie jest lekko być Ślązokiem, ale jak się już jest Ślązokiem, to nie idzie być nikim innym”.

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.