Agata Pustułka

Doktor Quinn ze Śląska. Leczyła biednych, była posłanką Sejmu Śląskiego

Doktor Quinn ze Śląska. Leczyła biednych, była posłanką Sejmu Śląskiego
Agata Pustułka

Pierwsza kobieta lekarka ze Śląska dyplom uzyskała w 1920 roku. Dr Maria Rajda-Kujawska w czasie III powstania zajmowała się rannymi. Była więziona w Ravensbrück. Jej cztery córki też zostały lekarkami.

Elizabeth Blackwell, amerykańska i brytyjska lekarka, była pierwszą kobietą w USA, która w 1849 roku otrzymała dyplom lekarski. Podczas zajęć sekcyjnych musiała wystąpić o specjalną zgodę, by uczestniczyć w zajęciach o męskich narządach płciowych.

Na postaci tej dzielnej i upartej kobiety wzorowali się twórcy serialu „Dr Quinn”, która w małym miasteczku na Dzikim Zachodzie zmagała się z uprzedzeniami, by móc prowadzić praktykę i leczyć pacjentów.

- Historia kobiet w medycynie często wyglądała jak droga krzyżowa, wiodąca do wymarzonego celu - mówi dr Halina Kulik, kierownik Zakładu Propedeutyki Pielęgniarstwa Katedry Pielęgniarstwa, która prześledziła losy lekarek-pionierek. - Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w 1895 r. prof. chirurgii Ludwik Rydygier na łamach „Przeglądu Lekarskiego” pisał: „Precz więc z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza”. Dziś odwiedzając którykolwiek ze szpitali pewno doznałby wstrząsu.

Gdyby ktoś zechciał nakręcić serial o dr Marii Rajdzie-Kujawskiej, pierwszej lekarce ze Śląska, to powstałby film o poświęceniu, wytrwałości, miłości, z wieloma zwrotami akcji. Już sam fakt, że wybrała drogę zarezerwowaną dla mężczyzn, był wyjątkowy.
Nie pochodziła z bogatej rodziny, tata Wilhelm był mistrzem szewskim, a mama Berta prowadziła dom. Zdroworozsądkowe poglądy ojca były dla Marii wsparciem. Chciał, żeby córka wykształciła się na lekarkę. Na wydział medyczny wstąpiła na Uniwersytecie we Wrocławiu, gdzie była jedną z pierwszych studentek.

Tam w Marii narodziła się Polka. Nauczyła się mówić po polsku, do tej pory w domu i szkołach porozumiewała się w języku niemieckim. Wciągnęło ją akademickie życie - przyjaźniła się z Polakami ze Śląska i Wielkopolski. To wówczas zakochała się z wzajemnością w młodym lekarzu Kazimierzy Kujawskim, powstańcu wielkopolskim, a potem działaczu plebiscytowym na Górnym Śląsku. Zapisała się do organizacji niepodległościowej ZET.

Wrocław musiała jednak opuścić po konflikcie na tle narodowościowym z jednym z profesorów. Kontynuowała naukę w Poznaniu, Krakowie, a dyplom uzyskała ostatecznie na Uniwersytecie Warszawskim. - Na ziemiach polskich od 1813 r. kobiety miały prawo praktyki dentystycznej, a od 1838 r. dopuszczone były do egzaminów na stopnie dentystyczne. Pierwsze dyplomowane farmaceutki podjęły pracę już w 1824 r.

Lekarka dla haremu
- Wrota uniwersytetów były jednak na ogół zamknięte dla kobiet. Prawa w tym zakresie regulowały przepisy państw zaborczych. Walka o prawo do studiów uniwersyteckich przebiegała różnie w różnych zaborach. Ubieganie się o prawo do studiów lekarskich oraz prawo wykonywania zawodu lekarza spotykało się z ogólną dezaprobatą i niechęcią ze strony większości konserwatywnego społeczeństwa, profesorów akademickich oraz niektórych kobiet - wyjaśnia dr Kulik. - Tradycje studiów kobiecych na wydziałach lekarskich polskich uniwersytetów sięgają ok. stu lat. Czasy te wydają się bardzo odległe, szczególnie dla współczesnego pokolenia studentek medycyny, które stanowią większość wśród studentów tego kierunku - przypomina dr Kulik.

Ich poprzedniczki musiały pokonać wiele trudności. Np. Anna Tomaszewicz-Dobrska, pediatra i lekarz chorób kobiecych, pierwsza w Polsce kobieta praktykująca jako lekarz, możliwość tę otrzymała przez przypadek. Gdy wyjechała do Petersburga, by nostryfikować dyplom, dowiedziała się, że ukaz carski z 1876 r. zabrania w ogóle poddanym studiowania w Zurychu. - Sytuację pozornie bez wyjścia uratował szczęśliwy zbieg okoliczności.

Akademia Medyko-Chirurgiczna poszukiwała właśnie do haremu sułtana lekarki władającej biegle językiem niemieckim, francuskim i angielskim. Tylko Polka odpowiadała warunkom. Rząd carski zgodził się na nostryfikowanie dyplomu Tomasze-wiczówny w zamian za przyjęcie posady w haremie sułtana. Uzyskany w ten sposób dyplom dał jej prawo praktyki lekarskiej #w zakresie chorób kobiecych i dziecięcych. Sobie tylko wiadomym sposobem udało się jej uniknąć pracy w haremie sułtana - dodaje dr Kulik.

Studentki medycyny z Polski próbowały studiować w całej Europie. Mówiono nawet o typie studentki Polki: „Studentka Polka pozostaje zwykłą kobietą, tylko że wykształconą kobietą. Na ulicy poznajemy ją po skromnym ubraniu i paczce książek lub zeszytów pod pachą, a spotkamy ją częściej w bibliotekach publicznych, gdzie schylona nad dziełem, robi notatki i wyciągi”. Zwracano również uwagę na zastraszający stan zdrowotny studentek: „Praca ponad siły i nienormalne warunki torują drogę chorobie”.

Maria Rajda z rozpoczęciem praktyki nie miała problemów. Na Śląsku zbliżał się czas powstańczych rozstrzygnięć. Dr Rajda uczyła młode dziewczyny pielęgniarstwa i położnictwa, organizowała związki położnych w wielu miastach. W dniu plebiscytu, 20 marca 1921, była lekarzem dyżurnym w polskim sztabie plebiscytowym. Potem zajmowała się rannymi w czasie III powstania i była w nim jedyną kobietą lekarką.

Posłanka i więźniarka
Okres między wojnami przyniósł rodzinie #Kujawskich oczekiwany spokój. Zarówno Maria, jak i Kazimierz nie założyli jednak praktyki prywatnej, co mogłoby przynieść spory dochód. Leczyli chorych bez względu na ich status. Maria, mimo coraz większej liczby obowiązków, urodziła przecież cztery córki, zaangażowała się w działalność społeczną i polityczną. Nie wiadomo, jak znajdowała czas na pracę w Towarzystwie Polek, Towarzystwie Walki z Gruźlicą, leczenie pacjentów. Znalazła się w gronie założycieli Instytutu Śląskiego.

W ówczesnym najważniejszym sporze Wojciech Korfanty - wojewoda Michał Grażyński stała po stronie wojewody i jako dwukrotnie wybrana do Sejmu Śląskiego reprezentowała Chrześcijańsko-Narodowe Zjednoczenie Pracy. W Sejmie znalazła się w komisji ds. wyznań i oświecenia publicznego. Nieraz dała się poznać jako uczestniczka ostrych debat. Upust emocjom dawała też na łamach ówczesnej prasy. Po wybuchu II wojny światowej Maria musiała czym prędzej opuścić Śląsk. Wraz z mężem znaleźli się na liście osób do zatrzymania. Ona wywiozła córki do znajomych. On też opuścił Katowice i ukrywał się w okolicach Kłobucka oraz Skarżyska-Kamiennej, gdzie wciąż pracował jako lekarz. Niemcy zastali więc puste mieszkanie, gdy przyszli na rewizję.

Małżonkowie zobaczyli się dopiero po wojnie. Ale to Maria przeżyła wraz z dziećmi prawdziwą gehennę. Najpierw trafiły do Rumunii, a potem do Jugosławii - Dalmacji i na wyspę Krk. Wszędzie, gdzie się pojawiła, organizowała pomoc dla wdów wojennych i ich dzieci. W 1940 r. Niemcy zatrzymali i wywieźli do obozów wszystkich Polaków. Maria wraz z dwiema córkami, Barbarą oraz Janiną, znalazły się w Ravensbrück.

Z numerem obozowym 26 504 przez cały pobyt leczyła walerianą i aspiryną, bo tylko takie były do wyboru leki na gruźlicę czy dla psychicznie chorych pacjentek. Zwłaszcza chore psychicznie kobiety były traktowane ze szczególnym okrucieństwem. Dostawały połowę i tak głodowej racji żywnościowej. Dr Kujawska była z nimi kilkudziesięcioma zamykana w pokoiku 3 na 3,5 metra i miała je... leczyć psychoterapią. Pewnego dnia wszystkie jej pacjentki „zniknęły”, zostały wymordowane. Ona ledwo wyzdrowiała, gdy zachorowała na dur wysypkowy.

Kujawska dzięki bezbłędnej znajomości języka niemieckiego próbowała zdobyć dla swoich podopiecznych trochę więcej jedzenia, jakieś dodatkowe lekarstwa. Poddawane pseudomedycznym eksperymentom kobiety były traktowane jak króliki doświadczalne. Chroniła je nie wpisując do dokumentacji, że cierpią na poważniejsze schorzenia, gdyż byłby to dla nich wyrok śmierci.

Ponieważ obóz był przeludniony, Niemcy postanowili dokonać generalnej selekcji. Specjalna komisja chodziła od baraku do baraku. Świadoma zagrożenia Kujawska kazała wszystkim jak najładniej się ubrać i uśmiechać, mimo cierpienia. Silniejsze miały dyskretnie podtrzymywać najsłabsze więźniarki. #Dzięki temu fortelowi ocaliła im życie.

- Współwięźniarki nazywały dr Kujawską aniołem z Ravensbrück - wyjaśnia dr Kulik i przytacza fragment listu napisanego przez jedną z uwięzionych w obozie. Gertruda Kyzer-Lanz pisała: „Ravensbrück to było naprawdę piekło. Ale w tym piekle anioł, zresztą z twarzą Sokratesa, dr Maria Kujawska z Katowic. Niedużego wzrostu, siwowłosa, niezwykle inteligentna, była lekarzem bloku nr 11. Cały ten blok uratowała od śmierci gazowej, z narażeniem życia własnego i życia swoich córek Basi i Janiny, które też w Ravensbrück były”.

Tuż przed wyzwoleniem obozu panował w nim wielki chaos. Niepostrzeżenie dr Kujawskiej udało się wraz z córkami uciec i ukrywając się doczekać wyzwolenia. Dr Kujawska mogła zamieszkać w Szwajcarii. Taką dostała propozycję. Była niezwykle aktywną działaczką Polskiego Czerwonego Krzyża, osobą znaną ze swych dokonań i pomocy chorym. Musiała jednak wrócić do siebie, na Śląsk. Zamieszkała w Pszczynie. Wreszcie zobaczyła się z mężem. Ich szczęście nie trwało długo. Dr Kujawski zmarł 28 listopada 1945 roku.

Teraz tylko ona mogła opiekować się rodziną. Cały czas ciężko pracowała: z chorymi na gruźlicę, w poradniach dla dzieci, kobiet, dla ciężarnych. Często do swoich pacjentów chodziła pieszo, po kilka, nawet kilkanaście kilometrów. Była bardzo skromna i żyła skromnie. Ubierała się w praktyczne, ludowe stroje. Kilka razy w tygodniu jeździła do Katowic, by zdobyć więcej leków. Jej serce nie wytrzymało jednak napięcia i wysiłku. Zmarła nagle 23 maja 1948 roku w otoczeniu swoich córek. (Wszystkie ukończyły medycynę). Pochowano ją na cmentarzu w Pszczynie.

Agata Pustułka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.