Dominik Piec z Piekar Śląskich przejechał 1008 km w 46 godzin
Dominik Piec z Piekar Śląskich ukończył ultramaraton Bałtyk-Bieszczady Tour. To ponad 1000 km! Ma za sobą wyprawy rowerowe m.in. po Syrii i Kambodży. W tym roku będzie jeździł w Tajlandii.
Choć pogoda nie sprzyjała i łatwo nie było - wiał silny wiatr, były ulewy - to do mety dotarł szczęśliwy. 27-letni Dominik Piec z Piekar Śląskich pokonał trasę liczącą 1008 km w 46 godzin 1 min i 46 sek. podczas ultramaratonu kolarskiego Bałtyk-Bieszczady Tour. Odbył się od 20 do 23 sierpnia.
Do wyboru były dwie kategorie: solo (zawodnik jedzie sam) i open (jazda w grupie). Piekarzanin wybrał tę drugą opcję, w której wśród 180 zawodników, zajął wysokie, 27. miejsce. Kolarze wystartowali ze Świnoujścia. Dalej jechali m.in. przez Piłę, Bydgoszcz, Toruń, Płock, Radom, aż do Ustrzyk Górnych.
- Większość trasy była nieciekawa, bo prowadziła głównymi drogami, na których jest duży ruch i jeżdżą tiry. Dopiero w okolicy Rzeszowa czy już w górach było lepiej, choć i tak przy dużym zmęczeniu już nie zwraca się uwagi na krajobrazy - mówi Dominik. - Wyzwaniem było ostatnie 100 km, kiedy jechałem w totalnej ulewie. Nie było widać drogi, dziur, wiało i zrobiło się zimno. A było już coraz więcej podjazdów. Trzeba było bardzo uważać, by przez nieuwagę nie wypaść z zawodów. Pod koniec jednak nabrałem energii i wytrwałem do końca. Chciałem poznać swoje granice wytrzymałości. Jeździłem już na innych długich dystansach i byłem ciekawy, czy podołam temu - dlatego pojechałem w tych zawodach - dodaje.
Organizatorzy zadbali o to, by każdy rower miał specjalny nadajnik, dzięki któremu bliscy obserwowali w internecie, jak kolarzowi wiedzie się na trasie, a on sam mógł zobaczyć innych zawodników i zdecydować, czy np. dogonić kogoś i porozmawiać. Bo, jak twierdzi Dominik - o żadnej rywalizacji nie było mowy. - To nie jest taki typowy wyścig. Oczywiście super jest zająć niezłe miejsce, ale tutaj chodzi głównie o to, aby jechać, pomagać sobie nawzajem i spędzić czas w rewelacyjnej atmosferze - zapewnia. Po drodze były punkty żywnościowe, na jednym postoju można było wziąć prysznic i zmienić strój kolarski.
Na mecie czekała dziewczyna. Pożegnała Dominika w Świnoujściu, po czym pociągami i autostopami dostała się do Ustrzyk Górnych, gdzie go przywitała. - Sprawiła mi tym ogromną niespodziankę. Mam też satysfakcję, że udało mi się zrobić to, co sobie zaplanowałem, czyli przejechać trasę w mniej niż dobę - przyznaje Dominik. Wszyscy zawodnicy otrzymali na koniec medale i stroje kolarskie.
Piekarzanin odkąd tylko nauczył się jeździć w wieku kilku lat, nie rozstaje się z rowerem. Ma ich w domu pięć - każdy na inne trasy. Trenuje dwa lub trzy razy w tygodniu, jeżdżąc krótszymi trasami, w weekendy wybiera się na 100 czy 200 km i nawet dłuższe wyprawy. Jeździł także za granicą - przemierzył rowerem niemal całą zachodnią Europę i m.in. Wietnam, Kambodżę, Bułgarię, Mołdawię, Ukrainę, Izrael i Syrię. Na co dzień - jak na pasjonata roweru przystało - pracuje w sklepie rowerowym.
W zeszłym roku Dominik wziął udział w maratonach, liczących ponad 500 km w Tatrach i na Mazurach, w tym roku był też Maraton Podróżnika na 500 km, w którym zajął czwarte miejsce na ponad 60 zawodników. Ukończył też zawody triathlonowe na dystansie Ironman, uzyskując czas poniżej 12 godzin.
Dominik Piec w listopadzie wybiera się na rowerową wycieczkę po Tajlandii. Być może w 2017 roku zdecyduje się także na około 3 tys. km trasę dookoła Polski.