Dyrektor kopalni Staszic nie żyje. Zastrzelony. Dlaczego zginął?

Czytaj dalej
Aldona Minorczyk

Dyrektor kopalni Staszic nie żyje. Zastrzelony. Dlaczego zginął?

Aldona Minorczyk

24 listopada 1994 roku dla st. sierż. Masłowskiego z Katowic nie zaczął się spokojnie. Już przed 10. został wezwany do siedziby dyrekcji kopalni Staszic. Powód: zabójstwo Mirosława Majora, dyrektora kopalni. Tak zaczęło się jedno z największych śledztw w historii śląskiej kryminalistyki.

Zabójstwo dyrektora kopalni Staszic to zbrodnia, która 20 lat temu wstrząsnęła Śląskiem. Do tej pory budzi ogromne emocje. W biały dzień, w gabinecie zastrzelono wysokiego rangą urzędnika.Sprawca zniknął.Kiedy policjant Masłowski dotarł do gabinetu dyrektora Majora, zwłoki nadal tam leżały. W pomieszczeniu zastał Ryszarda Miklisa, bezpośredniego świadka zabójstwa. Miklis relacjonował: – Około 9.35 do pokoju wszedł mężczyzna średniego wzrostu i oznajmił: „Ja mam do pana dyrektora jedną sprawę za to co mi pan zrobił.”

Wyjął z płaszcza pistolet. Padł strzał. Dyrektor upadł na ziemię. Wtedy zabójca podszedł do ciała i strzelił jeszcze dwa razy. Wyszedł z gabinetu i oddalił się w nieznanym kierunku. Lucyna Mazak, lekarz sądowy stwierdziła w ciele dwie rany wlotowe. Mirosław Major zmarł na miejscu, niedługo po postrzeleniu klatki piersiowej. Strzały oddano z niemieckiego rewolweru winchester magnum kaliber 22.

Świadkiem tego tragicznego zdarzenia była także sekretarka Janina Krupierz. Kiedy zabójca wchodził do gabinetu, robiła herbatę na zapleczu. Wcześniej z nim rozmawiała, informowała, że dyrektor jest zajęty i nie ma czasu na rozmowę. Nie miała wątpliwości, że tym, który strzelał był właśnie Zbigniew Manecki, przedsiębiorca skonfliktowany z dyrektorem Majorem, zadłużony w kopalni na ogromną kwotę.

Zabójca rano jak zwykle wyszedł z domu. Jego zachowanie nie budziło zastrzeżeń żony. Był umówiony na spotkanie w hotelu „Katowice”, ale się rozmyślił. Wsiadł do taksówki Piotra Siary, kazał zawieźć się do kopalni Staszic i zaczekać pod wejściem do budynku dyrekcji. Taksówkarz tak opowiadał o tym kursie: „Zachowywał się spokojnie, normalnie. Kiedy wyszedł po kilku minutach z budynku powiedział, że sprawę załatwił i możemy jechać”. Taksówkarz nie miał pojęcia co wydarzyło się w gabinecie Majora i że wiezie zabójcę. Dlaczego Manecki zabił?

Był przedsiębiorcą. Prowadził rozliczne interesy, jedne bardziej, inne mniej udane. W 1990 roku wydzierżawił od kopalni Staszic piękną, zabytkową Karczmę Śląską na placu pod Lipami w katowickim Giszowcu. Zainwestował wraz ze wspólnikiem spore pieniądze. Interes się rozkręcił. Potem jednak coś zaczęło szwankować. Manecki nie płacił czynszu. Kopalnia wypowiedziała mu umowę najmu, oddała sprawę do sądu. Biznesmen twierdził, że ktoś na niego poluje, niszczy jego majątek, wyposażenie karczmy, napada na niego i jego ludzi. Dlatego dostał pozwolenie na broń. Był członkiem Policyjnego Klubu Sportowego.

Paweł Kurek wspólnik Maneckiego tak opisywał go policjantom w śledztwie: „Mogę go określić jako człowieka ślepo dążącego do zaplanowanej sobie rzeczy i chociaż niejednokrotnie nie miał racji, nie przyznawał się do tego i brnął w tym błędzie, aż rzecz zaplanowaną zrealizował. (…) Manecki miał ścisły umysł, jakbym powiedział posiadał komputer w głowie. Wszystko potrafił załatwić i zrealizować. Cały czas chciał być na piedestale. Manecki miał według mnie manię prześladowczą. Sądził, że wszyscy chcą zabrać jego pieniądze. Za wszystkie niepowodzenia winił innych i musiał mieć tzw. kozła ofiarnego”.

Po oddaniu strzałów do dyrektora Majora Manecki zniknął. Co robił zanim zatrzymano go w Londynie? To wiemy głównie z jego relacji przedstawionej stróżom prawa z Wielkiej Brytanii. Relacji niezbyt wiarygodnej. Zeznał, że uciekał przez Czechosłowację, Austrię, Włochy, Francję i Belgię. W końcu dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie przez pół roku pracował w restauracji i uczył się języka. Posługiwał się paszportem skradzionym kierowcy, który podwiózł go do polsko-czechosłowackiej granicy. Traf chciał, że był do niego podobny.

Manecki został zatrzymany w Londynie w nocy 9 maja 1995 roku. Przesłuchano go w Sądzie Pokoju przy Bow Street. Początkowo twierdził, że nie zastrzelił dyrektora Majora. Mówił, że przy windzie w budynku dyrekcji kopalni Staszic zaatakowało go dwóch mężczyzn. Został uderzony i stracił przytomność. Napastnicy mieli go uprowadzić i kazać się przyznać do zabójstwa. Nie poszedł na policję, bo bał się, że zostanie zastrzelony. Wybrał ucieczkę. Opowiada też, że dyrektor Major był powiązany z mafią, żądał od niego łapówek. W końcu poprosił o azyl polityczny.
Ernest John Mustoe, inspektor Scotland Yardu zeznał, że Manecki ostatecznie przyznał się, że do Wielkiej Brytanii wjechał na paszporcie na nazwisko Holewa Piotr. Spytany, dlaczego posłużył się cudzym dokumentem, odpowiedział: „Bo zabiłem mojego szefa”. Oddał też policjantowi magnum, z którego strzelał.

10 maja 1995 roku Manecki został przesłuchany przez detektywów Howersa i Eade. Opowiadał, że w Polsce wszystkie urzędy nadal są obsadzone ludźmi partii komunistycznej. Twierdził, że zainwestował w Karczmę Śląską, a dyrektor Major chciał od niego podwójnego czynszu, bo nie dostał łapówki. W efekcie odebrano mu karczmę.
22 lutego1996 roku Sąd Magistracki w Londynie wydał decyzję o ekstradycji Maneckiego pod warunkiem, że nie zostanie zasądzona wobec niego kara śmierci. 14 lipca 1997 roku przewieziono go do Polski i osadzono w Areszcie Śledczym w Katowicach.

W Polsce uparcie trzymał się historii o napadzie przy windzie, uprowadzeniu, szantażach, groźbie unicestwienia rodziny. Prokuratorzy poprosili o pomoc psychologów i psychiatrów. Ci nie mieli wątpliwości co do tego, że Manecki w chwili oddania strzałów do dyr. Majora był całkowicie poczytalny.

Z opinii psychiatrycznej znajdującej się w aktach sądowych dowiadujemy się też, że ma dwoje dzieci. Jego pierwsza żona zmarła na raka, a wychowaniem syna zajęli się dziadkowie. Nie utrzymywał z synem kontaktów, nie płacił alimentów, bo ich od niego nie oczekiwano. Pochodził z Kielc. Nie dostał się na politechnikę i studiował wychowanie techniczne w Katowicach. Pracował w kopalni, potem w spółdzielni ogrodniczej. W końcu wziął sprawy w swoje ręce. Prowadził rozliczne interesy. Ożenił się ponownie. Z drugą żoną ma córkę. Żona zmarła niespełna rok po zakończeniu procesu.

Biegli psychiatrzy stwierdzili u Maneckiego bardzo wysoką sprawność intelektualną, powyżej przeciętnej oraz zawyżone poczucie wartości. Do tego bardzo wysoki poziom skali kłamstw, silną tendencję do ukrywania wad.
Z raportu psychiatry: „Osobowość badanego wykazuje cechy i mechanizmy typowe dla zaburzeń osobowości typu paranoicznego. Brak tolerancji na krytykę. Egocentryzm. Wysoka samoocena, przecenianie własnych uzdolnień i możliwości, przekonane o nieomylności. Przedstawia siebie jako ofiarę bliżej nieokreślonych sił, niesprecyzowanych osób. Nie ma podstaw do uznania go za niepoczytalnego”. W raporcie padają określenia: megaloman, przekonany, że posiada szereg wybitnych zdolności i możliwości, dominacja emocji wrogości, agresywności, gotowość do przeżywania złości i nienawiści oraz egocentryczne, wręcz ksobne przewrażliwienie, paranoik.

24 marca 1998 roku Robert Hernand skierował do Sądu Wojewódzkiego w Katowicach akt oskarżenia przeciwko Maneckiemu. Oskarżycielem posiłkowym została żona zmarłego Teresa Major, ale raczej nie pojawiała się na rozprawach. Proces rozpoczął się w maju tegoż roku. Manecki nie przyznał się do winy. Odmówił odpowiedzi na pytania sądu, potrzymał treść wyjaśnień złożonych w śledztwie. Wyrok brzmiał: 25 lat więzienia.

W uzasadnieniu sędzia Elżbieta Sieradzka podkreśliła, że zeznania świadków przeczą opisowi wydarzeń podawanych przez Maneckiego: „Uznano, że oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim, co znaczy, najogólniej mówiąc, że chciał dokonać przestępstwa i to w wyniku zamiaru przemyślanego, z premedytacją. Brak w sprawie jakichkolwiek dowodów, że sprawca działał w stanie silnego wzburzenia.” Sąd zezwolił na ujawnienie danych skazanego.

Apelacja nie pomogła. 25 maja 1999 rok utrzymano wyrok 25 lat więzienia. Skazany trafił do Zakładu Karnego w Strzelcach Opolskich. Zakończenie kary nastąpi 9 listopada 2020 roku.

Manecki nie pogodził się z losem i z wyrokiem. Walczy o wcześniejsze wyjście na wolność. Dwukrotnie odrzucano jego wnioski o ułaskawienie: w 2005 i 2009 roku. W czasie odsiadki ponownie badali go psychiatrzy. Stwierdzili, że ma mało realistyczne podejście do otaczającej go rzeczywistości, zdiagnozowano też paranoiczne zaburzenia osobowości.

W aktach sądowych znajdujemy informację o samouszkodzeniu w proteście przeciwko wyrokowi sądu i głodówce przeciwko „sprzedajnym prokuratorom”. Manecki nie pracuje ze względu na stan psychiczny. Chciał wykonywać chociaż prace społeczne, ale psycholog nie wyraził na to zgody.
Z synem nie ma kontaktu. Córka wyszła za mąż i odwiedza go sporadycznie. Regularnie odwiedzają go jedynie dwie siostry.

Manecki ma plany na przyszłość. 4 marca 2009 roku napisał na odwrocie pisma do prokuratora: „Według moich ustaleń I i II wojna światowa była zmową tylko dwóch banków Anglii i Watykanu. Na moich oczach wybuchła wojna o Czechosłowację w 1968 roku i inne były powody niż ta oficjalna doktryna. Nie udało mi się zapobiec wojnie w Jugosławii, chociaż byłem bliski przedstawienia powodów i przygotowań do jej wybuchu. Gdy będę na wolności i korzystając ze zgromadzonych przez siebie dokumentów postaram się napisać prawdziwą historię tego świata, Europy i naszego kraju”.

Aldona Minorczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.