Dyrektor żyje jak pączek w maśle, a kasa pusta

Czytaj dalej
Grażyna Kuźnik

Dyrektor żyje jak pączek w maśle, a kasa pusta

Grażyna Kuźnik

Świętochłowice: 90 lat temu powstał Bank Ludowy. Ale była afera.

Wiktor Skrzypiec prezentuje się bardzo elegancko. Lekka siwizna dodaje mu stateczności, garnitur nosi jak spod igły, ma światowe maniery i używa trudnych słów. Nie wiadomo kto go naprawdę polecił, ale w 1927 roku Skrzypiec wkręca się na dyrektora Banku Ludowego w Świętochłowicach.

Potem wyjdzie na jaw, że nie ma wykształcenia, ale pokonał innych kandydatów. Bank jest spółdzielnią, skupia zwykłych ludzi. Górnik Świerk i rolnik Czyż wchodzą w skład rady nadzorczej banku, chociaż nie wiedzą, co mają w niej robić. Nie znają się na papierkach i księgowości.

Banki Ludowe mają swoją patriotyczną tradycję. Zakładali je Polacy w zaborze pruskim i w Niemczech już od połowy XIX wieku. Był to protest przeciw germanizacyjnym naciskom, krok ku niezależności, a także dowód wzajemnej lojalności. Banki Ludowe udzielały tanich kredytów inwestycyjnych swoim członkom, obracały ich oszczędnościami, wspierały polskich rolników i przedsiębiorców. Często inicjatorami powstania takich instytucji byli polscy księża. Dobra opinia o Bankach Ludowych trwała jeszcze w okresie międzywojennym. Wtedy na terenie Niemiec znajdowało się 21 polskich spółdzielni kredytowych, działały tutaj do 1933 roku. Powstawały także na polskim już Śląsku.

W chwili założenia Bank Ludowy w Świętochłowicach liczył 188 założycieli, potem liczba spółdzielców wynosiła około 330 osób. Na początku wszyscy byli zadowoleni. Dyrektor Skrzypiec składał sprawozdania finansowe, wynikało z nich, że bank osiąga wystarczający, choć nieduży zysk. Oszczędzający nie należą przecież do zamożnych.

Aż w końcu wybucha bomba. Dyrektora aresztuje policja, wyprowadza z gabinetu w kajdankach. Na proces w marcu 1935 roku Skrzypiec będzie czekać w więzieniu sądowym w Chorzowie. Spółdzielcy są przerażeni i nie bez powodu.

Okazuje się, że bankowy skarbiec jest pusty jak dziecięca skarbonka. Dyrektor już wybierał się za granicę, wzbudził jednak podejrzenia ks. Wiktora Otręby, proboszcza w parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Świętochłowi-cach. Ksiądz opiekował się różnymi organizacjami i miał też oko na Bank Ludowy. Zareagował w ostatniej chwili. Co go zaniepokoiło? Wystawne życie dyrektora? Jego bogate życie towarzyskie? W każdym razie dochodzi do nagłej kontroli w banku. Wszelkie sprawozdania są fałszywe. Prawdą są tylko duże kredyty, jakie dyrektor udzielał na wieczne nieoddanie paczce swoich znajomków, nie za darmo. Z banku zniknęło 100 tys. zł. Górnik zarabiał wtedy około 100 zł.

Świerk i Czyż podpisywali jakieś papiery, tłumaczą jednak przed sądem, że nie wiedzieli, o co w nich chodzi. Sąd na takie wyjaśnienia bardzo się zdenerwował, ale ich nie ukarał.

Były już dyrektor dostaje pięć lat w zawieszeniu. Sąd twierdzi, że powinien pracować, żeby co do grosza oddać pieniądze ludziom, którzy mu zaufali.

Grażyna Kuźnik

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.