Edek Leszczyk miał narzeczoną w Bytomiu. I Macieja Maleńczuka, który o tym zaśpiewał

Czytaj dalej
Marcin Zasada

Edek Leszczyk miał narzeczoną w Bytomiu. I Macieja Maleńczuka, który o tym zaśpiewał

Marcin Zasada

W latach 80. Maciej Maleńczuk napisał utwór o Edku Leszczyku, który jechał na ślub z Gdańska do Bytomia. Ta fenomenalnie opowiedziana historia jest autentyczna. Być może gdzieś na Śląsku żyje jeszcze rodzina, która wydawała córkę za hipisa z Gdańska. Maleńczuk, kiedyś częsty bywalec Bytomia, w swojej słynnej piosence wspomina miasto z połowy lat 70. To miasto, którego już nie ma: szare, dymiące, piękne inaczej.

Tak to leciało: „Edek Leszczyk miał narzeczoną w Bytomiu, już pociągiem jechał na ślub. Myślę, że nie chciał źle - buty i koszulę zawinięte w gazetę wiózł. Do Bytomia z Gdańska jest siedemset kilometrów, pociąg trochę jechał, trochę stał. Buty i koszula leżały na półce, Edek Leszczyk trochę na siedzeniu spał”.

Jedna z najdoskonalszych, charakterystycznie surowych ballad Macieja Maleńczuka, z wczesnego, najbardziej wartościowego artystycznie okresu jego kariery. Ballada w swym poetyckim i narratorskim kunszcie bliska ideałom greckiej tragedii. A w niej autentyczna historia: Bytom połowy lat siedemdziesiątych, człowiek z pociągu, śląska rodzina i żart, który niczym fatum decyduje o ludzkim losie wolą bogów. CZYTAJCIE DALEJ O TEJ NIESAMOWITEJ HISTORII

Edek, hipis z Gdańska w mieście, którego już nie ma
Więc Edek Leszczyk miał narzeczoną w Bytomiu i jechał do niej pociągiem z Gdańska. Kim był? Kimś. Nie kimś w sensie „Kimś”, tylko kimś w sensie „kimś tam”. Jedną z milionów historii, które każdego dnia przytrafiają się milionom istnień - większość z tych historii na zawsze trafiła do mogiły zbiorowej pamięci. Edek Leszczyk miał Macieja Maleńczuka, tego pieśniarza z krakowskiego chodnika, który utrwalił go pieśnią jak dawniej uwieczniało się bohaterów ludowych.

Maleńczuk, długo zanim stał się w Polsce artystą grającym na „sylwestrach z Polsatem”, był wędrownym minstrelem - poznawał ludzi, bacznie obserwował ludzi i śpiewał o ludziach, śpiewał o ich pogmatwanych losach. Cwaniak-uwodziciel Józef Kania, Rebeka: nieszczęśliwie zakochana córka lekarza, poznany podczas odsiadki Mirek Jankowski (Maleńczuk siedział za odmowę służby wojskowej), który „bratu młodszemu, ukochanemu, nóż w pierś wbił” - takie, autentyczne postacie w latach 80.
dominowały w nuconych mistrzowskim językiem miniaturach obyczajowych Maleńczuka. Kimś takim był też Edek Leszczyk.

- Edek był hipisem. Z Gdańska. To był hipis starej daty. Wygadany i bardzo zabawny - opowiada o swoim bohaterze Maleńczuk. - Historia jest prawdziwa, wydarzyła się w Bytomiu, w połowie lat siedemdziesiątych., niemal dokładnie w połowie dekady innego Edwarda - Gierka. Tak z dziesięć lat później Leszczyk opowiadał o tym wszystkim podczas imprezy u kogoś na chacie. Ja też byłem hipisem, ale młodszym. Wszyscy byliśmy wtedy hipisami, a Edka, starszego od nas, traktowaliśmy jak guru. Była impreza, paliliśmy jointy i słuchaliśmy o przeżyciach Leszczyka z otwartymi ustami. Najbardziej w pamięci utkwiła mi jego anegdota o kobiecie, którą jechał poślubić przez całą Polskę.

Mieszkanie za czytanie

Bytom, do którego Edek się wybierał, był miastem, którego dziś już nie ma. Bytom połowy lat siedemdziesiątych to był przemysłowy moloch i kulturowy tygiel, w którym w sklepie można było usłyszeć dialog po niemiecku, w kawiarni po lwowsku, na podwórkach po śląsku, a swoją polszczyznę przywozili do hoteli robotniczych rzeszowiacy, kielczanie, białostoczanie i Bóg wie, kto jeszcze, zachęcony robotą, zarobkami i talonami na węgiel.

- Szare, zakurzone, dymiące miasto, ale wciąż piękne, jeszcze z bulwarem i rzędem kamienic, które wyburzono niedługo potem. Nocą życie toczyło się pomiędzy „Havaną” i „Pyrlikiem”. Eleganckie towarzystwo siedziało też w „Ludowej” - tam melodie Zbigniewa Kurtycza przygrywała im lekko podchmielona, wymalowana od ucha do ucha pianistka - wspomina tamten Bytom Wiesław Kurnik, bytomianin, działacz sportowy. - W połowie lat 70. zacząłem jeździć na taksówce, z której, można powiedzieć, lepiej dało się uchwycić klimat obyczajowy. Lwowiacy nieoficjalnie nazywali Ślązaków „szwabami”, rzeszowiacy i inni przyjezdni z Polski mówili o nich „hanysy”, a Ślązacy, o jednych i drugich - „gorole”.

Życie najlepsze układa piosenki, najlepsze sceny ustawia los
Śpiewa dalej Maleńczuk: „W domu narzeczonej atmosfera napięta - wiadomo, przecież jutro ślub. Matka się w kuchni krząta i sprząta, teść wódkę stawia na stół”. Co to za rodzina? Piosenka praktycznie nic o niej mówi. Wiadomo, że Leszczyk był z Gdańska. Stamtąd pochodził i tam mieszkał. Narzeczoną poznał nad morzem, prawdopodobnie gdy ta z rodziną przyjechała ze Śląska na wczasy. Więc familia robotnicza zapewne. Śląska? A może gorolska, wszak, czy tradycyjna śląska rodzina wydałaby córę za jakiegoś hipisa-przybłędę, co buty i koszulę wiezie na ożenek w pakunku z wczorajszej gazety? Przyszła pani Leszczyk (co dowiedzie późniejsza część utworu) na pewno mieszkała z rodzicami w ścisłym centrum Bytomia.

Wiesław Kurnik pamięta, że nocne życie w mieście kończyło się, jak to mówili taksówkarze, wraz „z przyjazdem pociągu z Gdyni”. Ten zjawiał się na bytomskiej stacji jakieś dwie godziny po północy. Czy tym pociągiem Edek jechał do Bytomia? Czy właśnie w nim przydarzyło się mu coś, co odmieniło zaplanowany bieg zdarzeń?

Maleńczuk: „Edek, któremu złodzieje w pociągu koszulę i buty ukradli, chciał zrobić kawał i ‘ślubu nie będzie’ powiedział przy kolacji”. Piosenkarz wspominał wcześniej, że Leszczyk był człowiekiem dowcipnym? To idźmy dalej: „Chciał tylko żartem powiedzieć przyszłej żonie, że ślubu nie będzie, bo buty ukradli. Lecz ona milcząc zbierała talerze, więc zdanie powtórzył dosadniej”. Specyficzne to poczucie humoru, tym bardziej podczas późnej, uroczystej kolacji w domu teściów, prawda?
Wyobraźmy sobie tę konsternację w bytomskim domu. Zjawia się wagabunda z Gdańska i zamiast napić się z teściem wódki jak człowiek, cierpliwość gospodarzy sadystycznie wystawia na próbę: „Kawał jak widać udaje się świetnie - pomyślał Leszczyk i wypił herbaty. Żona pobladła, ojciec poczerwieniał, a przecież to tylko żarty”. Ślubu nie będzie! Tym bardziej, że buty ukradli! Całą Polskę Edward jechał, żeby to oznajmić.

- Tak, Edek miał specyficzne poczucie humoru - może w tym przypadku sprawiało ono wrażenie zbyt brutalnego. Ale może właśnie dzięki temu poznał w końcu swoją żoną? Na przykład odkrył, że ona i jej rodzina poczucia humoru nie ma żadnego? - zastanawia się Maleńczuk. - Jaśnie państwo nadęło się, z niczego zrobiła się karczemna awantura.

Wzmiankowaliśmy na początku o fatum? Słuchajmy więc kolejnych wersów: „Życie najlepsze układa piosenki, najlepsze sceny ustawia los. To co się stało - stać się musiało. Oto znowu Leszczyka głos: ‘Ślubu nie będzie!’ - teść zgasił telewizor, teściowa krzyknęła, że skona. Pies zaczął szczekać, teść zaczął szczekać, szczekała też narzeczona”. Pomijając absurdalność całej sytuacji, warto oddać hołd Maleńczukowi, tamtemu Maleńczukowi, który opisywaną obyczajową scenkę nakreślił z malarskim geniuszem. Tamtego Maleńczuka już nie ma, tak jak nie ma tamtego Bytomia. Gdzieś jednak, być może gdzieś w Bytomiu mieszka jeszcze rodzina, która w epoce Gierka nocną kłótnią wyklarowała małżeńską przyszłość swej córki.

Poszedł na dworzec i wsiadł w pociąg. Nocny do Krakowa?
Grecka tragedia w bytomskim mieszkaniu finał miała taki, jakby w głównej roli występował James Dean. Maleńczuk, cytując opowieść Leszczyka, na kanwie której napisał tekst tej wspaniałej piosenki, wspomina szczegół, który nie znalazł się w oryginalnym nagraniu. Gdy bowiem Edek doszedł do wątku ze szczekającym na niego psem, teściem i narzeczoną, zrobił efektowną pauzę. Dwudziestoparoletniemu Maleńczukowi miał powiedzieć, że tam, w Bytomiu, dzień przed ślubem, który odwoływał dla hecy, gdy leciały na niego gromy, poczuł się tak, jakby na moment przestał słyszeć. „Widział tylko twarze teściów i swojej oblubienicy” - opowiada Maleńczuk.

Najlepsze sceny ustawia los? Takie akurat często wypełniały utwory pieśniarza. To ostatnia zwrotka: „Edek spokojnie podniósł się z wersalki. Spokojnie założył trampki. Poszedł na dworzec, tam wsiadł w jakiś pociąg. Jakiś tam - nie wiadomo jaki”. Kurtyna. I napisy końcowe na plecach odjeżdżającego w nieznane Leszczyka.

Edek na dworzec poszedł piechotą, więc, tak jak zaznaczaliśmy wcześniej, jego niedoszli teściowie musieli mieszkać w ścisłym centrum miasta. Jaki pociąg mógł złapać w środku nocy? Nocny do Krakowa na przykład. Albo wczesnoporanny. W tym Krakowie właśnie Maleńczuk, jak sam twierdzi, po raz ostatni widział Leszczyka. Dobrych dziesięć lat temu.

- Edek rzeczywiście osiadł w Krakowie. Gdy spotkaliśmy się ostatnim razem, całkiem przyzwoicie się prowadził, nie był wcale zdezelowanym hipisem, jak wielu jego rówieśników. Ale od tamtej pory nie miałem z nim żadnego kontaktu - mówi piosenkarz. - Teraz Edek będzie miał grubo po sześćdziesiątce, mam nadzieję, że ma się dobrze. Przypuszczam, że w Krakowie mieszka do dziś.
Maleńczuk w Bytomiu: Edek to autentyk, a ja zbieram na lodówkę
Bytomski wątek w słynnym utworze Maleńczuka był naturalnym pretekstem do wielu rozmów, które pod koniec lat dziewięćdziesiątych artysta prowadził z bytomską publicznością po koncertach w tym mieście. Wyjątkowych, bo zupełnie kameralnych, pozbawionych jeszcze dzisiejszej show-biznesowej gwiazdorskiej otoczki.

- Sam takie koncerty pamiętam trzy. Jeden w „Złotym Żuku”, dwa w „Cegle” - wspomina Maciej Kozak, bytomski malarz, właściciel „Cegły”, kultowej bytomskiej knajpy końca ubiegłego stulecia. - Maciek przyjeżdżał chętnie. Siadał na scenie sam, z gitarą, grał swoje uliczne kawałki. A potem… A potem siadał z nami do stołu. Pił dużo, opowiadał dużo, raz przyznał, że skorzystał z naszego zaproszenia, bo zbierał pieniądze na nową lodówkę. Szalenie rozmowny, towarzyski, kochany człowiek.

Kozak pamięta też ówczesne, częste pytania o Leszczyka, o tę historię, skąd w niej Bytom i czy faktycznie zdarzyła się naprawdę. - Nawet gdyby ta opowieść była fikcyjna, Maleńczuk przedstawiał ją tak, jakby siedział w tym mieszkaniu i widział wszystko na własne oczy. Ale zawsze podkreślał, że Leszczyk był stuprocentowym autentykiem. Jak zresztą każdy z bohaterów jego utworów, łącznie z nim samym, bo przecież piosenki o Krakowie, o pobycie więzieniu też bazowały na jego osobistych przeżyciach i obserwacjach - podkreśla Kozak.

„Edek Leszczyk” to historia na teatralną scenę
Utwór „Edek Leszczyk” po raz pierwszy pojawił się na albumie Macieja Maleńczuka w 1989 - była to kaseta magnetofonowa zatytułowana „Pod papugami”. Ale jej oficjalny debiut płytowy miał miejsce dziewięć lat temu, gdy artysta, opromieniony sukcesami swoich grup: Homo Twist i Pudelsi, wydał „Pana Maleńczuka”. Do dziś to jeden z jego najważniejszych albumów - dokumentujący uliczną, bluesową, wędrowną twórczość, którą uprawiał u progu kariery. Innej, nieco zmienionej wersji „Edka Leszczyka” możemy z kolei posłuchać na składance „Proste historie.

Z całym bogactwem obyczajowych spostrzeżeń, historycznych i kulturowych kontekstów (Bytom lat 70. jak Klondike z czasów gorączki złota), piosenka mogłaby być fundamentem dla barwnej sztuki teatralnej. Aż dziwne, że nikt na Śląsku nigdy nie wpadł na taki pomysł, tym bardziej przy dużej popularności Macieja Maleńczuka.
W swoim innym dawnym, kultowym utworze Maleńczuk śpiewa: „Ulica śpiewa hymn o dolarze, a wolni grażdanie szczerzą szczerby. I Polska, Polska űber alles. Faszyści grupami jak psy na ulicach miast, próbują noży na mej twarzy. Polska Polska ponad wszystko. W kleszczach milczenia pociągiem jadę”.

Tu o wolność chodziło. O to samo, co Edkowi Leszczykowi.

Marcin Zasada

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.