Ekonomia wojny. Czy Rosja ma pieniądze na podbój świata?

Czytaj dalej
Kazimierz Dadak

Ekonomia wojny. Czy Rosja ma pieniądze na podbój świata?

Kazimierz Dadak

Prognozy przed najazdem Rosji na Ukrainę wieściły krótkie zmagania. Kijów miał być zdobyty w ciągu kilku dni, stąd Amerykanie proponowali prezydentowi Zełenskiemu szybką ewakuację. Tymczasem mija czwarty tydzień walki i Ukraińcy ani myślą składać broni.

Te wysokie oceny rosyjskich możliwości militarnych były skutkiem obliczeń, na przykład dokonywanych przez znany portal Global Firepower, z których wynikało, że Rosja w zakresie broni konwencjonalnych i ogólnego potencjału demograficznego i finansowego jest drugą największą potęgą na świecie. Według Global Firepower za rok 2021 (ranking opublikowany w styczniu tego roku), wskaźnik „siły ognia” (PowerIndex) dla Rosji wynosił 0,0501 (zero oznacza maksimum), tuż za USA (wskaźnik 0,0453), a przed Chinami (0,0511). Dla porównania, według tego rankingu ukraińska siła ognia wynosi tylko 0,3226 (22. miejsce). Według tego portalu, wśród krajów europejskich najpotężniejszą armię posiada Francja (0,1283, 7. miejsce), zaraz za nią jest Wlk. Brytania (0,1382), Niemcy ze wskaźnikiem 0,2322 zajmują odległe 16. miejsce, zaś Polska jest na 24. pozycji (0,4179).

Tajemnica rosyjskich niepowodzeń, zjawiska zdawałoby się trudnego do wytłumaczenia, staje się mniej zagadkowa w świetle sądu wypowiedzianego ponad trzy wieki temu przez hrabiego Raimondo Montecuccoli, że do skutecznego prowadzenia wojny potrzebne są trzy czynniki: 1. pieniądze, 2. pieniądze, 3. jeszcze raz pieniądze.
Ta ocena jest jeszcze bardziej istotna dziś, ponieważ w przypadku zmagań zbrojnych wymogi materiałowe są ogromne. W odległej przeszłości Mongołowie byli w stanie podbić dużo większe i ludniejsze Chiny, czy malutka Litwa ogromne połaci Rusi, ale dziś takie zjawiska są zupełnie nieprawdopodobne.

Teoretycznie Global Firepower bierze pod uwagę potencjał gospodarczy kraju, ale najwyraźniej jego indeks musi mieć tym zakresie bardzo poważne braki.

Dane amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA, Wykres 1) za rok 2020 pokazują, że w porównaniu do USA rosyjskie PKB, w kategoriach realnych, czyli biorąc pod uwagę różnice w poziomie cen (parytet siły nabywczej) stanowi zaledwie 1/5 amerykańskiego. Taka sama dysproporcja ma miejsce w przypadku UE. Rosyjskie PKB jest nawet niższe od niemieckiego i tylko niewiele ponad trzykrotnie wyższe od polskiego. Ogólnie rzecz biorąc, rosyjska gospodarka jest karłem w porównaniu z Zachodem. Jedynie w porównaniu z Ukrainą Rosja wypada imponująco, bo ma PKB 7,5 raza wyższy.

WYKRES 1

Ekonomia wojny. Czy Rosja ma pieniądze na podbój świata?

Ramy niniejszej wypowiedzi nie pozwalają na dogłębną analizę rosyjskiej gospodarki, zatem tylko zasygnalizujemy istotny fakt. Gospodarka rosyjska jest w nieproporcjonalnie wielkim stopniu oparta na kilku działach, szczególnie wydobyciu surowców, a nie na produkcji towarów wymagających zastosowania najbardziej nowoczesnych technologii. To zjawisko musi się odbijać na jakości i technologicznym zaawansowaniu sprzętu wojskowego.

Ocena możliwości danego państwa w zakresie uzbrojenia potężnej armii zależy także od poziomu życia obywateli. Dużo łatwiej jest ściągnąć tysiąc dolarów na wydatki wojskowe od obywatela, który zarabia 50 tys. dolarów rocznie, niż od osoby zarabiającej połowę tej kwoty. Ponownie sięgnijmy do danych CIA (Wykres 2). Wynika z nich, że przeciętny Rosjanin w ciągu 2020 r. wytworzył mniej dóbr i usług od Polaka, zaś do czołowych potęg gospodarczych zachodniego świata dzieli go przepaść. Jedynie w porównaniu do Ukrainy Rosjanin może czuć się bogaczem, jego PKB na mieszkańca jest ponad dwukrotnie wyższy.

WYKRES 2

Ekonomia wojny. Czy Rosja ma pieniądze na podbój świata?

Z naszego punktu widzenia istotna jest dystrybucja PKB, czy wytwarzane bogactwo jest skupiane w rękach nielicznych, czy też rozdzielane w miarę równomiernie?

Z danych CIA wynika (współczynnik Giniego), że w Rosji dystrybucja PKB jest bardziej równomierna niż w USA, ale dużo bardziej skrzywiona na korzyść bogatych niż w zachodniej Europie. Mówiąc wprost, rosyjscy oligarchowie otrzymują nieproporcjonalnie dużą część PKB i jak dziś każdy może o tym się przekonać, inwestują zarobione pieniądze w luksusowe posiadłości i kosztowne przedmioty zbytku poza granicami swego kraju, czyli bogactwo wycieka z Rosji.

Istnienie oligarchicznego systemu ma także ten skutek uboczny, że przeciętny obywatel słabo identyfikuje się z własnym państwem i nie ma wielkiej ochoty ginąć w jego obronie. To zjawisko jest widoczne w przypadku obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) jest powszechnie uważany za pierwszorzędne źródło tyczące się wydatków na obronę. Z jego danych wynika, że Rosja, w porównaniu do USA wydaje śmiesznie małe sumy (Wykres 3). Według rynkowego kursu wymiennego (a nie według parytetu siły nabywczej), w 2020 r. USA wydały ponad 12-krotnie więcej niż Rosja. Inaczej mówiąc wydatki Rosji na ten cel są równoważne niecałym 8 procentom amerykańskich. Porównując rosyjskie nakłady na zbrojenia do wydatków czołowych potęg zachodniej Europy znajdujemy, że są one nieznacznie wyższe. Na przykład wydatki Wlk. Brytanii są niższe od rosyjskich tylko o 2,5 miliarda dolarów.

WYKRES 3

Ekonomia wojny. Czy Rosja ma pieniądze na podbój świata?

Ponieważ w 2020 r. Rosja wydała aż 4,3% swego PKB na zbrojenia (dane SIPRI), a Polska tylko 2,2%, stąd całkowite rosyjskie wydatki na obronę są prawie pięciokrotnie wyższe od naszych. Ponieważ rosyjska gospodarka jest dużo potężniejsza od ukraińskiej, dzięki temu różnica w wydatkach na zbrojenia jest to ogromna, stosunek ponad 10 : 1.

Dane SIPRI nie są oparte na parytecie siły nabywczej, zatem można spekulować, że przedstawione na Wykresie 3 rosyjskie wydatki są niedoszacowane. Owszem, dolar wydany na obronę w Rosji reprezentuje wyższą siłę nabywczą niż ten sam dolar wydany na Zachodzie. Niemniej, z drugiej strony wiadomo, że w Rosji panuje ogromna korupcja, która nie omija i spraw wojskowych. Korupcja była plagą dotykającą rosyjskiej armii już w czasach carskich i w tym zakresie stare czasy powróciły. Zatem nie będzie wielkim błędem uznanie danych SIPRI za wiążące.

Dla Rosji ery Putina utrzymanie parytetu nuklearnego z USA było i jest priorytetem i w tym zakresie kraj ten jest supermocarstwem. Ale właśnie ten fakt w wielkim stopniu wyjaśnia ogromne rosyjskie niepowodzenia w zmaganiach z Ukrainą.

Każde państwo zawsze stoi w obliczu syndromu „krótkiej kołderki” - wyższe nakłady w jednej dziedzinie wymagają obcięcia wydatków w innych. Skoro na strategiczne siły nuklearne Rosja wydaje sumy porównywalne do tych, które na ten cel przeznaczają Stany Zjednoczone, to tym samym musi ona wydawać nieproporcjonalnie mało na siły konwencjonalne.

Portal Global Firepower przyznaje rosyjskim wojskom lądowym pierwsze miejsce. Według niego Rosja posiada najwięcej na świecie czołgów (12,4 tys.), dział samobieżnych (6,5 tys.) i zwykłych (7,5 tys.), a także wyrzutni rakietowych (3,4 tys.). Jedynie w zakresie transporterów opancerzonych (30 tys.) ustępuje Stanom i Chinom. W przypadku sił powietrznych, Rosja z bojowymi samolotami (około 1500) i śmigłowcami (ponad 500), ma być drugą największą potęgą militarną świata. Global Firepower podobnie ocenia możliwości rosyjskiej marynarki wojennej.

Nie wątpię, że na papierze W. Putin ma do dyspozycji te wszystkie „zabawki”, ale państwo wydające mniej niż 8% amerykańskich wydatków nie może być w stanie utrzymywać tego całego uzbrojenia w stanie wysokiej gotowości bojowej, tym bardziej, że kraj ten wydaje niesłychanie dużo pieniędzy na strategiczne siły atomowe.

Dawniej prasa rosyjska podawała więcej informacji na temat stanu gotowości bojowej armii. Po wojnie z Gruzją można było się dowiedzieć, że 1/3 wszystkich myśliwców nie nadaje się do użytku. Według ówczesnego raportu sztabu generalnego, około połowa sił lądowych otrzymała ocenę zaledwie dostateczną w zakresie stanu gotowości bojowej. W 2009 r. prezydent Miedwiediew stwierdził, że mimo postępów w reformowaniu armii, rosyjskie wojsko musi dokonać „olbrzymiego skoku”, żeby nadrobić zaległości.

Jak wynika z przebiegu walk z dużo słabszym, ale bohatersko walczącym przeciwnikiem, rosyjskie wojsko tego celu nie zdołało osiągnąć. Najważniejszymi czynnikami, które stoją temu na przeszkodzie są, z jednej strony zacofanie gospodarcze, a z drugiej skupienie ogromnej uwagi na strategicznych siłach nuklearnych. W takiej sytuacji syndrom krótkiej kołderki musi bardzo ujemnie odbić się na siłach konwencjonalnych.

W. Putin prowadzi mocarstwową politykę - wydaje mu się, że Rosja jest taką potęgą, jaką był ZSRR. Tymczasem Rosja jest biednym i słabym państwem, które wytwarza niewiele ponad 3% realnego światowego PKB (według parytetu siły nabywczej). Dla porównania udział Chin i USA w światowym PKB wynosi, odpowiednio, 18,4 i 15,8%.

Gdyby W. Putin brał pod uwagę zdanie hrabiego Montecuccoli, to nie uległby złudzeniom kreowanym przez własnych i obcych ekspertów tylko mierzył zamiary na siły. Albowiem, podstaw ekonomicznych do światowych podbojów Rosja nie ma. Powyższe nie znaczy, że armia rosyjska jest tak groźna jak uzbrojona w halabardy Gwardia Papieska - jej siły atomowe są w stanie świat zrównać z ziemią - ale do wojny konwencjonalnej na większą skalę (o zmaganiach z NATO już nie wspomnimy), środków nie posiada.

Kazimierz Dadak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.