Eldorado Key Account Managera oraz pani Grażyny i pana Janusza

Zarobki i bonusy czołowych specjalistów i menedżerów w Polsce zbliżają się do płac i dodatków ich kolegów na Zachodzie. Ale ostatnio błyskawicznie poprawia się też sytuacja przeciwległej grupy, czyli tych, którzy dotąd zarabiali mało i których w PRL zwano ludźmi dobrej (ciężkiej) roboty.

Pani Joanna, krakowianka z doktoratem i piętnastoletnim doświadczeniem wykładowcy akademickiego, zrezygnowała niedawno z etatu wiceszefowej instytutu politologii w prywatnej uczelni i została... kierowniczką osiedlowego marketu. „Biedronka”, „Lidl”, „Netto” i inne sieci oferują dziś na takim stanowisku ok. 4,5 tys. złotych brutto, czyli pensję w okolicach średniej krajowej. Adiunkt na prywatnej uczelni dostaje 2200, czyli o 100 złotych więcej od obecnej płacy minimalnej. Funkcyjny z doktoratem - jakieś 3,5 tys. zł brutto. Nie ma bonusów, trzynastek, o zwrocie za dojazdy można zapomnieć.

A tu sklep pod nosem. Praca pewna, od-do, bez przynoszenia obowiązków do domu i ślęczenia po nocach nad konspektami i arkuszami egzaminacyjnymi. Premie, opłacone przez pracodawcę szkolenia, możliwości awansu w ramach dużej korporacji. Niebo a ziemia.

W Joannie coś pękło latem zeszłego roku, gdy wraz z mężem, za ciułane przez trzy lata pieniądze, pojechała na ośmiodniowe wczasy all inclusive w Albanii. Dlaczego tam? Po pierwsze - bo to ostatnio popularny kierunek. A po drugie - i ważniejsze - bo relatywnie tanio. W Hiszpanii lub Włoszech za 5 tysięcy złotych mieszka się w sezonie w podrzędnym hotelu, z dala od morza. A w Albanii - w najlepszym, na plaży.

Taką kalkulację przeprowadziło w zeszłym roku wiele tysięcy Polaków, w efekcie czego czołowe albańskie hotele wypełnił lud znad Wisły. - I to dosłownie: lud - podkreśla pani Joanna.