Eric Clapton kontra milicja. W 1979 roku w Spodku

Czytaj dalej
Fot. arc
Marcin Zasada

Eric Clapton kontra milicja. W 1979 roku w Spodku

Marcin Zasada

35 lat temu z dwóch planowanych koncertów Erica Claptona w Katowicach, odbył się tylko jeden. Żaden inny występ zagranicznej gwiazdy na Śląsku nie obrósł przez lata tyloma legendami i mitami. [ZOBACZ]

Milicja miała go zatrzymać i wydalić z Polski. Mundurowi pałowali widzów i pryskali gazem na jego koncercie w Spodku, więc się obraził i sam wyjechał bez słowa. Wściekła publiczność zniszczyła mu sprzęt, Eric nie zagrał, bo popadł w depresję. Może problemy z alkoholem? To tylko niektóre domysły, które mnożyły się po skandalu, jakim zakończyła się zapomniana wizyta Claptona na Śląsku pod koniec 1979 roku.
Gdy 35 lat temu, w październiku 1979 roku oczekiwano jego przyjazdu do Katowic, Dziennik Zachodni pisał o muzyku: „Jest jedynym spośród mitycznych idoli rocka, którego niespożyte siły twórcze owocują wciąż nowymi płytami i występami dla wielotysięcznych widowni. „Równie sławnego i znaczącego dla rozwoju rocka wykonawcy nie widzieliśmy na polskich estradach od czasu wizyty The Rolling Stones” – wtórował mu magazyn Jazz. Clapton, opromieniony znakomitym albumem „Slowhand” i kolejnym, dobrze sprzedającym się „Backless”, zjawił się nad Rawą prosto z Warszawy, gdzie dwukrotnie zagrał w Sali Kongresowej. Polski fragment europejskiej trasy muzyka zakładał jeszcze dwa koncerty w Spodku – 17 i 18 października.

Oddziały MO jak na bitwie

Zdobycie biletu graniczyło z cudem albo wymagało niebywałego hartu ducha – jak wspominają ci, którzy wejściówkę kupili, w kolejce trzeba było stać dwie-trzy doby. Bardziej uprzywilejowane były kadry robotnicze – sporo darmowych zaproszeń dostawały zakłady pracy, ale dużej części braci proletariackiej Clapton kojarzył się z klapsznitą, więc bilety lądowały u koników.
„Wewnątrz Spodka jest już parę tysięcy ludzi, z ożywieniem dyskutują, coś sobie pokazują i z ciekawością spoglądają w stronę sceny, na której ustawiono już kolumny głośnikowe. Z daleka wyglądają na niezbyt wielkie. Choć na ogół nie rozmiary głośników decydują o jakości granej muzyki, część widzów jest wyraźnie zdziwiona” – wspominał w magazynie Twój Blues Zdzisław Pająk, dziennikarz muzyczny, autor biografii Claptona.
To zdziwienie wywoływała milicyjna obstawa koncertu – przygotowana jak przed bitwą. „Stoją karnie w kilku grupach, ubrani w hełmy i skórzane, wzmacniane kurtki. W rękach trzymają tarcze i białe połyskujące z daleka gumowe pałki. Spora grupa milicjantów zajęła miejsce w dwu szeregach tuż przed estradą, kilkunastu otacza boczne wejścia na płytę” – relacjonował Twój Blues.
Skonsternowany procedurami bezpieczeństwa w katowickiej hali był nawet sam Clapton, który co chwilę wzywał kogoś z obsługi i tłumaczył mu coś na ucho. Dziś trudno wyobrazić sobie koncert rockowy, na którym publikę i scenę dzieli kilkadziesiąt metrów. Niedługo po tym, jak muzyk zachęcił ludzi, by skrócili ten absurdalny dystans, a ci chętnie podeszli bliżej, do akcji wkroczyły oddziały MO. W ruch poszły pałki, a potem także gaz. Clapton przerwał koncert, apelował o spokój. Bezskutecznie.

Nigdy więcej w Polsce

Andrzej Matysik, redaktor naczelny Twojego Bluesa przypomina też, że w trakcie występu milicja kilkakrotnie włączała światło w całej hali i na koronie Spodka prezentowała równie zwarty, co ponury szyk bojowy.
- To był pokaz siły. Clapton prosił o zgaszenie świateł, a te cały czas się zapalały, niczym na partyjnym mitingu – mówi Matysik.
„Eric był zupełnie bezsilny z powodu bariery językowej. Domagał się, by milicja nie zajmowała miejsc pod sceną, a najlepiej, by wyszła z sali koncertowej. Milicji był w Spodku ogrom” – pisał biograf Claptona, Marc Roberty w książce „Eric Clapton: The New Visual Documentary”.
Mimo niecodziennych dla muzyka okoliczności, koncert jakoś dotarł do finału. Świadkowie zaręczają, że przeciwności nie wpłynęły na formę gwiazdy wieczoru.
- Były standardy, nieśmiertelna „Layla”, a na koniec „Further On Up The Road” – wspomina red. Matysik.
Trudno wyobrazić sobie, co działo się potem za kulisami. Clapton zagroził, że jeśli następnego dnia w Spodku milicja nadal będzie wygrywać symfonie pałami, nie zagra nawet jednego utworu. Katowiccy organizatorzy imprezy unieśli się dumą, ktoś miał powiedzieć nawet, że „nie będzie nam tu jakiś muzykant stawiał warunków”. Więc 18 października oddziałów MO było jeszcze więcej. „Jak mogłem grać skoro widziałem, że tuż przed sceną, dosłownie naprzeciw mnie policja popycha młodych ludzi. W jakimkolwiek innym zakątku świata moglibyśmy jakoś pomóc tym ludziom, przemówić do policji, żeby rozładować sytuację, ale tam, nikt mnie nawet nie rozumiał. No i interwencja władz była naprawdę zbyt surowa” – opowiadał Clapton o incydentach w Katowicach.
Drugiego koncertu nie zagrał. Po godzinie oczekiwania, widzowie zobaczyli na scenie ekipę techniczną. Jak pisze Twój Blues, „niewielkiej grupie rozzłoszczonych fanów udało się wtargnąć na estradę i uszkodzić aparaturę nagłośnieniową”, więc na następne występy w ramach trasy z 1979 roku Clapton musiał kupić nowy sprzęt.
- W jednym z wywiadów zastrzegł też, że jego stopa więcej nie stanie ani w Polsce, ani w żadnym z krajów komunistycznych – wspomina red. Matysik.

Clapton i miejska, śląska legenda

Gazety, które wcześniej zapowiadały występ gwiazdy, później sprawiały wrażenie, jakby Claptona w ogóle na Śląsku nie było. Podobno władza starała się kolportować informacje o tym, jakoby przyczyną odwołania drugiego koncertu była niedyspozycja muzyka – depresja, a może nawet alkohol (ze sceny powiedziano coś o „wypadku Claptona”). Jedna z gazet po latach pisała też, że Clapton został zatrzymany już w trakcie pierwszego występu, a potem, przy pomocy ofiarnych funkcjonariuszy MO wydalono go z Polski Ludowej. Obie te bzdury potwierdzają tylko, że historia pod tytułem „Clapton na Śląsku” urosła niemal do rangi miejskiej legendy.
Eric był konsekwentny przez 29 lat i jeszcze długo po upadku komunizmu omijał polskie sceny szerokim łukiem. Dopiero w 2008 roku wrócił do Gdyni. A Śląsk? Musimy zadowolić się wspomnieniami i rzadkimi pamiątkami z 1979 roku (kilka zdjęć zrobił w Spodku red. Matysik). Jedną z nich jest nieoficjalny album koncertowy Claptona, widniejący w katalogu jego bootlegów. Nosi tytuł „Riot in the saucer”, czyli dosłownie: „Zadyma w latającym spodku”.

Marcin Zasada

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.