Marcin Zasada

Ernst Borinski, skromny pan z Katowic, który zmienił Amerykę

Ernst Borinski, skromny pan z Katowic, który zmienił Amerykę
Marcin Zasada

Ernst Borinski to jeden z zapomnianych śląskich bohaterów. Kilka lat temu jego historię odkryliśmy w DZ. Dziś wspominamy go w rocznicę jego śmierci.

Zawsze wydawało się to dziwne - ten skromny pan przyjechał z drugiego końca świata do Missisipi i odcisnął tak głębokie piętno na moim życiu - mówiła o nim prof. Joyce Ladner, socjolog, działaczka społeczna, kiedyś współpracowniczka prezydenta Billa Clintona. Jej wychowawca, prof. Ernst Borinski, rodowity katowiczanin, do dziś pozostaje jednym z najwybitniejszych, a przy tym nieznanych szerzej śląskich bohaterów. W Ameryce, za zasługi w walce z rasizmem, stawia się go w jednym rzędzie z Martinem Lutherem Kingiem. 26 maja minęły 33 lata od jego śmierci.

Mieszkanie za czytanie

Ernst, z tych Borinskich

Znawcy historii regionu będą kojarzyć to nazwisko, bo to znany żydowski ród mieszkający i prowadzący interesy na Śląsku od pokoleń. W pierwszej połowie XIX wieku prapradziadek Ernsta, Adolf Borinski handlował w Żorach ubraniami - jego sklep mieścił się przy Rynku (budynek stoi do dziś). Dziadek Samuel i jego bracia Luis (późniejszy radny Katowic) oraz Wilhelm prowadzili swoje słynne delikatesy w Katowicach, Zabrzu i Królewskiej Hucie. Ojciec Max Borinski miał w Bytomiu salon skórzany i kilka sklepów w Katowicach. Wymieniając członków rodziny Ernsta, warto wspomnieć też o Karlu Borinskim, urodzonym w Katowicach w 1861. Karl, syn Luisa, kuzyn Maxa, czyli stryj Ernsta, był cenionym germanistą i historykiem literatury, profesorem Uniwersytetu w Monachium.

Ernst przyszedł na świat 26 listopada 1901 r. w Katowicach. Nad Rawą wychował się i ukończył szkołę. Dzięki dobrej sytuacji majątkowej swoich rodziców, mógł kontynuować edukację na renomowanych uczelniach w głębi Niemiec. Studiował prawo w Halle i Hamburgu, zaś w 1928 r. odebrał doktorat z filozofii na Uniwersytecie Berlińskim. Później ukończył prawo na Akademii Prawa Międzynarodowego w Hadze, po czym wrócił do Niemiec, gdzie m.in. organizował kursy z prawa pracy dla personelu zakładów Carl Zeiss, a w latach 30. był też sędzią w sądzie w miejscowości Kelbra i prowadził własną praktykę prawniczą w Erfurcie. W 1938 roku musiał porzucić cały swój dorobek. Uciekł przed holocaustem w ostatniej chwili (jego ojciec Max został na Śląsku, wylądował w obozie w Treblince) - przedostał się do Anglii, gdzie wsiadł na pokład Queen Mary, przepłynął Atlantyk i zjawił się w Nowym Jorku.

„Czuliśmy z nim wspólnotę”

W nowej ojczyźnie do końca wojny był tłumaczem U.S. Army, o tyle cennym, że biegle władał 3 językami - angielskim, niemieckim i rosyjskim. Nim w 1947 r. przyjął posadę wykładowcy w Tougaloo College w stanie Missisipi, ukończył kolejne studia na Uniwersytecie w Chicago (nieostatnie - w 1954 r. obronił doktorat z socjologii na Uniwersytecie w Pittsburghu).

Czas na najważniejszy wątek jego życia w Ameryce. Jeśli pamiętacie Państwo film „Missisipi w ogniu” z Genem Hackmanem w roli głównej, łatwiej będzie nam wyobrazić sobie czasy i miejsce, w których Borinskiemu przyszło prowadzić karierę akademicką. W USA w najlepsze funkcjonowały tzw. regulacje Jima Crowa, rasistowski system ograniczający prawa byłych murzyńskich niewolników. W praktyce zakazywały one np. wymiany podręczników pomiędzy przedstawicielami różnych ras. W stanie Missisipi, ostoi segregacji i prześladowania ciemnoskórych, głoszenie idei równouprawnienia groziło grzywną lub półroczną odsiadką.

- Pamiętam, że pewnego razu poczułem się trochę dziwnie, gdy siedząc w stołówce, zdałem sobie sprawę, że moim mentorem nie jest czarny, a biały żydowskim emigrant - opowiada prof. Donald Cunnigen, kolejny wychowanek śląskiego bohatera, dziś wykładowca Uniwersytetu w Rhode Island.

Pamiętajmy, że Tougaloo College był wtedy uczelnią dla czarnych ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie istniała integracja studenckich środowisk, biali byli przyjmowani i odbierani ze zrozumiałą nieufnością lub nawet wrogością. Ernst Borinski zasłużył na miano amerykańskiej legendy, bo jak dziś chwalą się w całym stanie Missisipi, „jako pierwszy przerzucił most nad przepaścią dzielącą białą i czarną społeczność akademicką”. Powtórzmy: było to w czasach, gdy rasizm jak zaraza toczył południowe stany.

Borinski szybko zdobył serca swoich studentów. Ci wspominali potem, że na wykładach i zajęciach z socjologii (uczył też języka niemieckiego i rosyjskiego) uczył ich rzeczy, o których nikt wcześniej do nich nie mówił: tolerancji, rozumienia siebie nawzajem, rozumienia swojej wolności, debatowania o ideach ponad podziałami, wiary w swoją szansę i swoją wartość. „Czuliśmy z nimi pewną wspólnotę, ponieważ wytłumaczył nam, jak sam doświadczył podobnego prześladowania” - opowiada prof. Joyce Ladner.

Duma uczelni Tougaloo

Profesor z Katowic wzbudzał sensację na wielką skalę, gdy zaczął organizować spotkania, dyskusje, a nawet wspólne posiłki dla studentów o różnym kolorze skóry. Dzięki niemu, ruszyła integracja czarnych i białych środowisk akademickich - coś, co wcześniej wydawało się nie do pomyślenia. Publikował w amerykańskiej prasie, na innych uczelniach wygłaszał płomienne przemówienia nawołujące do wyzwolenia się z okowów segregacji.

Po którymś z odczytów na Millsaps College w Jackson, gdzie ciemnoskórzy nie mieli wstępu, działalnością Borinskiego zainteresowała się agencja Missisippi State Sovereignty Commission, która przede wszystkim sumiennie pilnowała porządków ustanowionych w Missisipi przez białego człowieka. Ernst był śledzony, inwigilowany, próbowano go zdyskredytować, oskarżając o komunistyczną i wywrotową konspirację.

Borinski wygrał nie tylko tę walkę. W 1965 roku Millsaps College stał się pierwszą uczelnią „tylko dla białych” w Missisipi, która dobrowolnie sprzeciwiła się segregacji. Prawa Jima Crowa wkrótce potem zostały uchylone przez Kongres. Dziś Borinskiego wymienia się w Ameryce jako jednego z tych, którzy przyczynili się do owego wyzwolenia. Jest symbolem i twarzą Tougaloo, jego nazwisko nosi jeden z budynków uniwersyteckiego kampusu, a także fundusz stypendialny.

„Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem: niskiego, krępego pana z twarzą na stałe udekorowaną kordialnym uśmiechem, nosił białą, tylko trochę poplamioną zupą koszulę i krawat” - wspominał go jeden ze studentów. „Dzieląc swoje życie i wiedzę ze studentami, prowadziłem ich do wolności. To dało mi największą radość i poczucie sensu” - to przesłanie prof. Borinskiego.

Trzy lata temu, jako pierwsi opisaliśmy w DZ życiorys prof. Borinskiego, odkrywając go na nowo od podstaw. Skromny pan z Katowic wciąż czeka na upamiętnienie w swoim rodzinnym mieście.

Marcin Zasada

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.