Ferma kur? Ludzie jej nie chcą. Afera w sołectwie pod Jastrzębiem-Zdrojem

Czytaj dalej
Fot. Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Ferma kur? Ludzie jej nie chcą. Afera w sołectwie pod Jastrzębiem-Zdrojem

Bartosz Wojsa

Inwestor chce wybudować fermę w bliskim sąsiedztwie domów, piekarni, szkoły. Mieszkańcy Bzia, jednego z sołectw w Jastrzębiu-Zdroju, nie chcą się na to zgodzić. „Stop dla kurnika!” - grzmią plakaty i ulotki, rozdawane w okolicy.

Nie chcemy kurnika w Bziu - mówią mieszkańcy jednego z sołectw w Jastrzębiu-Zdroju. Walczą z inwestorem, który chce wybudować fermę w sąsiedztwie ich domów. Część radnych broni jednak inwestora, mówiąc, że z ferma śmierdzieć nie będzie.

AFERA Z KURNIKIEM

Oficjalnie inwestor zgody na inwestycję jeszcze nie ma. Ale prace trwają już od kilku tygodni. Na początku bronił się, że to tylko renowacja budynków gospodarczych, jednak charakterystyczne dla ferm wąskie okna wskazują, że może to mieć niewiele wspólnego z prawdą. Do tego wielkie silosy, postawione tuż obok budynków.

Budynków, które – oficjalnie – służą tylko do „przetrzymywania maszyn”. Jedna z mieszkanek, zaniepokojona działaniami inwestora, poprosiła nas o interwencję. Gdy pojawiliśmy się razem z nią na tym terenie, inwestor schował się w budynku. Na części ogrodzenia widniał wielki baner: „skup zboża”. Następnego dnia po naszej wizycie baner zniknął.

- On chyba ma nas wszystkich za idiotów – mówi Joanna Przybylska, mieszkanka Bzia. A teren znajduje się w bardzo bliskim sąsiedztwie domów, szkoły, a także miejscowej piekarni – z 200-300 metrów obok. Będzie śmierdzieć - dodaje pani Joanna.

Początki sprawy sięgają 2011 r.. Jak opowiada pani Joanna, wówczas w urzędzie miasta pod kierownictwem ówczesnego prezydenta, Mariana Janeckiego, wydano zgodę na to, by w Bziu powstała ferma hodowlana kurcząt. Na początku miało ich tam być 32 tys., ale mieszkańcy nie chcieli się na to zgodzić, więc odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

- Tam wstrzymano realizację pomysłu. Na budowę kurnika nie zgodził się też wojewoda śląski, inwestor odwołał się więc jeszcze dalej, do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie - mówi Joanna Przybylska. Inwestor zgodził się więc na zmniejszenie ilości kurcząt do blisko 10 tys. Zapewniał, że kurnik nie będzie mieć negatywnego wpływu na okolicznych mieszkańców. Na spotkaniu, które zorganizowano niedawno w Bziu się jednak nie pojawił. Pojawiły się za to władze miasta, sołectwa, a także dziesiątki mieszkańców.

- Nie chcemy kurnika w Bziu – mówili jednogłośnie. Radni we wrześniu 2016 r. przyjęli uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego terenu w Bziu, właśnie m.in. w sprawie przekształcenia terenu pod kurnik. Jedyną radną, która się temu sprzeciwiła, była wówczas radna Lucyna Maryniak (PO). Na spotkaniu w Bziu wyszło jednak na jaw, że niektórzy miejscy radni nie mieli nawet pojęcia o tym, za czym głosują.

Ryszard Piechoczek (Samorządne Jastrzębie) otwarcie oświadczył, że zmienia zdanie w tej sprawie. - Nie miałem pełnych informacji, dopiero teraz widzę, jak wygląda sytuacja i zagłosuję przeciw – mówił, przyznając się tym samym, że głosował „za”, choć nie do końca wiedział, jak sprawa wygląda.

Małgorzata Filipowicz (Samorządne Jastrzębie) też przyznała, że nie miała okazji szczegółowo zaznajomić się z problemem. - Zagłosuję przeciwko tej zmianie - obiecała (za pierwszym razem nie głosowała, była na L-4 - red.).

Nie popisał się za to Stefan Woźniak (PiS), który twierdził, że w pow. raciborskim, gdzie prowadzony jest chów 400 tys. brojlerów, zapach nie przeszkadza mieszkańcom. - W ogóle tam nie śmierdzi. Gdyby wyczyścić ten kurnik, można byłoby tam nawet zorganizować dyskotekę – mówił, co spotkało się z głośnym sprzeciwem mieszkańców.

I choć radni, którzy o wizji lokalnej w pow. raciborskim wypowiadali się pozytywnie, nie widzieli problemu smrodu z kurnika, to nasz dziennikarz postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak, jak mówią. Zadzwonił do domu przyjęć w Bienkowicach, który znajduje się tuż obok kurnika. Okazuje się, że wbrew zapewnieniom, problem istnieje.

Dyskoteka w kurniku? Radny nie widzi problemu. „Kpina”
Bartosz Wojsa Dyskoteka w kurniku? Radny nie widzi problemu. „Kpina”

- Czasami pojawiają się przykre zapachy, zwłaszcza, kiedy jest się na dworze. W lokalu nie śmierdzi, nam generalnie ten chów nie przeszkadza, ale na zewnątrz czuć smród – usłyszeliśmy od pracownicy. - Pojechaliśmy z mężem do Bienkowic, rozmawialiśmy z mieszkańcami i to nieprawda, że kurnik nie przeszkadza. Czuć smród – dodaje pani Joanna.

Jastrzębianie podkreślają, że kiedy nabywali grunty pod domy jednorodzinne nikt nie powiedział im, że będą mieli „śmierdzące sąsiedztwo”.

- Nasze domy stracą na wartości, nikt ich od nas nie odkupi, bo kto chciałby tu mieszkać, w takim smrodzie? Prosimy o ratunek dla naszych dzieci, które mają się wychowywać w takiej bombie ekologicznej – podkreśla pani Joanna.

Bartosz Wojsa

Z Dziennikiem Zachodnim związany jestem od 16. roku życia, czyli już od 8 lat. Na początku pracowałem w rybnickim oddziale redakcji, później w oddziale Śląsk, w Wydarzeniach, a teraz - w Newsroomie. Na co dzień zajmuję się m.in. tematami związanymi z górnictwem, edukacją i sprawami społecznymi. Piszę też o sprawach lifestylowych, kryminalnych, a także tych związanych ze zwierzętami. Do tego wszystkiego prowadzę program wideo TyDZień, który jest podsumowaniem wydarzeń każdego minionego tygodnia. Urodziłem się w Jastrzębiu-Zdroju, ale obecnie mieszkam w Katowicach. Jestem dumnym opiekunem 1,5-rocznego psa Atreusa, szpica miniaturowego. W wolnych chwilach gram na pianinie i spędzam czas z najbliższymi.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.