Ewa Andruszkiewicz

Gastronomicy liczą straty i już mówią o zwolnieniach

Gastronomicy liczą straty i już mówią o zwolnieniach Fot. 123rf
Ewa Andruszkiewicz

Koniec z niedzielnymi obiadami w centrach handlowych? Ich zamykanie oznacza też, niestety, koniec wielu restauracji i barów.

To już kolejna branża, która po wprowadzeniu zakazu handlu w siódmym dniu tygodnia może odnotować poważne straty. Na łamach „Dziennika Bałtyckiego” pisaliśmy już o właścicielach sklepów, dostawcach, firmach sprzątających i ochroniarskich, które w związku z projektem związkowców boją się o swój los. Głos w sprawie zabrali teraz restauratorzy.

„Zamknięte punkty handlowe to w praktyce brak zasadności dla otwierania punktów gastronomicznych w tych lokalizacjach” - piszą w liście skierowanym do Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego przedstawiciele Krajowej Rady Gastronomii i Cateringu. „Podkreślamy znaczenie możliwości prowadzenia działalności gospodarczej w niedzielę dla stabilności naszego biznesu, jak również dla stabilności zatrudnienia, które w gastronomii głównie dotyczy młodych osób zainteresowanych możliwością zarobkowania w weekend”.

Jak podaje Polska Rada Centrów Handlowych, wartość rynku gastronomicznego w Polsce sięgnęła w 2015 roku ok. 25 mld zł, 12 proc. tej sumy stanowił udział restauracji i barów w sklepach wielkopowierzchniowych.

- Niedzielne obroty w lokalach zlokalizowanych w centrach handlowych wynoszą średnio 15 proc. - wahają się od 10 do 18 proc. Na skutek zakazu handlu w siódmym dniu tygodnia sprzedaż może zatem spaść o ok. 450 mln zł - wylicza Radosław Knap, dyrektor generalny PRCH. - Towarzyszyć może temu redukcja zatrudnienia w tych placówkach rzędu 9 proc., czyli o ok. 1,8 tys. osób - dodaje.

Projekt zakazujący całkowicie handlu w niedzielę jest ostro krytykowany. Solidarność nie zamierza jednak się z niego wycofać

Większość lokali funkcjonujących na terenie dużych obiektów handlowych to bary typu „fast food”, z których najwięcej klientów korzysta przy okazji weekendowych zakupów lub po prostu spacerów.

- Aby w miarę tanio zjeść, nie muszę robić zakupów w markecie, tylko od razu idę z rodziną do wydzielonej części gastronomicznej. Rozumiem, że gdy Solidarność przeforsuje swój projekt, o chińszczyźnie w niedzielę mogę zapomnieć - mówi pan Mariusz, który jest klientem CH Morena w Gdańsku.

Tak się właśnie może stać. Gastronomicy obawiają się, że nie uda im się przenieść sprzedaży na inne dni tygodnia i że dalsze prowadzenie działalności pod kątem finansowym nie będzie im się po prostu opłacać.

- Zakaz handlu w niedzielę prawdopodobnie doprowadzi do upadku naszej firmy, ponieważ - pod względem utargów - to cztery najlepsze dni w miesiącu. Nie pomoże nawet redukcja personelu. Koszty prowadzenia działalności przewyższą mój dochód - przyznaje właściciel jednego z barów w gdańskiej galerii handlowej.

Obawy te podzielają członkowie Polskiej Rady Centrów Handlowych. - Należy się spodziewać, że w dużych obiektach handlowych zakaz handlu poskutkuje całkowitym zamknięciem nieruchomości w niedzielę. Pomimo że pewna część najemców nie zostałaby objęta ustawowym zakazem, czynniki finansowe zdecydują o nieopłacalności prowadzenia przez nich działalności - mówią.

Jak wskazuje Krajowa Rada Gastronomii i Cateringu, mając na uwadze stabilność branży, rozwiązaniem optymalnym byłoby prowadzenie handlu w niedzielę przez co najmniej 8 godzin popołudniowych, tak by umożliwić rodzinom zaspokojenie wspólnych potrzeb socjalnych poza domem, a jednocześnie stabilność zatrudnienia pracowników gastronomii.

Propozycja ta to odpowiedź na najnowszy pomysł, by sklepy w niedzielę działały, ale krócej, a dokładnie od rana do godz. 13. Zdaniem ekspertów to jednak szukanie kompromisu na siłę. Coraz to nowych pomysłów złagodzenia projektu o zakazie handlu w niedzielę nie chcą już komentować jego pomysłodawcy.

- Czekamy na stanowisko rządu. Przypominamy jednak PiS, że zapowiadało, iż wprowadzi ograniczenie handlu w niedzielę i że chodziło o wszystkie wolne niedziele w miesiącu - mówił Marek Lewandowski, rzecznik Solidarności.

Ewa Andruszkiewicz

Na łamach "Dziennika Bałtyckiego" poruszam najczęściej tematy związane z Sopotem. Piszę o tym, co dzieje się w mieście, o działaniach władz kurortu, nowych inwestycjach i problemach mieszkańców. Interesują mnie także zagadnienia skupione wokół zakazu handlu w niedziele, jego wpływie zarówno na drobnych przedsiębiorców, jak i największe sieci dyskontowe.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.