Gęborscy odmierzają czas rybniczanon. Od 1947 roku...

Czytaj dalej
Fot. arc.
Olek Król

Gęborscy odmierzają czas rybniczanon. Od 1947 roku...

Olek Król

Rodzina zegarmistrzów Gęborskich od czasów powojennych odmierza czas rybniczan...A Lech Gęborski jest jednym z nielicznych dziś rzemieślników, którzy zegarki jeszcze naprawiają

Rodzina zegarmistrzów Gęborskich od czasów powojennych odmierza czas rybniczan...
Lech Gęborski jest jednym z nielicznych dziś rzemieślników, którzy zegarki jeszcze naprawiają
W szufladzie znaleźli Państwo zegarek po dziadku? Przynieście go do Lecha Gęborskiego, jednego z ostatnich czynnych zegarmistrzów w Rybniku, który zegarki nie tylko sprzedaje, ale potrafi je także naprawiać... Kontynuujemy nasz cykl “Rybniccy Rzemieślnicy”, który współtworzymy z Cechem Rzemiosł Różnych w Rybniku. Rodzina zegarmistrzów Gęborskich “odmierza czas” rybniczan od czasów powojennych.

- Mam jeszcze schowany pierwszy zapis z Urzędu Skarbowego z 1947 roku, kiedy mój tata Eugeniusz zapłacił pierwszy podatek za swoją działalność - opowiada nam Lech Gęborski, którego zakład znajduje się w pawilonach pod Focusem, na Placu Wolności 4. A zaraz po wojnie, zegarmistrzowie nie tylko zegarki naprawiali... - Zegarmistrz miał wówczas uprawnienia złotnika, ale także optyka. Mój ojciec wkładał ludziom sztuczne oczy - sporo takiej roboty było po wojnie - mówi Gęborski i dodaje, że usługi zegarmistrzowskie, optycy i złotnicy, stosunkowo szybko odbudowali swoje interesy.

Mieszkanie za czytanie

- Zegarek był wtedy elementem statusu. Wszystkie zegarki - kieszonkowe, zegary wiszące traktowane były z estymą i bardzo się o nie dbało. Ojciec pracował na początku u człowieka, który prowadził taką działalność, a potem pod koniec lat 40, gdy państwo potrzebowało pieniędzy i domiarami zniszczyło wszystkich rzemieślników, którzy mieli już status, ojciec zorientował się, że może zacząć działać na własną rękę - wspomina dawne dzieje Lech Gęborski. Ojciec Eugeniusz otworzył swoje usługi w kamienicy na Placu Żołnierza (dziś to Plac Wolności 10). - Pamiętam, jak opowiadał, że tak się zadłużył na te wszystkie regały i lady, że gdy po 3 dniach od otwarcia zarobił pierwsze pieniądze - wymienił sprężyny w zegarku kieszonkowym - to zamknął zakład i popędził do restauracji żeby coś zjeść. Takie były czasy - wspomina Gęborski. Miarowego tykania zegarów w zakładzie ojca słuchał od najmłodszych lat. - To jest tak, jak z samochodem, jak się jeździ z ojcem i patrzy jak on wrzuca biegi, to potem łatwiej przesiąść się za kierownicę - mówi obrazowo zegarmistrz. W 1963 roku, mając 13, a nie jak wszyscy 14 lat, skończył szkołę, po czym rozpoczął naukę zawodu. Uczyłem się naprawiać rzeczy bez oryginalnych części, które były niedostępne. Na dzisiejsze czasy była to taka “partyzantka”. Ale dzięki tej umiejętności kombinowania, dochodzenia do tego, jak co naprawić, to dotyczy ludzi mojego pokolenia - jesteśmy cenieni, my nie mówimy, że nie można. Jest problem, to trzeba to zrobić - mówi Gęborski.

W 1967 roku zdał egzamin czeladniczy. Po 3 latach technikum wieczorowego zdał maturę. Po drodze były jeszcze 2 lata wojska, a potem praca w Rybnickich Zakładach Naprawczych w Niedobczycach, w dziale narzędziowym. - Ciekawiło mnie, jak to jest w przemyśle. Dużo mi to dało i pokazało, że trzeba uciekać stamtąd jak najszybciej. Wiadomo, jak to w dużym zakładzie - śmieje się Gęborski. Potem była już prawdziwa “szkoła życia zawodowego”. Pracowałem w WPHW „Jubiler” Wtedy przyjmowało się 100 zegarków dziennie - mówi. W roku 1977, zdobył status mistrza w zawodzie.

Na początku lat 80 zdecydował o prowadzeniu samodzielnej działalności. - Doszliśmy z ojcem do wniosku, że samodzielnie powinienem rozpocząć pracować na swoją pozycję. W latach 70/80 budowały się “Nowiny”. Dostałem tam mieszkanie i tam też postanowiłem otworzyć swoją firmę. To był koniec roku 1981, gdy złożyłem dokumenty w Wydziale Handlu i Usług, który mieścił się w budynku starostwa. Panie powiedziały mi, że 11 czy 12 grudnia mam przyjść po decyzję. A ponieważ jestem grudniowym dzieckiem, postanowiłem udać się po zezwolenie na prowadzenie działalności po urodzinach. Tyle, że 13 grudnia nie było rano “Teleranka”. Wybuchł stan wojenny. Wówczas doszło do mnie, że jeżeli tak jest, to ja zezwolenia nie dostanę, a to oznacza, że nie dostanę też lokalu, a to z kolei oznacza, że jestem na lodzie.

Dlatego 14 grudnia pędziłem z obłędem w oczach do urzędu, sforsowałem te ciężkie główne drzwi, przeleciałem przez wahadłowe, potrąciłem jak się potem okazało “zomowca”, który tam pilnował tego majdanu. Wpadłem do wydziału, a wiadomo, urzędnicy wówczas byli bardzo aroganccy, a mistrzami aroganci byli właśnie ci z urzędu skarbowego i wydziału handlu - tam się przychodziło najlepiej, żeby klamka była tak niziutko... zgięty w pół. Więc ja wpadłem, zanim wykrztusiłem o co mi chodzi, one mi mówią, że “czeka na pana, panie Gęborski już wszystko”. Byłem zaskoczony, oni wszyscy w tym urzędzie też byli wystraszeni. Nie wiedzieli co z tym stanem wojennym będzie. Porwałem tę zgodę na prowadzenie działalności , wyskoczyłem, “zomowiec”, by o mało nie dostał całusa, taki byłem szczęśliwy. To mi pozwoliło na Dąbrówki 1 na Nowinach własną działalność rozpocząć - mówi.

Gdy Gęborski naprawił już wszystkie zegarki mieszkańcom młodego osiedla Nowiny, po paru latach przeniósł się do centrum miasta. - Jeszcze na stare miejsce ojca - na Plac Wolności 10. Ten żółty budynek, który stoi przy schodach do teatru miał być wyburzony. Ówczesne władze miały jakieś plany z teatrem i całą tą przestrzenią. Pamiętam, taką zabawną sytuację - naprzeciw stała trybuna na pochód 1 maja i któryś z tych bonzów ówczesnego systemu zauważył na budynku napis “do rozbiórki”. To się źle kojarzyło. Napis szybko zdjęli, a potem z jakiegoś powodu wycofali się z pomysłu rozbiórki i kamienica stoi do dziś. Ale ponieważ planowano wcześniej tę rozbiórkę, ówczesne władze zgodziły się na przyznanie Cechowi Rzemiosł w Rybniku terenu na budowę pawilonów handlowo-usługowych dla rybnickich rzemieślników, którzy z różnych względów nie mogli pracować w dotychczasowym miejscu. Pawilony oddano do użytku na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i od tamtego czasu tutaj mamy swój zakład - dodaje.

A niewiele brakowało, żeby budynek zniknął z powierzchni ziemi. Podczas budowy Focusa doszło do gigantycznej eksplozji. - Dwa pawilony były zrujnowane doszczętnie. Mnie wszystkie zegary pospadały - wspomina. Wyszkolił 14 uczniów, ale nie pracują w zawodzie, nie ma swoich następców. - Miałem ostatnio parę telefonów, czy bym nie przyjął ucznia ale to za późno, cykl nauki trwa 3 lata. Ja odchodzę na emeryturę. Czy rybniczanie będą mieli gdzie naprawiać czasomierze? - Oby, będę się starał, by usługi zegarmistrzowskie pozostały w tym miejscu - mówi

Olek Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.