Aldona Minorczyk-Cichy

Halemba niczego nas nie nauczyła: pieniądze są ważniejsze od życia [INTERAKTYWNA LINIA CZASU, WIDEO]

Halemba niczego nas nie nauczyła: pieniądze są ważniejsze od życia [INTERAKTYWNA LINIA CZASU, WIDEO]
Aldona Minorczyk-Cichy

Za miesiąc będziemy obchodzić ósmą rocznicę katastrofy w kopalni Halemba. Tam po wybuchu metanu i pyłu węglowego zginęło 23 górników. Proces w tej sprawie jeszcze się nie zakończył, a winni nie ponieśli kary. Kilka dni temu kolejna tragedia. I znowu z metanem z roli głównej. Do tego wiele wskazuje na to, że także w kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do zaniedbań, prac na skróty, pogoni za zyskiem. Dowodów będzie szukać prokuratura i Wyższy Urząd Górniczy. Najpierw jednak trzeba na miejscu katastrofy odnaleźć ostatniego zaginionego górnika.

Poparzona skóra schodziła z nich płatami

Tuż przed godz. 21 w poniedziałek, w pokładzie 560 na poziomie 665 metrów w Ruchu Wesoła kopalni Mysłowice-Wesoła, zapalił się metan. Prawdopodobnie doszło też do wybuchu, bo górnicy, którym udało się ewakuować, opowiadają o potężnym podmuchu.
Na 37 pracujących tam ludzi, ewakuowało się 36. Wzajemnie sobie pomagali. Połowa z nich odniosła bardzo poważne obrażenia. Świadkowie opowiadają, że poparzona skóra schodziła z nich płatami. Krzyczeli z bólu. Jeden górnik jednak nie wyszedł. To kombajnista, 42-letni Bogdan Jankowski. Nie pracował na kombajnie, bo z dokumentacji wynika, że pół godziny wcześniej urządzenie stanęło. Jego kolega opowiada, że szli do wyjścia razem. Potem kompan zniknął.

Czekał na syna

Ojciec pana Bogdana, Franciszek Jankowski, przez dwa dni stał pod kopalnią. Czekał na syna i opowiadał dziennikarzom o telefonie, jaki dostał Bogdan w niedzielę. - Kolega z kopalni dzwonił do niego i mówił o wysokim stężeniu metanu oraz o tym, że ludzie nie powinni tam pracować. Ale jak nie idziesz, gdzie cię poślą, to tu jest brama i za bramę.

Póki co, niewiele wiadomo na pewno. Nieoficjalnie mówi się, że pożar pojawił się już w piątek, a wraz z nim ratownicy. Jednocześnie przez weekend i potem w poniedziałek prowadzono wydobycie. Żona jednego z poparzonych górników twierdzi, że w niedzielę z powodu zbyt wysokiego poziomu metanu ewakuowano górników. Potem jednak znowu kazano im fedrować. Teraz sprawdza to WUG.

Po co fedrowali? Na zwałach leży 400 tys. ton

- Po co fedrowano na tej ścianie? Przecież na zwałach samej tylko kopalni Mysłowice-Wesoła jest 400 tys. ton węgla. Nie potrafię tego zrozumieć. To druga Halemba - podkreśla Bogusław Ziętek, szef WZZ Sierpień 80.

Na miejsce wypadku przyjechała górnicza policja i wojewoda śląski Piotr Litwa, wcześniej prezes WUG-u. Pojawili się też prokuratorzy. Zabezpieczyli dokumenty, przesłuchali pierwszych świadków. Po tym, co 8 lat temu stało się w Halembie i 5 lat temu na Wujku-Śląsku, mają doświadczenie w takich sprawach. Nauczyli się rozmawiać z górnikami. A to sztuka, bo ich język, "podziemny slang" jest dla niewtajemniczonych zupełnie niezrozumiały.

Do tego jeszcze fałszywa górnicza "solidarność": "Tylko nie mówcie, jak było, bo nam WUG kopalnię zamknie" - to ostrzeżenie przekazywane jest w Mysłowicach z ust do ust. Nie wszyscy słuchają. Są tacy, którzy już wykrzyczeli zarzuty. Inni mają mniej odwagi i wysyłają anonimy: do WUG-u i "Dziennika Zachodniego".

Anonimowy list

Oto fragmenty anonimu od osoby związanej z kopalnią Mysłowice-Wesoła, który trafił do redakcji i do WUG-u:"Pod każdym względem jest to najgorsza kopalnia w Polsce, a w szczególności pod względem bezpieczeństwa. Sami sztygarzy oraz pracownicy mówią, że tu się tylko liczy wydobycie, a nie ich zdrowie. Tylko, niestety, każdy boi się to powiedzieć na głos, bo są zastraszeni. (…) nadsztygar (…) kazał koledze z serwisu pracować w stężeniu metanu 11 proc. Kiedy kolega na miejscu odmówił pracy, to pan nadsztygar był bardzo zbulwersowany i używał bardzo niecenzuralnych słów". Innej osobie kazano naprawiać maszynę w rejonie ściany, gdzie szły dymy. Fragmenty listu zostały zmienione, aby zapewnić anonimowość autorowi.

W chwili zamykania tego wydania Śląska Plus ratownicy musieli do zaginionego górnika pokonać ok. 700 metrów. W czwartek widoczność na miejscu tragedii wynosiła zaledwie pół metra. Warunki koszmarne. Mimo to ratownicy nie odpuszczali. Na dole cały czas pracowało na zmianę 8-10 zastępów ratowniczych. Jeden - bezpośrednio w miejscu, drugi - ubezpieczający.

Ratownicy wciąż daleko od zaginionego

Ratownicy zwieźli na dół ważący 700 kg wentylator, budowali rurociąg, którym miano przewietrzyć wyrobisko. Budowano też tamę przeciwwybuchową. - Akcja ratownicza nie została wstrzymana i wstrzymana nie będzie, dopóki nie wyciągniemy naszego pracownika - podkreśla Grzegorz Standziak, kierownik Działu Energomechanicznego w kopalni Mysłowice-Wesoła.

Bo na ratowników zawsze można liczyć. Idą do końca, nawet kiedy nie ma już nadziei. Szkoda, że górnicy nie zawsze mogą liczyć na oddanie swoich przełożonych.

Kolejne zawiadomienie do prokuratury
Solidarność 80 poinformowała wczoraj o złożeniu doniesienia do prokuratury o podejrzenie popełnienia przestępstwa przez zarządzających kopalnią. Związek przed wypadkiem, w poniedziałek rano, interweniował w zarządzie kopalni. Żądał poinformowania WUG-u o podziemnym pożarze. Zdaniem związkowców, tego nie zrobiono.

Znaleźliśmy dla Was film, który pokazuje, jak niebezpieczna jest praca w kopalniach. Zobaczcie, jak wybucha pył węglowy i jak niebezpieczny jest metan

Największe tragedie w śląskich kopalniach na przestrzeni ostatnich 25 lat. Najedź kursorem i zobacz linię czasu

Aldona Minorczyk-Cichy

Komentarze

3
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

ssss

Pracuję w serwisie i często wraz z moimi kolegami odwiedzamy tę kopalnię. Nie raz były sytuacje krytyczne w ścianie ale dozór nie mówił całej prawdy. Niestety nie mamy szkolenie na używanie metanomierzy i musimy ufać dozorowi który "powinien" być przy nas podczas całego pobytu pod ziemią. Rzeczywistość jest jednak inna, często poruszamy się z przypadkowymi ludźmi choć w książce, na markowni jest wpisana konkretna osoba z imienia i nazwiska. Często pod ścianą siedzi się samemu, czasem z kimś z obsługi o tzw. osoba towarzysząca jest w zupełnie innym rejonie. Niejednokrotnie dozór wymaga od nas prac typowo górniczych, bez należnych uprawnień co jest karalne w/g kk. Często są przekroczone normy temperatury ( nawet powyżej 35 st ) a siedzi się i czeka kiedy maszyna stanie. Nikt z tym nic nie robi. Są też szychty kiedy przebywa się w ścianie przez całe wydobycie i chodzi za kombajnem bo tak sobie życzy dozór kopalni, a jak ktoś się sprzeciwia to dzwonią do naszego szefa i wtedy wiadomo co jest. Druga sprawa transport, nie ma dnia by pociąg nie wypadł z szyn i nie było poszkodowanych ale o tym się nie mówi. Wolałbym iść te 3 km niż jechać tym złomem, ale nie ma z kim!!! Bezpieczeństwo człowieka jest na tej kopalni na szarym końcu. Mówi się że życie człowieka na Wesołej warte jest tyle co wiadro węgla. Życie pokazuje że tak jest. Postęp musi iść, reszta się nie liczy. Może ktoś z WUG'u przeczyta ten komentarz i odpisze.

emerytowany górnik

W przodkach przepracowałem 27 lat jako strzałowy oraz kombajnista ,metanomierz był siwy ,to znaczy stężenie metanu było sto procent przekroczone ,gdy nie chciałem załączyć kombajnu to kier.rob.górniczych wywalił mnie z przodka ,ale miał wielkiego pecha bo za kilka dni tam zginął.

Jack

Pracuje z byłym górnikiem obecnie na emeryturze. Wcześniej pracował jako nadsztygar. Łamanie przepisów BHP i innych ma we krwi, wszystkie przepisy są złe a ci którzy je próbują egzekwowac to dla niego debile. Więc nie dziwie się że w tak trudnych warunkach jakie panuja na dole w kopalni są wypadki. Tych ludzie należy eliminowac z pracy zawodowej.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.