Hiszpanka, cholera, czarna ospa, czerwonka... Jak mieszkańcy dzisiejszego Podkarpacia bronili się przed zarazą w minionych wiekach

Czytaj dalej
Fot. Zbiory Biblioteki Jagiellońskiej (reprodukcja autora)
Arkadiusz Bednarczyk

Hiszpanka, cholera, czarna ospa, czerwonka... Jak mieszkańcy dzisiejszego Podkarpacia bronili się przed zarazą w minionych wiekach

Arkadiusz Bednarczyk

Opustoszałe ulice, drzwi miejskich kamienic znaczone farbą, drewniane wozy pełne ludzkich zwłok ciągnione przez woły do lasu. W kościołach - co odważniejsi - zanoszą błagania o odwrócenie „morowego powietrza”. Gdy w 1831 roku Galicję nawiedziła epidemia cholery zaraza pochłonęła ponad sto tysięcy osób.

Hiszpanka, cholera, czerwonka, czarna ospa budziły postrach i przerażenie. Broniono się przed nimi na wiele nawet najdziwniejszych sposobów. Aby „odczynić” zarazę poświęcano ofiary z… ludzi. Zakopywano ich żywcem - tak było np. w Straszydlu czy w Lecce.

Choroby, takie jak hiszpanka czy tyfus, posiadały w ludowej wyobraźni odpowiedniki w dziwacznych postaciach: tyfus wyobrażano sobie jako chudego, wysokiego starca o czerwonej twarzy i błędnych oczach. Hiszpanka z kolei była chudą bladą dziewczyną z zapadłą twarzą i czarnymi zębami.

W średniowieczu „czarna śmierć”, przywleczona do Europy na okrętach przez szczury z Azji, zabiła jedną trzecią ludności Europy. Kiedy nie znano, tak jak w dzisiejszych czasach, wielu odmian wirusów, mówiono na te śmiercionośne choroby: zaraza, pomór, morowe powietrze.

Tabletki... jezuickie

Ciała ofiar zarazy wrzucano do zbiorowych grobów, lokalizowanych poza miastem, a doły zasypywano wapnem. Stawiano na takich mogiłach prosty krzyż bądź kapliczkę. Do dzisiaj na Podkarpaciu zachowało się wiele takich cmentarzy. Tak np. było półtora wieku temu w Sobowie (Tarnobrzeg), gdzie na miejscowym kopcu z ofiarami cholery w dziewiętnastym stuleciu postawiono krzyż. Z kolei w Leżajsku ofiary cholery chowano w lasku zwanym Podzwierzyniec.

O ponurych przeznaczeniach cmentarzy cholerycznych świadczyły ich nazwy. W Golcowej miejsce w lesie, w którym zakopywano ofiary z 1831 roku, nazywano „Cholerne”. Noszono specjalne maski, początkowo ze szmat, później, zwłaszcza w Europie Zachodniej, zakończone ptasim dziobem, w którym umieszczano środki dezynfekujące, najczęściej zioła. Pustoszały miasta - tak np. było w siedemnastym wieku w Dębowcu i Krośnie. W 1622 roku w tym mieście zmarło ponad tysiąc osób.

W Przeworsku podczas szalejącej w tym czasie zarazy zmarło ponad pięćset osób. Zamykano nawet kościoły. W Futomie w szesnastym stuleciu brakowało przez pewien czas plebana, ponieważ wieś padła ofiarą morowej zarazy. Kiedy wybuchała zaraza w Jarosławiu, w siedemnastym stuleciu, zamknięto kolegium jezuickie, a klerykom nakazano pomagać przy opiece nad chorymi. Jezuici mieli nawet opracować specjalne tabletki na „morowe powietrze” zwane jezuickimi.

Zaraza nie wybierała. Jej ofiarą padali wszyscy, bez względu na miejsce w hierarchii społecznej czy też wiek. W dziewiętnastym stuleciu w Iwoniczu Zdroju zmarł miejscowy proboszcz ks. Franciszek Dekarski, który posługiwał wśród swoich parafian dotkniętych epidemią cholery. W 1661 roku epidemia zabiła nawet możnego pana z Dukli Franciszka Mniszcha.

Baronowa ofiarą cholery

Kiedy morowa zaraza nawiedziła wspomniany Jarosław, w roku 1602, w przeciągu czterech miesięcy zmarło ponad czterysta osób. Jeszcze w październiku 1603 roku księżna Anna Ostrogska nakazała zamknąć bramy miejskie i nikogo nie wpuszczać do miasta, wybudować posąg świętego Walentego przed Bramą Krakowską. Kolejny raz wystąpiła w 1622 roku, kiedy to do miasta przywlec ją mieli kupcy z dalekiej Turcji. Historycy przytaczali zapisy z ksiąg parafialnych: „ Bóg spuścił chłostę, za grzechy nasze, przebiegła śmierć po Jarosławiu i ostrą kosą swoją dziesiątego prawie człowieka wymiotła. W samym mieście przeszło dwa tysiące od kosy tej padło.” Cmentarz choleryczny był w okolicach Pantalowic.

W starej księdze miejskiej w Przemyślu odnotowano, że w 1641 roku „morowe powietrze” zawleczono do Przemyśla z Lublina. Zmarło ponad sto osób.

W 1831 i 1848 roku epidemia cholery wybuchła w Rzeszowie. W tradycji ustnej zachowały się przekazy, iż ludzie gremialnie przychodzili do miejskiej fary i modlili się, dotykając rękoma wielkiego krucyfiksu, znajdującego się w przedsionku kościoła. Faktycznie figura do dzisiaj ma wytarte nogi. A z treści jednego z epitafiów dowiadujemy się, iż w bardzo młodym wieku, bo zaledwie 28 lat, w 1831 roku na zabójczą wówczas cholerę zmarła baronowa Filipina z Pachów.

Ofiarami szalejącej w 1848 roku cholery padło wielu innych rzeszowian. W przeciągu tygodnia zmarli np. Klara i Edward Hiblowie, którzy osierocili małą córeczkę Amalię. Śladem tego bolesnego wydarzenia jest wzruszające epitafium w kościele świętej Trójcy w Rzeszowie. Hibl był właścicielem apteki obwodowej w Rzeszowie i opiekunem znanego skądinąd Ignacego Łukasiewicza. Ofiary cholery chowano także poza granicami Rzeszowa, dzisiaj jest to ulica Wioślarska, gdzie stoi kapliczka upamiętniająca być może pochowane tutaj ofiary zarazy.

Pozostało jeszcze 45% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Arkadiusz Bednarczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.