Aleksander Król

Jak Dawid Piestrzyński z Częstochowy został mistrzem Polski z Rybnika

Dawid Piestrzyński, z Rędzin pod Częstochową, zrobił karierę w rybnickich „Rybkach”. To mistrz Polski Fot. Arc Dawid Piestrzyński, z Rędzin pod Częstochową, zrobił karierę w rybnickich „Rybkach”. To mistrz Polski
Aleksander Król

Dawid Piestrzyński dojeżdża z Częstochowy do Rybnika na treningi. Połączenie determinacji i talentu tego młodego człowieka przyniosło efekty. Dziś jest mistrzem Polski.

Wojnę o młody talent” - obwieściły już żużlowe portale. W nagłówkach serwisy speedwaya pytają, gdzie wyląduje Dawid Piestrzyński, a ich redaktorów może głowa boleć, bo młody miniżużlowiec co prawda pochodzi z Rędzin, spod Częstochowy, ale dotychczasową karierę i mistrzostwo Polski - zarówno drużynowe jak i te jeszcze bardziej cenne - indywidualne zrobił w rybnickich „Rybkach”. A 12-latka, który od następnego sezonu przesiada się już na większy motor, widziałyby ze swoim plastronem na piersiach nie tylko Rekiny i Lwy, ale też inne ekstraligowe kluby żużlowe w Polsce.

- Cieszę się że mnie chcą. Każdy by miał radochę z tego, że walczą o niego - odpowiada rezolutny chłopak.

Dawid ma sporo czasu na odrabianie lekcji. Droga z małych Rędzin pod Częstochową, gdzie mieszka, do Rybnika, gdzie trenuje w klubie miniżużlowym „Rybki Rybnik” zajmuje około półtorej godziny w jedną stronę. Jasne, że w aucie nie ma biurka i lampki i trochę buja, ale przynajmniej nie rozprasza telewizor...

- Na początku z lekcjami było trochę trudno, odrabiam lekcje na kolanach, siedząc w samochodzie, może nie było to najbardziej komfortowe ale przyzwyczaiłem się - śmieje się Dawid Piestrzyński.

12-latek przynajmniej dwa a często trzy razy w tygodniu od 3 lat razem ze swoim ojcem pokonywał 124 kilometry w jedną stronę, by pokręcić kółka na stadionie Rybek w Chwałowicach. Przy tym, rodzice zarzekają się, że nigdy nie marudził. Ba! To on przypominał im o treningach. Wydzwaniał ze szkoły, czy aby na pewno ojciec jest już gotowy do drogi. Piestrzyńscy nie muszą mieć na lodówce przyklejonej żółtej fiszki z harmonogramem treningów syna.

- Dawid jest zdyscyplinowany, jeśli chodzi o treningi. Zawsze pierwszy chce jechać, pamięta kiedy one są, dzwoni ze szkoły, czy aby na pewno nie odwołali. To on jest tym, który to ogarnia, bardziej pamięta o tych treningach niż my - rodzice - śmieje się Tomasz Piestrzyński, ojciec Dawida.

Ale tak naprawdę rodzice też musieli wznieść się na wyżyny organizacji - godząc dalekie codzienne podróże do Rybnika (ale też treningi w miejscu zamieszania - nieraz 6 dni treningowych w tygodniu) z pracą i domem.

- Owszem, rozważaliśmy jak to zorganizować jeszcze przed podjęciem decyzji o tym, że będziemy dojeżdżać do Rybnika. Wcześniej w tych „pięćdziesiątkach” (red. potoczna nazwa motocykli od pojemności silnika) widzieliśmy różne ośrodki sportowe jak funkcjonują, jak działają. Decyzja zapadła, że w Rybniku, w Rybkach ta kariera będzie najlepiej pielęgnowana i syn najlepiej będzie się tutaj rozwijał. Dziś absolutnie nie żałuję tej decyzji bo była najbardziej trafna - mówi Tomasz Piestrzyński.

Przed pierwszą trasą rodzina zrobiła podział obowiązków. Gdy ojciec jedzie z synem na trening, obowiązki w pracy przejmuje mama. Szczęście, że oboje prowadzą własną, małą, rodzinną firmę zajmującą się usługami dekarskimi.

- Nastawiliśmy się na ten żużel „przenosząc się” z Rybnika do Częstochowy. Wtedy do nas dotarło, że trzeba się tym zająć profesjonalnie, bo albo coś robić dobrze albo wcale, bo szkoda czasu - zauważa ojciec.

On sam razem z żoną jeździ na motocyklach. Także starszy brat Dawida. Gdy weźmie się to pod uwagę łatwiej sobie wyobrazić, że Dawid zaczął jeździć na motorku wcześniej niż wiele jego rówieśników na rowerkach. Pierwsze przejażdżki zaliczył już w wieku 4 lat - choć on sam o tym nie do końca pamięta.

- Twoi rówieśnicy grają raczej w piłkę, jak ktoś chce być trochę bardziej ekstremalny to trenuje ju-jitsu, ale żużel? Skąd się to wzięło? - pytamy Dawida.

- Motocykle to cała moja rodzina: tata, brat, mama - wszyscy na nich jeździli. Pewnego dnia mój brat, który miał crossa dał mi się na nim przejechać. Pojechaliśmy szukać jakiegoś małego toru, bym mógł spróbować gdzieś niekoniecznie na ulicy. Znaleźliśmy tor niedaleko i tam zacząłem robić swoje pierwsze kółka - wspomina mistrz Polski w miniżużlu.

Mówi, że miał wtedy z 7 lat. - Wydawało mi się, że jeżdżę super, a tak naprawdę to było wtedy słabe - mówi rozbawiony nastolatek. Ale złapał wtedy bakcyla.

- Początki na torze w naszej gminie nie były łatwe. Bo był dziurawy, świeży. Te pierwsze dwa, trzy treningi nie specjalnie chciał jeździć odważnie, ale zrozumiał, że im więcej potu na treningu tym mniej krwi na zawodach - mówi ojciec mistrza.

Rzecz jasna krew też była...

- Upadki muszą być. Kto nie upada ten się nigdy nie nauczy - mówi Dawid o swoich kraksach, jakby działy się one na ekranie PlayStation a nie w realu. - Poważniejsze też były. Po jednym treningu miałem strasznie obitą głowę, a po zawodach w Częstochowie miałem podejrzenie złamania żebra, ale byłem tylko mocno poturbowany - wzrusza ramionami. - Co na to twoja mama? Przecież każda mama na świecie martwi się nawet o to, gdy dziecko się potknie i stłucze kolano. - Mama idzie na trybuny, filmuje sobie moje starty. Czasami jak mam dłuższą przerwę między biegami, idę z nią pogadać. Wiem, że się stresuje, ale widać, że to dobrze ukrywa - mówi chłopak.

Mama przytakuje.

- Oczywiście, że się boję każdego wyjazdu, ale wiem, że to jest pasja, która sprawia mu ogromną radość - mówi mama Dawida.

Dodaje, że motocykle zawsze były w ich życiu, ale nie ukrywa, że podjęcie decyzji o żużlowej przygodzie syna nie było dla niej łatwe.

- Biorąc pod uwagę tę, niebezpieczną jednak, dyscyplinę i fakt, że dotyczy to mojego syna. W zamyśle to wszystko miało być tylko przygodą, a trwa ona już od kilku lat - mówi. - Patrząc jednak na rozwój syna, cieszą nas jego postępy - mówi mama szczęśliwego nastolatka.

A ojciec, który nie tylko odwozi syna na treningi ale potem w parkingu towarzyszy mu ramię w ramię będąc tu wszystkim - „od mechanika, przez sponsora, pożyczki bezzwrotne, po transport”, dopowiada jeszcze, że największą zapłatą jest, jak syn zjeżdża po wygranym biegu - jak zagląda mu w kask, w oczy i widzi w nich mieszankę strachu, adrenaliny i szczęścia.

A Dawid kocha adrenalinę.

- To niesamowite, kiedy stoisz z kimś pod taśmą obok siebie i prawie się łokciami stykacie. Startujecie prawie z tą samą prędkością i nie wiecie, czy się odbijecie łokciami, kto wejdzie lepiej czy gorzej w łuk, jak pójdzie dalej - opowiada z pasją.

- Nigdy się nie boisz? - niedowierzamy.

- Jasne, że się boję. Od razu nikt nie pojedzie jak dorosły Tai Woffinden czy Emil Sajfudinow. Strach był, jest i będzie. Bo teraz czeka mnie przesiadka na większy motor. Niby to to samo ale silnik ma większą pojemność, będzie ciężej ale myślę, że dam radę - mówi jeszcze bardziej ożywiony. Przyznaje, że parę razy próbował już na większym motocyklu. - Czuć że to jest kompletnie inna jazda. Ale ten uślizg, podnoszenie nogi, to potrafi wejść w krew... Na pewno będę musiał się przełamać z tą prędkością, muszę mieć kompletnie inną sylwetkę niż na 125-tkach - wylicza młody żużlowiec.

Mówi, że chce pokazać się jak najlepiej w 250-tkach a potem trafić do ekstraligi i tak jak indywidualny mistrz świata na żużlu Bartosz Zmarzlik, jeździć ciągle z tym samym numerem, który miał w bardzo młodym wieku i nie siedzieć w boksie, w kewlarze czekając na szansę w biegu.

Na ścianie w pokoju, który Dawid dzieli ze swoim starszym bratem, na dwóch wieszakach wiszą wszystkie medale zdobyte na torach miniżużlowych w całej Polsce. Są też wszystkie plastrony, a na szafie puchary. Ale jest też komputer, w garażu stoi rower.

- Lubię jeździć na rowerze z kolegą. W szkole nie gadamy o żużlu. Ktoś tam czasem mi pogratuluje, ktoś śledzi wyniki i tyle. Jestem normalnym chłopakiem, czasami lubię trochę się ponudzić - śmieje się 12-latek, którego chcieliby oklaskiwać kibice kilku ekstraligowych klubów w Polsce.

Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.