Kojarzenie par i swatanie to wielki biznes

Czytaj dalej
Grażyna Kuźnik

Kojarzenie par i swatanie to wielki biznes

Grażyna Kuźnik

Ponad 3 mln Polaków korzysta z portali randkowych i matrymonialnych. Ale i tak narzekają, że są samotni. Swatki twierdzą, że to głównie młodzi mężczyźni chcą, żeby im znaleźć dobrą żonę. Tak jak kiedyś bywało...

Wszystkie czują się swatkami. Agata prowadzi tradycyjne biuro matrymonialne, Kamila organizuje randki na czas, Joanna jest coachem, doradza singlom, jak znaleźć partnera i stworzyć udany związek. A Beata jest matchmakerką, to ostatni krzyk mody w tej branży; ogarnia wszystkie portale randkowe i różne środowiska, żeby dostarczyć klientom skrojoną na miarę drugą połówkę. Dyskretnie, chociaż nietanio. Stary zawód swatki zmienia się, ale wciąż jest bardzo przydatny. Socjolodzy twierdzą, że z różnego rodzaju swatania korzysta w Polsce ponad 3 mln osób. Ten potężny rynek stale się rozwija. Zwłaszcza wiosną i latem swatki mają dużo pracy.

- O tej porze zgłasza się do mnie najwięcej osób, liczą, że miłość rozkwitnie jak przyroda. Ale pomagam głównie mężczyznom, bo coraz częściej nie potrafią znaleźć sobie odpowiedniej żony - nie owija w bawełnę matchmakerka Beata. - Młodzi panowie do wzięcia to nowe zjawisko, bardzo typowe dla naszych czasów.

Mieszkanie za czytanie

Zdołowani panowie

Na szybkich randkach, jakie Kamila urządza w katowickich klubach, w kategorii wiekowej do 35 lat mężczyzn jest tak dużo, że brakuje dla nich miejsc. Na dziewczyny trzeba dłużej czekać, one nie spieszą się do takiej konfrontacji.

- Pomysł randek na czas podoba się zwłaszcza chłopakom, bo decyzje trzeba podjąć stanowczo, nie ma ściemnień o wyglądzie, a czasem to się zdarza na portalach randkowych. Na naszych spotkaniach brak rozczarowań w związku z urodą. Widzisz, z kim rozmawiasz - mówi Kamila.

Zna pary, które poznały się na szybkich randkach, dzisiaj są już po ślubie. Chwalą sobie ten sposób, chociaż niektórzy krytykują, że to rodzaj sklepu. Ale właśnie takie jasne zasady odpowiadają Rafałowi, który kończy studia, ma pracę, ale dziewczyny na uczelni nie znalazł. Jak mówi, wszystkie przyszły już zajęte.

- To jakieś bajki, że dziewczyny studiują, żeby złapać męża. Miały już chłopaków, nie wiem skąd - zwierza się Rafał.

Przyznaje, że nie umie podrywać i za dużo czasu spędza w sieci. Dałby się sam chętnie poderwać, ale nigdy nie wie, czy dziewczyna myśli poważnie, czy żarty sobie robi.

Kamila zaznacza, że w przyjaznej atmosferze łatwiej zdobyć cudzą sympatię. Urok osobisty trudno opisać, dlatego tak ważne są spotkania twarzą w twarz, spojrzenie w oczy, uśmiech. Jeśli chociaż trochę zaiskrzy, może z tego być ogień. Gdy w oczach nic się nie zapali, zwykle znajomość nie będzie miała dalszego ciągu.

- Trzeba postarać się o to, żeby wywołać dobre wrażenie, a to wcale nie jest takie łatwe - podkreśla Joanna Godecka, znana ekspertka portali randkowych, która od dawna doradza samotnym. - Proszą mnie często o radę osoby, które skarżą się, że nie mogą się zakochać, nie budzą niczyjego zainteresowania. Ale to na własne życzenie. Mają tak obniżone poczucie własnej wartości, że zrażają do siebie ludzi. Nie wierzą, że zasługują na miłość, nieświadomie swoim zachowaniem odpychają innych.

Agata z biura matrymonialnego uważa, że trafiają do niej właśnie tacy zdołowani panowie, którzy na pewno nie są mistrzami inteligencji emocjonalnej. - Ponurakom jest ciężko - krzywi się swatka. - Optymiści mają o wiele większe wzięcie, nawet jeśli urodą nie grzeszą. Ale ja mam biuro starej daty, dla moich klientek i klientów przede wszystkim liczy się stały dochód, stabilizacja.

Przyjdzie czas, zapłać komu

Ekonomiczne podejście do małżeństwa to w naszym regionie nic nowego. Swatanie też było kiedyś na porządku dziennym. - Nieoficjalnie na przemysłowym Górnym Śląsku swataniem zajmowali się często poważni mężczyźni - mówi dr Grzegorz Odoj, etnolog z Uniwersytetu Śląskiego. - Młody chłopak trafiał do kopalni, ale nie pracował z ojcem, bo tradycja na to nie pozwalała. W razie wypadku ktoś z rodziny zostawał przy życiu. Chłopak miał jednak na dole starszego opiekuna, kogoś w rodzaju zastępczego ojca. I właśnie on rozglądał się za żoną dla swojego podopiecznego; szukał w swoim środowisku, czasem miał córki na wydaniu. Dobrze, jeśli mieszkali w tej samej dzielnicy. Mawiało się przecież: „Najlepsza żona spod własnego dzwona”.

Mezalians był nieszczęściem i zamożniejsze rodziny bały się go jak ognia. Chroniły od tego swatki. - To był zawód społecznego zaufania - dodaje dr Odoj. - Swatka dobrze wiedziała, kto ile posiada. Niezastąpiona była zwłaszcza w trudnych sytuacjach, gdy na przykład chodziło o wdowca z dziećmi, kogoś z defektem. Dzisiaj jest internet, można poznawać wielu kandydatów, wtedy była swatka. Nie po to jednak jej płacono, żeby para zakochiwała się i chodziła na randki. Cel był jasny, małżeństwo. Józef Lompa już 150 lat temu zapisał stare śląskie przysłowie: „Dopóki dziewczyna młoda, to ją czesz, jak większa, to ją strzeż, a jak dorośnie, zapłać komu, co ją weźmie z domu”. Reklamacji nie przyjmowano. Joanna Godecka pisze czasem porady dla portali randkowych, np. „Dziewięć kroków, jak otworzyć się na nowy związek” albo „Pięć kroków do miłości”. Ale przyznaje, że to tylko podpowiedzi, bo życie jest bardziej skomplikowane.

- W znalezieniu miłości wielką rolę odgrywa własna rodzina, bo złych wzorców bardzo trudno się pozbyć - mówi doradczyni. Najlepsza rada, jaką usłyszała na ten temat, to: „Im bardziej czegoś się boisz, tym bardziej masz czego, bo staje się większe”. Dlatego doradza, żeby ludzie mniej się przejmowali. Tak postąpił Rafał, gdy poszedł na szybką randkę. Poznał brunetkę, chociaż myślał, że woli blondynki. Dużo się śmieją, a to dobry znak.
=

Grażyna Kuźnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.