Konkurs ślonskiej godki. Pan Hilary posioł swoje brele, a oma warzy nudle [WIDEO]

Czytaj dalej
Fot. MANO
Magdalena Nowacka-Goik

Konkurs ślonskiej godki. Pan Hilary posioł swoje brele, a oma warzy nudle [WIDEO]

Magdalena Nowacka-Goik

Ponad trzydzieścioro dzieci, uczniów szkół podstawowych, ale także po raz pierwszy - przedszkolaków, zaprezentowało fragmenty prozy i wiersze w śląskiej gwarze, na konkursie w Muzeum Górnośląskim. Była dobro godka!

Dzieci prezentowały zarówno przetłumaczone teksty literackie, jak i oryginalne, napisane specjalnie na konkurs. Wśród gotowych tekstów jury najczęściej słuchało wiersza "Okulary" Juliana Tuwima. Konkursowicze opowiadali też historie rodzinne, których najczęstszą bohaterką była oma, czyli śląska babcia i sytuacje z życia szkoły.

Szymon Drewniok z Piekar Śląskich, piątoklasista , zaprezentował tekst napisany przez swoją nauczycielkę języka polskiego. - W domu często mówię gwarą. Wszystkie słowa mi się w niej podobają. A tekst ćwiczyłem z rodzicami. Najlepiej jednak gwarą mówi moja babcia - przyznaje chłopiec.

Justyna Fifer, nauczycielka historii i języka polskiego, która przygotowała Szymona, gwarę zna bardzo dobrze, bo wychowała się w tradycyjnym, śląskim domu.

- Już 15 lat przygotowuję uczniów do konkursów gwarowych i tyle samo piszę teksty. To moja pasja. Cieszę się, że moi uczniowie nie mają problemu z wypowiadaniem się gwarą. W tym roku po raz pierwszy przygotowywałam także do konkursu mojego pięcioletniego syna - opowiada. Przyznaje jednak, że gwara zanika. - Kiedy zaczynałam pracę w szkole, było bardzo dużo dzieci, które swobodnie posługiwały się gwarą. Teraz jest ich mniej, ale lubią uczyć się tekstów po śląsku, zwłaszcza, jeśli są połączone ze scenkami, które pokazują tradycje i piękno Górnego Śląska - podkreśla. - Sami też próbują pisać takie teksty. Cieszy też to, że rodzice im mocno kibicują. Wprawdzie młode pokolenie coraz mniej mówi w domu po śląsku, ale wciąż popularne jest używanie pojedynczych śląskich słów, takich jak żymła, tomata czy hauskyjza - mówi nauczycielka.

Wśród oceniających zmagania uczniów była Anna Grabińska-Szczęśniak, etnograf z Muzeum Górnośląskiego. - Wysoki poziom reprezentują zwłaszcza ci najmłodsi. W tym roku mamy więcej tekstów specjalnie napisanych na występ. To na pewno doceniają jurorzy. To bardziej atrakcyjne niż słuchanie kilka razy tego samego tekstu, czasem rok po roku - mówi etnograf.

Zdarza się też, że jurorzy sprawdzają, czy dzieci faktycznie wiedzą, o czym mówią. - Nie sztuka nauczyć się na pamięć, ale ważne jest zrozumienie przekazu. Czasem to szwankuje, co widać np. po gestykulacji. Dzieci nie do końca świadomie używają pewnych słów - przyznaje Anna Grabińska-Szczęśniak. Dodaje też, że osobiście wolałaby, aby teksty przygotowane dla dzieci były jednak pozbawione pewnych dosadnych wyrażeń, które chociaż wpisują się w gwarę, niekoniecznie brzmią ładnie w ustach dziecka. - Takie słowa jak: "piznę" czy "szlok mnie trafi." To nie wpływa na atrakcyjność przekazu - ocenia.

Dodaje, że nawet jeżeli dzieci nie mówią gwarą w domu, to poznają ją właśnie przez udział w konkursie, a jeśli startują w nim kolejny raz, słuchając innych, wiele też zapamiętują i poznają.

- To sprawia, że czują się bardziej związane ze swoim regionem, z Górnym Śląskiem. Dla mnie - etnografa - ważne jest, że z edycji na edycję, widzę coraz poprawniejsze stroje występujących. Większość to już nie są niestety oryginalne, odziedziczone po dziadkach, ale odtworzone zgodnie z tradycją. Zwłaszcza, jeśli chodzi o dziewczynki. Ale podczas tego konkursu miłą niespodzianką były stroje dwóch chłopców, w tym jeden typowo rozbarski - podkreśla.

Magdalena Nowacka-Goik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.