Krakowski oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Mieszkanie za łapówkę

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Wojciech Paduchowski

Krakowski oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Mieszkanie za łapówkę

Wojciech Paduchowski

Społeczeństwo. Własne lokum było w czasach peerelu przedmiotem marzeń i wyznacznikiem statusu społecznego permanentny brak mieszkań był pożywką dla nadużyć, niekiedy wyrafinowanych.

Mieszkanie w Polsce zawsze było rzeczą bardzo cenną i pożądaną. Jego posiadanie i jakość wyznaczały status społeczny. Głód mieszkaniowy nigdy w Polsce nie został zaspokojony. Dotyczyło to zarówno czasów II RP, okresu PRL jak i dnia dzisiejszego. Każdy z tych okresów charakteryzował się jednak inną specyfiką - również w zakresie budownictwa mieszkaniowego i jego dystrybucji. Oczywiście największe znaczenie miały tu założenia makroekonomiczne wynikające z panujących systemów polityczno-ekonomicznych.

„Socgospodarka”

Od 1944 r. Polska wchodziła w orbitę wpływów i uzależnienia od Związku Sowieckiego przyjmując jego rozwiązania w zakresie funkcjonowania życia społeczno-gospodarczego, opierające się m.in. na zasadach funkcjonowania gospodarki centralnie kierowanej, której immamentną cechą był niedobór.

Sowieckie zasady gospodarcze były stopniowo wcielane na terenach Polski. Trzeba przyznać jednak, że nie od razu. Wyznaczały je poszczególne plany gospodarcze. Poczynając od tzw. planu trzyletniego, w ramach, którego zachowywano jeszcze względnie rachunek ekonomiczny, poprzez stalinowski plan sześcioletni, który miał w sposób forsowny uprzemysłowić rolniczy kraj, jakim była Polska, i jednocześnie w roku 1955 rozpocząć wraz z Związkiem Sowieckim nową tzw. pięciolatkę.

Od tego momentu PRL miał kroczyć w planach gospodarczych identycznie jak jego wielki brat ze wschodu.

Wielkie budowy socjalizmu przyciągały, co zrozumiałe, rzesze zróżnicowanej, ale mającej pewne cechy wspólne ludności, która poszukiwała swojego miejsca na ziemi. Był to często opisywany przez socjologów i demografów wielki ruch ze wsi do miast. Nie inaczej było w Krakowie, gdzie w roku 1949 rozpoczęto budowę miasta Nowa Huta i, w bliskiej odległości, gigantycznego jak na owe czasy kombinatu metalurgicznego, który w planach miał produkować 1,5 mln. ton stali rocznie czyli tyle ile wynosiła przedwojenna produkcja wszystkich hut żelaza w Polsce. W rzeczywistości huta pod koniec lat 70. produkowała stali kilkakrotnie więcej. Do obsługi tego wielkiego przedsiębiorstwa, którym była od 1954 r. Huta im. Lenina (HiL) potrzebne były tysiące pracowników - robotników, techników i inżynierów.

Mieszkanie się należy

Wydawać by się mogło, że budowa nowego miasta to idealny czas na zdobycie wymarzonego mieszkania. Tak też było, jednak nie od razu. Napływ ogromnej liczby osób powodował, że nie nadążano z budową dla nich mieszkań. Początkowo wznoszono domy w sposób bardzo tradycyjny, były to niskie stosunkowo niewielkie budynki o spadzistych dachach (np. os. Wandy), w których mieściło się relatywnie mało rodzin. Budowane były z cegły. nierzadko rozbiórkowej przywiezionej z Wrocławia. Takie budownictwo nie mogło w pełni zaspokoić zapotrzebowania.

W późniejszym okresie zastosowano żelbet, który umożliwił wybudowanie wyższych domów o większej liczbie pięter, a tym samym większej ilości izb. Poprawiało to sytuację, ale nie na tyle, aby nie musieć umieszczać tysięcy pracowników w wieloosobowych izbach w tzw. hotelach robotniczych, które były zlokalizowane w centrum miasta, np. na os. Na Skarpie czy też Zgody. Jeszcze na początku l. 60. budynki naprzeciwko Dzielnicowej Rady Narodowej stanowiły zespół hoteli.

Poza tym w Pleszowie w barakach zwanych eufemistycznie hotelami również mieszkało kilka tysięcy osób. Stłoczenie wielkiej liczby ludzi w jednym miejscu powodowało wiele problemów, w tym i te natury kryminalnej.

Stosowanie nowych technologii w budownictwie w postaci wielkich bloków, a następnie wielkiej płyty poprawiało sytuację, ale wciąż nie na tyle, aby zaspokoić głód mieszkaniowy. Zaciąg nowych robotników, dotychczas chłopów, a następnie powojenny wyż demograficzny robiły swoje. Po październiku 1956 r., kiedy to polscy architekci i urbaniści uzyskali możliwość wyjazdu na zachód Europy, zaczęły powstawać tzw. bloki szwedzkie czy też francuskie. Komu jednak miało przypaść w nich zamieszkać, nie było takie oczywiste.

Dla kogo przydział?

W pierwszej kolejności mieszkania mieli uzyskiwać fachowcy, którzy byli niezbędni najpierw przy budowie miasta i kombinatu, a potem przy ich rozbudowie - czyli kadra inżyniersko-techniczna, która w roku 1957 liczyła w Nowej Hucie około 20 tys. osób. Nie wolno nam też zapominać o notablach państwowo-partyjnych, których odsetek w ogólnej masie był jednak niewielki. Potrafili oni jednak spowodować, że niektórzy z nich zamieszkiwali w nowo budowanych domach jednorodzinnych na terenie dzielnicy. Poza tym władze prowadziły ogólnokrajową tzw. akcję produktywizacji społeczności cygańskiej, którą w pewnej części osiedlono w Nowej Hucie, jak i również emigrantów politycznych z Grecji. Dla nich również trzeba było znaleźć odpowiednie lokum.

Generalnie państwowy system reglamentacji zasobów mieszkaniowych polegał m.in. na przyznawaniu formalnie przez rząd poszczególnym przedsiębiorstwom odpowiednich puli izb mieszkalnych. Wydaje się to być zrozumiałe w ówczesnych warunkach społeczno-politycznych. Hegemonem w tym zakresie w Krakowie była Huta im. Lenina, szczególnie uprzywilejowana zwłaszcza w okresie stalinowskim. W 1955 r. Nowa Huta miała otrzymać 8300 izb mieszkalnych, z czego dla pracowników hutnictwa przeznaczono aż 6190. Natomiast Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej według tego planu przyznano jedynie 845 izb.

W grudniu 1956 r. postanowiono zmniejszyć skalę uprzywilejowania HiL, co wywołało gwałtowne protesty ze strony kombinatu - sprzeciw jednak nic nie dał.

Łapówka nieodzowna

Jak słusznie zauważył prof. Dariusz Jarosz w swojej książce „Mieszkanie się należy…”, system dystrybucji mieszkań oparty na tzw. przydziałach tworzył mechanizm bardzo korupcjogenny. Niejasne kryteria przydziału ułatwiały przyznawanie ich w sposób uznaniowy. Osoby czujące się pokrzywdzone pisały w tych sprawach do różnych instytucji państwowych. Jeden z pracowników HiL zaczynając swój list, pisał: „Kochany Ojcze I sekretarzu KC PZPR…”. Dalej prosił przywódcę partii i państwa o przyznanie mieszkania, jednocześnie wymieniając innych pracowników z imienia i nazwiska, którzy dostali mieszkania tylko i wyłącznie dzięki kumoterskim znajomością z Radą Zakładową. Pisemną prośbę o przyznanie mieszkania często niejako wzmacniano wprost łapówką, co było praktyką dość powszechną.

Zapewne ujawniano tylko niewielką część takich sytuacji, i to najczęściej jedynie zawężonemu gronu zaufanych osób. Przykładem może być historia pierwszego przewodniczącego Dzielnicowej Rady Narodowej w Nowej Hucie - Juliana Anioła, który wraz z innymi osobami, załatwiał i przyspieszał przyznawanie mieszkań w tej sztandarowej budowli socjalizmu jaką była Nowa Huta, w zamian za przyjmowanie korzyści majątkowych w postaci łapówek. Głównym jego przewinieniem był jednak fakt, że swoich czynności nie uzgadniał z odpowiednimi instancjami partyjnymi. Dlatego, jak pisano w aktach Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej, partia bardzo zawiodła się na jego osobie powierzając mu przecież tak ważne i prestiżowe stanowisko, jakim było przewodzenie DRN w Nowej Hucie.

Julian Anioł został w ramach kary usunięty z szeregów PZPR w 1953 r. W świetle tego, o czym wspominano wyżej, jakże skromne możliwości w tej materii miał przewodniczący DRN w porównaniu z kierownictwem m.in. wielkich zakładów pracy czy też prezesami spółdzielni mieszkaniowych.

Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.

Wojciech Paduchowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.