GROM, czyli najbardziej doceniani przez Amerykanów

Czytaj dalej
Fot. AP/EAST NEWS
Dorota Kowalska

GROM, czyli najbardziej doceniani przez Amerykanów

Dorota Kowalska

GROM zawsze wśród ludzi, a zwłaszcza polityków, budził mieszane uczucia: ni to strachu, ni podziwu, zawsze fascynacji. Każdy urzędujący premier czy prezydent brał sobie za punkt honoru wizytację w GROM, niektórzy politycy marzyli nawet, aby zawłaszczyć go wyłącznie dla siebie.

Tysiące żołnierzy, czołgi, samoloty, śmigłowce - takiej defilady w dniu Święta Wojska Polskiego warszawiacy jeszcze nie widzieli. Wisłostradą maszerowali także żołnierze z elitarnej jednostki specjalnej GROM, wyjątkowej, jedynej w swoim rodzaju.

GROM zawsze wśród ludzi, a zwłaszcza polityków, budził mieszane uczucia: ni to strachu, ni podziwu, zawsze fascynacji. Każdy urzędujący premier czy prezydent brał sobie za punkt honoru wizytację w GROM, niektórzy politycy marzyli nawet, aby zawłaszczyć go wyłącznie dla siebie. Mieczysław Wachowski, podsekretarz stanu w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, wcale się zresztą z tym nie krył.

Trudno się zresztą tej fascynacji dziwić, bo GROM to jednostka jak z amerykańskich filmów: wysportowani faceci, najlepszy sprzęt, aura tajemniczości wokół przeprowadzonych operacji, a w każdym polityku jest przecież coś z małego chłopca, który czytał przygody Tomka Wilmowskiego i biegał po podwórku z plastikowym pistoletem na wodę.

- Oprócz tego wizerunkowego lepu GROM to ogromna siła, której nikt nie powstrzyma ani nie zniszczy, i politycy doskonale o tym wiedzą. To nasze dobro narodowe, w które Amerykanie włożyli ponad 100 mln dolarów i serce - mówił mi swego czasu gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca GROM. Gen. Petelicki nie żyje od sześciu lat.

Dzisiaj GROM-em dowodzi płk Mariusz Pawluk. - Pierwszym moim celem, jeśli chodzi o szkolenie, to chciałbym zmodernizować proces szkolenia tak, żeby zmniejszyć do minimum wypadki, w tym wypadki śmiertelne. Drugim celem, który chciałbym osiągnąć, jest zwiększenie i doprowadzenie infrastruktury, głównie zespołów szturmowych do takiego poziomu, żeby traktowali koszary jak swój dom, a nawet czuli się w nich lepiej niż u siebie w domu. Kolejnym zagadnieniem, które chciałbym poruszyć i przybliżyć jest sposób naboru żołnierzy. W tej chwili borykamy się z problemem ukompletowania zespołów szturmowych. Brakuje nam ludzi. Chciałbym się nad tym pochylić i stworzyć system, który doprowadzi do tego, że nie będziemy mieć w przyszłości z tym problemów - mówił płk. Pawluk w rozmowie z www.polska-zbrojna.pl. Dowódca GROM mówił też o stworzeniu systemu zagospodarowania żołnierzy, którzy odeszli do cywila, do rezerwy z jednostki. - Jest to materiał bardzo dobrej klasy, jest wyszkolony i jest stratą dla państwa, że tacy ludzie marnują się w cywilu, gdzie mogliby spokojnie, jeszcze przez kilka kadencji posłużyć jako rezerwiści. Stworzenie drugiej jednostki, drugiego teamu, który jeszcze przez kilka lat będzie utrzymywał swoją kondycję bojową. Kolejną sprawą, którą chciałbym poruszyć i chciałbym ten cel osiągnąć jest powołanie do służby kobiet-żołnierzy - deklarował płk. Pawluk.

Jaka atmosfera panuje dzisiaj w GROM-ie? Ppłk Krzysztof Przepiórka, były oficer jednostki GROM, mówi: „Umówiliśmy się z chłopakami, że nie będziemy o tym rozmawiać”. Tyle.

Ale GROM, to historia polskiego wojska i wolnej Polski. Sławomir Petelicki, oficer wywiadu, generał brygady Wojska Polskiego, od lat marzył o stworzeniu w Polsce jednostki specjalnej. W 1977 roku, jako oficer wywiadu stacjonujący w Nowy Jorku, widział jak tworzy się jednostka specjalna Delta i wtedy zrodził mu się w głowie pomysł stworzenia czegoś podobnego w Polsce. Zwłaszcza, że jak opowiadał, w wywiadzie cywilnym tonął w papierach i oprócz krótkiego epizodu w Wietnamie, nie przeżył niczego ekscytującego.

Przyszedł z tym pomysłem do gen. Gromosława Czempińskiego, z którym znał się jeszcze z pracy w wywiadzie. Czempiński był tym, który obmyślił i dowodził operacją Samum, polegającą na wyprowadzenia żołnierzy instytucji wywiadowczych USA z Iraku w 1990 roku.

„Sławek powiedział: „Gromek, po tym, co zrobiłeś, nie wyobrażam sobie, żeby Amerykanie nie spełnili każdego twego życzenia. Nie pomógłbyś mi? Pojechalibyśmy do nich i porozmawiali, żeby stworzyć u nas jednostkę na wzór Delta Force”. Powiedziałem: „Sławku, nie ma sprawy”, bo bardzo mi się ten jego pomysł podobał. Trochę mi było głupio, bo kiedy zaraz po tej akcji Amerykanie pytali, co za nią chcę, odpowiedziałem, że nic. Że nic, jako Polacy nie chcemy, a ja, jako osoba prywatna, tym bardziej niczego nie chcę. Ale musiałem Sławkowi pomóc. Zadzwoniłem do prezydenta amerykańskiego i powiedziałem, że chciałbym pogadać na temat jednostki specjalnej. A on: „Nie ma problemu. Ja się na tym nie znam. Chcesz pogadać, jedź do szefa”. Wsiedliśmy ze Sławkiem w samolot, wcześniej zdobywając zgodę ministra i polecieliśmy do Stanów. Usadowili nas, o ile dobrze pamiętam, chyba w hotelu Hyatt. Duży pokój, wygody. Chwilę później przyszło dwóch generałów. Słuchali mnie, słuchali. Potem o swoim planie opowiedział Sławek. Słuchali i nic nie mówili. Sławek się zdenerwował. „Kurna, chyba nic z tego nie będzie” - stwierdził, tylko dosadniej. Pocieszałem go, że pewnie jeszcze pomyślą i zdecydują się jednak pomóc. Byliśmy umówieni na drugi dzień na godz. 9.00. Przyszło dziewięciu ludzi. Krótki uścisk dłoni i zaczęli opowiadać, jak taka jednostka powinna wyglądać, jak ją tworzyć, jak szkolić - wszystko w detalach. Byliśmy w szoku. Zwłaszcza Sławek, bo wiedział, ile chce, a oni dawali wszystko. Na koniec powiedzieli jeszcze: „O nic się nie musicie martwić”.” - wspominał gen. Czempiński w książce „Ostatni samuraj. Rozmowy o gen. Sławomirze Petelickim.” Amerykanie powiedzieli, że dadzą pieniądze, broń, sprzęt, instruktorów. Od nich oczekiwali tylko dobrych ludzi i miejsca, w którym mogliby ćwiczyć.

Wojciech Brochwicz, poznał gen. Petelickiego w poczekalni do ministra Krzysztofa Kozłowskiego. Był wtedy doradcą ministra Kozłowskiego, drugim był Bartek Sienkiewicz. I to on opowiedział Brochwiczowi, kim jest Sławomir Petelicki i po co przychodzi. Co mu konkretnie powiedział?

Był przełom lat 80. i 90., Petelicki zaczął jeździć po Polsce i szukać chętnych do GROM: jeździł po jednostkach, odwiedzał komendy policji, rozglądał się w Biurze Ochrony Rządu. - Na początku wziąłem najlepszych z policyjnego oddziału antyterrorystycznego, no i ludzi z wywiadu i BOR o niezwykłych umiejętnościach. Człowiek z wywiadu był wicemistrzem Polski w ratownictwie morskim, wyciskał 180 na ławeczce i świetnie strzelał, Leszek Drewniak z BOR był mistrzem karate

Pozostało jeszcze 54% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.