Marek Szołtysek: raj w rajchu. Takie były czasy! FELIETON

Czytaj dalej
Marek Szołtysek

Marek Szołtysek: raj w rajchu. Takie były czasy! FELIETON

Marek Szołtysek

Wic mówi, że śląskie dziecko zapytane o karę dla Adama i Ewy po zerwaniu jabłka, odpowiedziało: zostali wygnani z Rajchu! Nie dziwmy się, bo w czasie słusznie minionego komunizmu, dla wielu Ślązoków w Raj-chu było jak w raju. Iluż marzyło, by wyjechać do Rajchu - jak mawiano na Niemcy. Próbowali legalnie albo citnąć, czyli uciec. Robiło się to na kilka sposobów:

OFICJALNIE
Oficjalne załatwianie wyjazdu na stałe. Z tej drogi korzystało niewielu, bo skuteczność procedury była niepewna, a delikwent zdradzał swoje preferencje i miał odtąd u władzy przesmolone.
UCIEKANIE
Chodzi o niewracanie z podróży. To był najłatwiejszy sposób pozostania w Niemczech na stałe. Oficjalnie jechało się do Niemiec (chodzi o RFN, nie DDR) w odwiedziny na zaproszenie rodziny, znajomych lub w delegację, zaś na miejscu należało się zgłosić do odpowiednich władz niemieckich i rozpocząć procedurę „emigracyjną”. Wystarczyło udowodnić „niemieckie pochodzenie” lub fakt „prześladowania” w Polsce - co było wyjątkowo łatwe i prawie skuteczne w stu procentach.
TRANZYT
Popularnym sposobem na citanie do Rajchu było wyjeżdżanie przez inne kraje. Jeżeli ktoś nie dostawał paszportu do Niemiec - bo tam uciekła już połowa jego rodziny - wykupywał w biurze podróży wycieczkę do Rzymu, Wiednia czy Paryża. Było to drogie, ale „cel uświęcał środki”. A już na Zachodzie wystarczyło przedostać się do Niemiec, co nie stwarzało już problemu.
ŁĄCZENIE RODZIN
Jeżeli ojciec rodziny nie wrócił z odwiedzin z Niemiec i starał się tam o prawo pobytu, to z czasem mógł rozpocząć procedurę łączenia rodzin, co było gwarantowane prawem międzynarodowym. Trwało to bardzo długo i czasami dla niektórych małżeństw czy całych rodzin kończyło się tragicznie.

Jednak wszystkich, którzy chcieli podróżować za granicę, czekało skomplikowane załatwianie dokumentów. Trzeba było iść do biura paszportowego na milicji, złożyć wniosek. Czekało się od 2 tygodni do kilku miesięcy, po czym można było zacząć załatwianie wizy. Należało jechać do ambasady niemieckiej w Warszawie. A były okresy, gdy przed ambasadą ustawiały się kilkudniowe kolejki. Kiedy się jednak tę wizę wystało, droga do „RAJU” była otwarta. Takie były czasy!

Marek Szołtysek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.