Market kontra targ w Częstochowie. Kupcy narzekają, ale targowisko też ma swoje atuty

Czytaj dalej
Bartłomiej Romanek

Market kontra targ w Częstochowie. Kupcy narzekają, ale targowisko też ma swoje atuty

Bartłomiej Romanek

Kupcy handlujący na największym targu w Częstochowie podczas dni targowych patrzą na drugą stronę ulicy. W kilka miesięcy powstał tam market. Ich zdaniem, może to oznaczać koniec słynnego Rynku na Zawodziu

Rynek na Zawodziu - największe targowisko w Częstochowie. Wtorek, godzina 8 rano. Jeden z dwóch targowych dni w tygodniu, bo targi są tu jeszcze w piątki. Spacerujemy alejkami pomiędzy straganami i pawilonami handlowymi. Nie trzeba się przeciskać, bo kupujących jest niewielu. Kupców też ubywa - wszędzie widać puste stragany i boksy, wolne przestrzenie handlowe.

- To już nie te czasy, kiedy tłumy na rynku były tak wielkie, że nie dało się przejść - mówi pani Krystyna, która na Zawodziu mieszka od urodzenia. Sama miała tutaj swój pawilon, w którym handlowała w latach 80. i 90. Za PRL łatwo nie było, bo kupców prześladowała komuna.

- Rekwirowali towar i wlepiali wysokie grzywny - wspomina pani Krystyna. Dzisiaj ze względów zdrowotnych na targ zagląda sporadycznie. Ale mimo represji i problemów z handlem, wówczas nikt nie chciał rezygnować. W Polsce brakowało wielu towarów, a na rynku na Zawodziu można było dostać wszystko. Zaradni kupcy mogli zarobić nawet kilkukrotność średniej krajowej.

Na Zawodzie zjeżdżali mieszkańcy z wszystkich pobliskich powiatów. Trudno było wsiąść do miejskiego autobusu, niektórzy wysiadali na Starym Mieście i szli na targ pieszo. Starsi mieszkańcy Zawodzia dzisiaj już z rozbawieniem wspominają, jak w drodze do centrum miasta towarzyszyli im nie tylko klienci targowiska, ale i żywy inwentarz, a małe prosiaki, a nawet cielaki wcale nie były rzadkością.

Czas świetności targu to lata 90.

W latach 90. postawiono boksy i pawilony, poprawiono nawierzchnię. Targowisko stało się nowoczesne. Patrząc dziś na rdzewiejące boksy i puste stragany trudno uwierzyć w lata świetności rynku.

- Bo teraz dostaniemy kolejny cios - mówi jeden z kupców sprzedających warzywa. Rozmawia z nami z dużą nieufnością, nie chce zdjęć ani podawania nazwiska. Ta ostrożność to wspomnienie po trudnych czasach, kiedy kupców za każdym razem kontrolowano i sprawdzano. Mężczyzna wskazuje na drugą stronę ulicy Faradaya. Tam w szybkim tempie wyrósł wielki market - kolejna w mieście Biedronka. Sklep ma zostać otwarty do końca września. - A my z nimi nie możemy rywalizować. Klientów i tak już ubyło, a będzie jeszcze gorzej - mówi kupiec.

Zatrzymujemy się przy jednym z boksów z odzieżą. Pan Andrzej handlem zajmuje się od końca ubiegłego wieku, ale - jak twierdzi - dzisiaj trudno wyżyć z tego interesu.

- Jest wpół do dziewiątej, a jeszcze nie miałem żadnego klienta. Kiedyś było inaczej, ja sam brałem towar od ośmiu krawców, którzy dla mnie pracowali - wspomina pan Andrzej. - Ale te czasy już nie wrócą. Najbardziej zaszkodziło nam otwarcie Galerii Jurajskiej. Wtedy młodzi zaczęli robić zakupy tam i na targowiska już nie wrócili - analizuje kupiec.

Jego zdaniem, otwarcie Biedronki po drugiej stronie ulicy zaszkodzi tym, którzy sprzedają żywność. - Ale uderzy rykoszetem we wszystkich, bo jak ktoś pójdzie kupić żywność, to i sięgnie po odzież. Trudno jest konkurować cenami, bo opłaty targowe są wysokie. Za niewielki boks musimy płacić 210 zł miesięcznie, a w miesiącu czasem jest tylko osiem dni handlowych - liczy pan Andrzej.

Stary dywan, książki, części

Obawy pana Andrzeja i innych kupców nie są bezpodstawne. Ludzie z Zawodzia chociaż robią zakupy na targowisku, to nie ukrywają, że do marketu będą zaglądać. - Dotąd w naszej dzielnicy nie było żadnego marketu, a w sklepach osiedlowych ceny są wysokie. Często musieliśmy jeździć do centrum. Teraz to się zmieni - mówi Maria Walenta.

Kupcy z Zawodzia pocieszają się, że może klientów nie braknie, a to dzięki specyfice targowiska. W okolicy nie ma bowiem takiego „supermarketu pod chmurką”, na którym można kupić warzywa, owoce, sadzonki, krzewy, nasiona, a także żywe kury i kaczki.

Na rynku można również dostać meble i dywany. Wiele osób specjalnie przyjeżdża tutaj, żeby sprzedać stare ubrania, książki i płyty. Kupuje się części do nowych urządzeń, ale również do tych, które wycofano już z produkcji wiele lat temu. Kupcy liczą na stałych bywalców, którzy przyjeżdżają na Zawodzie od lat. Wśród nich prym wiodą emeryci, dla których wizyta na targowisku połączona z zakupami i możliwością spotkania znajomych to często jedna z nielicznych rozrywek.

Trudno dzisiaj przesądzić, czy otwarcie supermarketu oznacza kres słynnego targowiska. Duże sklepy i targi często ze sobą sąsiadują, ale jest to zazwyczaj trudne sąsiedztwo. Tak jest m.in. w Sosnowcu, gdzie targ jest obok galerii handlowej Plaza, czy w Zawierciu, gdzie naprzeciw targu są i Biedronka, i InterMarche. A zaraz obok - Netto.

W Zabrzu władze miasta zrobiły dwa lata temu nowoczesne targowisko: z murowanymi stoiskami, kanalizacją sanitarną i deszczową. Przez lata targ był „na dziko”. Teraz jest cywilizowany bazar. Efekt: ludzie narzekają, że jest drożej i nie opłaca się tu kupować. Wielu z nich woli iść do dyskontu, a w sąsiedztwie są CH Platan i Galeria Zabrze.

Gminy mogą znieść opłaty, ale...

Dla kupców handlujących na miejskich targowiskach szansą na utrzymanie się na rynku i stanowienie konkurencji dla dużych sieci może być polityka poszczególnych miast i gmin, które od kilkunastu miesięcy mają możliwość rezygnacji z opłat targowych, o co od lat zabiegało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kupców i Drobnej Wytwórczości. Postawa samorządów jest jednak w tym przypadku bardzo różna. Dla wielu z nich, jak np. gminy Żarki, opłaty targowe to ważny element budżetu. W innych koszty pobierania opłat przekraczają zyski i opłat targowych nie ma.

Bartłomiej Romanek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.