Paweł Gzyl

Michał Bajor: Oklaski są dla mnie największą nagrodą

Michał Bajor: Oklaski są dla mnie największą nagrodą
Paweł Gzyl

Michał Bajor powraca z nową płytą - "Kolor Cafe", na której śpiewa szlagiery piosenki włoskiej i francuskiej. Z tej okazji aktor i wokalista opowiada nam dlaczego na jego koncerty przychodzą przede wszystkim kobiety.

- Panie Michale, często kiedy dzwonię do pana z prośbą o jakąś wypowiedź, łapię pana gdzieś za granicą. To oznacza, że lubi pan podróżować?
- Tak, podróże to moja wielka pasja. Dzisiaj już wprawdzie wracam w te miejsca, w których czuję się najlepiej, ale jeszcze parę lat temu ciekawiły mnie różne strony świata.

- Na pewno pamięta pan, gdy pierwszy raz wyjechał z Polski na Zachód. Kiedy to było i jakie to zrobiło na panu wrażenie?
- Miałem 20 lat i właśnie skończyłem pierwszy rok studiów w szkole teatralnej w Warszawie. Przykładem koleżanek i kolegów ze starszych lat postanowiłem wykorzystać długie, studenckie wakacje i popracować w jakiejś restauracji, na przykład jako kelner. Wybrałem Francję. Paryż oczywiście oszołomił mnie, ale byłem tam za krótko, a w dodatku nie znalazłem pracy, więc jeszcze nie wiedziałem, że zwiedzanie świata tak mnie w niedalekiej przyszłości pochłonie. Ale małego bakcyla na pewno już wtedy złapałem.

- Jak dzisiaj lubi pan najbardziej podróżować: z biurem podróży czy samemu samochodem w nieznane?
- Samemu samochodem i w nieznane – to zdecydowanie nie. Jestem ciekawy świata, ale nie jestem typem ryzykanta. Tak więc na przemian bywały podróże z biurami, ale od wielu lat najchętniej ruszam w świat z grupą zaprzyjaźnionych osób. Wyjeżdżamy, a raczej odlatujemy w zimie lub w lecie na dwu- trzytygodniowe wypady w różne zakątki globu. Od Ameryki Południowej po Tajlandię, od Ameryki Północnej po Karaiby. Ale jednak w ostatnich kilku latach Europa jest dla mnie tym najważniejszym miejscem do zwiedzania i odpoczynku. !!!!! Ale nasze polskie Bieszczady też są piękne. Byłem tam wielokrotnie.

- Z pana wypowiedzi w wywiadach wynika, że wyjątkowo lubi pan Francję i Włochy. Skąd ta szczególna sympatia?
- Wiele rzeczy o tym decyduje. Kultura, historia, zabytki, temperament mieszkańców, kuchnia, niewielka odległość od Polski i wiele innych czynników. No i na pewno muzyka.

- No właśnie: ponoć w czasach młodości pana rówieśnicy słuchali Beatlesów i Rolling Stonesów – a pan słuchał Jacquesa Brela i Edith Piaf. Z czego to wynikało?
- Też słuchałem Beatlesów, jak najbardziej. Brela wtedy jeszcze nie znałem. Fascynację do jego twórczości zaszczepił mi później w teatrze Ateneum sam mistrz Wojciech Młynarski. Ale Piaf i Aznavoura jak najbardziej znałem i lubiłem we wczesnej młodości, to byli wręcz moi idole. Pod względem interpretacji i w wyborze repertuaru. Proszę pamiętać, że jako nastolatkowi, wychowanemu w atmosferze teatru, a potem studentowi aktorskich studiów, naturalnie bliżej było mi do wykonawców francuskich niż do kapitalnych, ale wywodzących się z zupełnie innej estetyki muzycznej Rolling Stonesów, czy innych rockowych grup.

- Czego nauczył się pan od tych francuskich i włoskich mistrzów piosenki?
- Bardzo dużo! Kultury, smaku, dykcji, skupienia, ubioru, wyrazu twarzy, nawiązywania kontaktu z widzami, aranżacji utworów, dramatyzmu, ale także i komizmu, jeśli taka była piosenka.

W dalszej części artykułu przeczytasz, jakich emocji dostarczają artyście koncerty i gdzie zaśpiewa w Krakowie.

Pozostało jeszcze 71% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.