Morska wyprawa kajakowa z dzieckiem? Można! FOTOREPORTAŻ

Czytaj dalej
Fot. Wojtek Gumula
Jacek Bombor

Morska wyprawa kajakowa z dzieckiem? Można! FOTOREPORTAŻ

Jacek Bombor

Wojtek Gumula spełnił marzenie o wakacjach idealnych. I niezwykłych. Zabrał żonę Izabelę, na co dzień filologa germanistyki, i…pięcioletniego syna Aleksandra w podróż życia. W lipcu ubiegłego roku spędzili magiczne dwa tygodnie w kajaku, poznając kolejne wysepki przepięknego archipelagu Kornaty u wybrzeży Chorwacji. W tym roku jadą dalej, w głąb morza...

Wojtek Gumula spełnił marzenie o wakacjach idealnych. I niezwykłych. Zabrał żonę Izabelę, na co dzień filologa germanistyki, i…pięcioletniego syna Aleksandra w podróż życia. W lipcu ubiegłego roku spędzili magiczne dwa tygodnie w kajaku, poznając kolejne wysepki przepięknego archipelagu Kornaty u wybrzeży Chorwacji.

Mieszkanie za czytanie

Poznali to miejsce rok wcześniej, podczas „zwykłych” wakacji i wtedy zaczął kiełkować pomysł, by zorganizować rodzinną wyprawę. Ale z dzieckiem. I to on był najważniejszym punktem spełniania marzenia o poznaniu tego archipelagu wysp adriatyckich. Z podróży powstał niezwykły, godzinny film i wspaniała wystawa zdjęć, którą niedawno mogliśmy oglądać w Teatrze Ziemi Rybnickiej.

- Kajak, najmniejsza jednostka pływająca, umożliwia bezinwazyjnie wniknąć w ten dziki zakątek. Napędza go siła ramion, wiatru i wyobraźni. Bez hałasu silników motorowych i kotwicy niszczącej podwodny ekosystem. Czysta energia w zetknięciu z nieobłaskawionym żywiołem. Sukces takiej wyprawy nie polega na przebyciu mil morskich kajakiem, opłynięciu przylądka, bądź wyspy, lecz przede wszystkim w zaszczepieniu w dziecku wspomnień, które spowodują chęć powrotu w to miejsce – kiedyś z własną rodziną. Te wspomnienia będą mu towarzyszyć przez całe życie. Nie powstaną one podczas zabaw tabletem. Je trzeba wspólnie tworzyć – tak Wojtek Gumula, na co dzień biznesmen zajmujący się produkcją telewizyjną i reklamową, mieszkający w rodziną nieopodal parku Kozie Górki, zapraszał do obejrzenia jego wystawy.
Zachęceni tymi słowami postanowiliśmy poznać bohatera i zapytać, jakie motywacje przyświecały mu w czasach, gdy ludzie nad Bałtyk często nie zabierają małych dzieci, bo „to przecież niebezpieczne”.

- Nie jesteśmy kajakarzami, nas po prostu zachwycił ten archipelag, gdy byliśmy na wakacjach w Chorwacji. Mieli wówczas zwykły, dmuchany kajak, pożyczony od znajomych. Ale już wtedy zakiełkowała myśl: musimy tu wrócić, całą rodziną, zobaczyć ze piękne wysepki, na które dostać się można tylko drogą morską – opowiada rybniczanin.
Trzy miesiące zajęło, zanim stworzył bezpieczny plan wyprawy.
- Mentalnie musiałem przegrać w głowie wszystkie możliwe scenariusze. W końcu przedstawiłem rodzinie pomysł. Żona zgodziła się od razu, bo na pierwszą randkę zabrała mnie na kajak, a i syn też bardzo się ucieszył – opowiada pan Wojciech. Kupili produkowany w Nowej Zelandii bezpieczny, trzyosobowy kajak. Z miejscem dla dwóch osób dorosłych i dla dziecka pośrodku. Super wytrzymały materiał z tworzywa sztucznego, tak skonstruowany, że tworzy komorę wypornościową. Koszt: około 2,5 tysiąca złotych.

- Nie jest to typowy morski kajak, ale dzięki długości 4,40 metra jest zdolny pokonywać spore falę, a przy ewentualnej wywrotce można do niego dużo łatwej wejść – wyjaśnia nasz bohater.
Wiedział, że odcinki, które przyjdzie im pokonywać, to czasem nawet 5 godzin wiosłowania. Dlatego obmyślił, aby wyposażyć kajak w żagiel własnej konstrukcji, łatwo wypinany w razie kłopotów, ale nie za duży, by nie stracić stabilności. Wyprawę poprzedziły przygotowania w domu, a konkretnie w ogrodzie. Kombinowali, ile sprzętu można zabrać, ile żywności. – I wyszło, że maksymalnie 20 litrów wody i żywności na góra cztery dni – opowiada pan Wojtek.
Z synem nad Zalewem Rybnickim trenowali też sytuacje awaryjne, czyli kontrolowane wywrotki. – Tam można to robić, bo woda ciepła. Po wszystkim jednak obowiązkowy prysznic, bo niestety to nie Chorwacja, u nas woda jest brudna – śmieje się.
Sama wyprawa to była już bajkowa wyprawa w nieznane. Dwa tygodnie razem, w tym przynajmniej tydzień w kajaku. Walczyli z własnymi ograniczeniami, ograniczeniami ciała, ale było warto. Przybijali od wyspy do wyspy, rozstawiali namiot, rozpalali ognisko. Na śniadanie płatki owsiane z cukrem, na obiad zawsze jakiś makaron, zupa, do tego stos batoników energetycznych, kawa (Aleks pił herbatki i kawę zbożową). Momenty kryzysowe?

- Do wywrotki nie doszło, całe szczęście. Ale z jednej wysepek pewnego dnia nie byliśmy w stanie wypłynąć, bo zerwał się wiatr i praktycznie nie byliśmy w stanie płynąć. Musieliśmy zawrócić i spędzić kolejną noc na wyspie – wspomina. O to zapyta każdy rodzic: pięciolatek nie marudził? Mamo, tato, chcę do domu…
- Ani razu. Jak mieliśmy kłopot z wiatrem, myśmy się bali, a dla niego to była przygoda, zabawa. Każda jaskinia, widok za zatoką, poznawanie nowego. Niezwykłe doświadczenie dla nas, rodziców – mówi Wojciech. I choć przez całe życie prowadził sportowe życie, wiele lat uprawiał wspinaczkę skałkową, nurkuje, te doświadczenie poczytuje jako jedno z najważniejszych w swoim i ich rodzinnym życiu. - Wiem jedno, że zdrowe relacje w rodzinie tworzy się od wczesnych lat dzieciństwa. Chcieliśmy od początku budować fajne relacje z dzieckiem. I nie chodzi po to, by one nas odwiedzało kiedyś tam w domu starców, ale raczej chodzi o to, jakim będzie człowiekiem – kończy. Tego lata chcą całą rodziną wrócić w kajaku, by poznać kolejne wyspy archipelagu, kto wie, może wyruszą nieco dalej, w głąb morza. – Tam naprawdę jest jeszcze wiele do odkrycia – zapewnia rybniczanin.

Jacek Bombor

20-letnie doświadczenie w zawodzie. Zaczynałem jeszcze w Trybunie Śląskiej, która w 2004 roku połączyła się z Dziennikiem Zachodnim. Od początku pracuję w Rybniku, najpierw jako reporter, od ponad 12 lat jestem szefem oddziału. Najbardziej lubię opisywać sprawy kryminalne, sądowe. Dobrze czuję się w tematyce górniczej - dobrze znam specyfikę Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Od kilku lat uwielbiam wyciągać na światło dzienne historie dawnych fotografii miejskich Rybnika, Jastrzębia, Wodzisławia.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.