Niewygodny Polexit. Dyskusja opozycji o tym, czy Polska wychodzi z Unii, to element politycznej gry. Więc o co tyle hałasu?

Czytaj dalej
Paweł Kowal

Niewygodny Polexit. Dyskusja opozycji o tym, czy Polska wychodzi z Unii, to element politycznej gry. Więc o co tyle hałasu?

Paweł Kowal

Poniedziałkowe słowa wicepremiera Jarosława Gowina rozpoczęły, chyba mimowolnie, tygodniową debatę na temat tego, czy rząd szykuje Polskę do Polexitu, czyli wychodzenia z Unii.

Oczywiście, wyjść z Unii można tylko na zasadach opisanych w art. 50 Traktatu o Unii Europejskiej. Formalnie zatem od uznania lub nie przez polski rząd wyroku Trybunału z Luksemburga droga do wychodzenia z Unii daleka, a sprawy te są powiązane tylko politycznie. Dyskusja opozycji o tym, czy Polska wychodzi z Unii, to normalny element politycznej gry. Dlaczego zatem właśnie tej dyskusji przedstawiciele rządu się wystraszyli?

Wypowiedzi przedstawicieli obozu władzy pozwalają na wniosek: W oczach PiS Polacy są generalnie „za Unią”. Oznacza to, że uważają, iż debata o wychodzeniu z niej psuje wyborcze szyki. Odstrasza nie tylko wyborców centrowych, ale nawet własnych zwolenników, przykładowo na wsi.

Zwróćmy uwagę właśnie na polityczne centrum. To o jego względy zabiegają przedstawiciele PiS w wyborach samorządowych w wielkich miastach, a szczególnie w Warszawie. Ci wyborcy szczególnie nie chcą słuchać o kolejnych konfliktach z Brukselą czy Luksemburgiem.

Specjalnością polskiej polityki jest ujawnianie w mediach cichutko tkanych strategii politycznych. Tak było i tym razem. Gdzieś na marginesie tych politycznych polemik wyszło, co rząd Polski zrobi, jeśli TSUE, odpowiadając na pytania Sądu Najwyższego, wyda wyrok niekorzystny dla obozu władzy w Polsce.

Otóż nie trzeba Metternicha, by wszyscy, których ta sprawa interesuje, wyciągnęli wnioski z ostatnich wypowiedzi premiera, marszałka Senatu i wicepremiera. Rząd liczy wciąż, że TSUE orzeknie korzystnie dla władzy, przykładowo uzna, że nie ma kompetencji w tej sprawie.

Obóz władzy liczy, że sędziowie, zdając sobie sprawę z arcypolitycznego kontekstu skierowanych do nich przez polski Sąd Najwyższy pytań, uchylą się od odpowiedzi. W takim wariancie Trybunał będzie „cacy”, a z oficjalnych gabinetów w Warszawie popłyną głosy typu: „a nie mówiliśmy?”.

Jeśli Trybunał orzeknie inaczej niż rząd oczekuje, wówczas oficjalna Warszawa uzna, że „Trybunał nie miał kompetencji w tej sprawie”. Trybunał będzie miesiącami, a pewnie latami ciągnął procedury, PiS nie zastosuje się do rozstrzygnięcia, mówiąc, że ma spór prawny z Trybunałem, jednocześnie co do zasady nie podważając roli Trybunału.

A przeciwnicy integracji europejskiej w obozie władzy, którzy mrugają do narodowców, ale wciąż nie mają większości, będą czekać na kolejne okazje, by powiedzieć, że „Unia jest be”.

Paweł Kowal

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.