Sławomir Cichy

O dwóch takich, co w PRL kultowy program robili

O dwóch takich, co w PRL kultowy program robili Fot. Z archiwum Ewy Kurek
Sławomir Cichy

TVP odświeża przeboje PRL: „Sondę”, „Pegaz” czy „Wielką Grę”. Nie można zapominać, że były to bardzo dobre programy, dla wielu wręcz kultowe. Czy w telewizji pod wodzą Jacka Kurskiego mogą powstać ich nowe wersje, które porwą współczesnych widzów jak przed laty?

Zapowiedzi o powrocie kultowych programów z czasów PRL to też doskonały pretekst, by przypomnieć to, co fascynowało zarówno twórców telewizyjnych, jak i widzów prawie pół wieku temu.

Najlepszym programem popularno-naukowym w historii polskiej telewizji okrzyknięto „Sondę” i to niemal od samego początku jej nadawania. Jej prowadzący, Andrzej Kurek i Zbigniew Kamiński, szybko zyskali sobie wielką popularność, a ich nagła, tragiczna śmierć na drodze pod Raciborzem do dziś budzi tyleż wątpliwości, co teorii spiskowych.

Rajdowiec i nie dał rady?

Był 29 września 1989 roku, tuż przed godziną 10 rano, jakieś 6 kilometrów od RaFaKo, czyli Raciborskiej Fabryki Kotłów. Przy ul. Rybnickiej doszło do tragicznego wypadku. Osobowy peugeot zderzył się czołowo z ciężarowym starem przewożącym części samochodowe. Trzech pasażerów auta osobowego zginęło na miejscu. Cała Polska tego dnia dowiedziała się z wieczornego Dziennika Telewizyjnego, że „na posterunku zginęli” redakcyjni koledzy: 42-letni Andrzej Kurek i o rok starszy Zdzisław Kamiński. Peugeota prowadził kierowca i pilot rajdowy, Andrzej Gieysztor. Twórcy „Sondy” jechali do RaFaKo nagrywać materiały do programu o „współczesnej technice masowych wierceń otworów dla potrzeb przemysłu energetycznego i inżynierii chemicznej”, jak napisała 15 października 1989 r. „Elektroda Raciborska”.

Oficjalne śledztwo ustaliło, że winę za wypadek ponosi kierowca rajdowy Andrzej Gieysztor, który nie dostosował prędkości do warunków i zjechał na łuku jezdni na lewy pas, wprost pod nadjeżdżającego stara. Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński zostali pochowani obok siebie na cmentarzu w Pyrach.

Jednak wyznawcy teorii spiskowych, choć od wypadku minęło prawie 30 lat, nadal tworzą alternatywne przyczyny tego zdarzenia. Na różnej maści forach i blogach mówi się o tajemniczej cieczy rozlanej na drodze, która doprowadziła do poślizgu auta i w efekcie zderzenia. Czasem jest to plama oleju, czasem szkła wodnego.

Nic dziwnego, że wielu - zarówno wśród byłych dziennikarzy czy telewizyjnych realizatorów, jak i samych widzów - przyklaskiwało pomysłowi kierownictwa TVP, które zdecydowało o powrocie do tej kultowej serii, jaka swój początek miała w zamierzchłych latach 70.

„Sonda 2” Anno Domini 2016 to już całkiem inny program. Ale pretekst do tego, aby przypomnieć dawnych twórców i ich odcinki, jest wręcz idealny. Właśnie dziś wszystkie te techniczne nowinki, jakimi raczyli nas Kurek z Kamińskim prawie pół wieku temu, mają swój oszałamiający ciąg dalszy. Jak np. wysłane w kosmos dwa Voyagery, o czym było w pierwszym odcinku „Sondy”. Kilka lat temu opuściły już Układ Słoneczny i dziś - jako wytwory ludzkiej technologii i inteligencji - znajdują się najdalej od Ziemi.

Prowadzący niczym ogień i woda

„Jeden nerwus, drugi typ chłodnego naukowca. Pierwszy entuzjasta nowych rozwiązań, jego partner zawsze sceptycznie do nich nastawiony. Ani pomysł nie był oryginalny, ani też to, co mówili przed kamerami nie miało w sobie nic z rewelacji. A jednak? W ciągu ostatnich lat wiele par dziennikarskich próbowało robić programy wedle tej recepty. Żadnemu z naśladowców to się nie udało” - tak scharakteryzował prowadzących Zygmunt Kościelski w tygodniku „Antena” z 1990 roku. Jego zdaniem, fenomen „Sondy” polegał na tym, że Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek byli osobowościami telewizyjnymi. Potrafili o trudnych problemach mówić prostym, zrozumiałym dla widza językiem. „Mogli się widzom podobać albo nie podobać. Mogli denerwować, mogli wzbudzać zachwyt, ale nigdy nie byli obojętni i nikt ich nie zastąpi” - pisał.

Każdy program był zatem trwającym przez 29 minut sporem dwóch prowadzących, którzy w ostatniej, 30. minucie dochodzili jednak do wspólnych wniosków, puentując odcinek.

Po roku emisji „Sonda” miała średnio 3 mln widzów, czyli tyle, ile dziś ma naprawdę świetny serial fabularny, a w 1988 roku każdy odcinek przyciągał przed telewizory ponad 6 mln osób. To trudny, by nie powiedzieć, niemal nie do osiągnięcia dziś poziom nawet dla dużo bardziej popularnych formatów rozrywkowych.

Ponad 500 programów

Według dostępnych zapisów, powstało 488 odcinków „Sondy” (w tym 19 specjalnych), ale według wykazu współtwórcy programu, zmarłego w 2008 r. Tomasza Pycia, było ich 529. Pierwszy wyemitowano w czwartek 8 września 1977 r. o godzinie 17.50. Prowadzącym był tylko Andrzej Kurek, z wykształcenia fizyk po Uniwersytecie Warszawskim. Ale już w kolejnych odcinkach pojawił się Zdzisław Kamiński, ekonomista, i rozpoczęła się trwająca 12 lat praca niezapomnianego duetu.

Brak taśmy w ówczesnej telewizji spowodował wykasowanie wielu odcinków programu - szczególnie tych najstarszych. Tomasz Pyć był jednak przekonany, że wiele skasowanych programów da się odzyskać. W 1999 roku poprosił o sporządzenie wydruku z archiwum TVP na hasło: „Sonda”. Dostał płachtę długości prawie 7 metrów. Pociął wydruk na części i przejrzał. Oto co pisze na wciąż istniejącej oficjalnej stronie programu: „Okazało się, że programy skasowane mogą jeszcze istnieć na taśmach roboczych. Mogę sobie wyobrazić te sytuacje: realizowano program w studiu i zapisywano na jednej taśmie. Potem trzeba było coś »podczyścić«, więc z tej pierwszej przegrywano na drugą. Druga stawała się taśmą emisyjną i jej numer notowaliśmy pieczołowicie. Pierwsza spadała do kategorii „robocza” i jej numer istniał tylko w podręcznych, mało istotnych notatkach. I właśnie te taśmy mogły ocaleć w archiwum TVP. W wykazie znalazłem je pod znakiem X i numerem - np. Sonda 232 »Klocki« - program podobno skasowany, a jednak chyba można go odtworzyć, z taśmy roboczej. Z takich przypadków można wysnuć wniosek, że w przepastnych archiwach TVP nie wszystko jeszcze skasowano. Wydaje się, że taśmy emisyjne poddawane są weryfikacji (to łatwiejsze), natomiast taśmy robocze traktowane są z mniejszą atencją. I to właśnie wśród tych ostatnich kryć mogą się perełki uznane za stracone. W ten sposób chyba odkryłem zaginione programy realizowane nad Bałtykiem. Było ich pięć. Sądzę, że przynajmniej trzy jeszcze istnieją w archiwum”- pisał.

Takich dwóch ze świecą szukać

Jak pisał Wojciech Orliński, wyjątkowość programu polegała na zerwaniu z tradycyjnym schematem popularyzacji nauki, w którym jakiś ekspert przez duże „E” wygłasza ex cathedra swoje nieomylne poglądy na wszystko. Kurek i Kamiński ani nie uważali się za ekspertów, ani nie dawali jednoznacznych odpowiedzi. To widz miał rozstrzygnąć, czy opowiada się za naukowym „szkiełkiem i okiem” Kurka, jego wiarą we wszechmoc nauki, czy za podważającym wszystko, wybitnie sceptycznym Kamińskim. Panowie dyskutowali na antenie, a materiały, jakie pokazywali, nierzadko zdobywali z Zachodu, zupełnie prywatnie, bo telewizja nie kupowała żadnych materiałów. Orliński przypomniał, jak w 1984 roku Zdzisław Kamiński skarżył się na tę wieczną improwizację: „Do zrobienia modelu bakterii wyniosłem z domu kordonek, którego nie chciała mi wydać żona, bo był trudny do zdobycia, a mi akurat był potrzebny czerwony i niebieski”.

To miał być koniec programu

Rok 1989 z jednej strony przyniósł w Polsce wolność, z drugiej - zapowiedź, że formuła „Sondy” się kończy. Kurek z Kamińskim planowali nowy program, tym razem ekonomiczny - mieli w swoim stylu omawiać wprowadzane reformy gospodarcze. Można się było spodziewać, że ostro będą punktować poczynania władzy. Być może to zrodziło szereg spiskowych teorii na temat ich zagadkowej śmierci. Jedna z wersji mówi o zderzeniu samochodu, w którym podróżowali Kurek z Kamińskim z ciężarówką, inni o plamie oleju, który wyciekł na szosę i spowodował, że auto Kurka i Kamińskiego wpadło w poślizg.

Jan Tyszler, legendarny realizator światła w telewizji, nazywany przez pracowników TVP artystą światła, a także ostatnio autor niezwykle popularnej książki „Wieluń i pamięć”, w której dwa rozdziały poświęcił wspomnieniom z pracy w TVP, wspomina, że miała to być farba, jaka wyciekła z samochodu, który wyjechał z fabryki farb.

- Kurek z Kamińskim to byli niezwykle zacni panowie. Ciekawie przedstawiali problemy naukowe, techniczne, choć przecież zmagali się z tym, z czym zmagaliśmy się wszyscy. Po pierwsze, w tamtych czasach pracowaliśmy w telewizji w systemie Secam. Nie był to dobry system. Czerwienie wychodziły rozmazane, obraz był nieostry. Ale myśmy pokochali ten system ze względów politycznych - pochodził z Francji, a tam były silne związki zawodowe, w których duży wpływ miała partia komunistyczna. Dziś, kiedy oglądam tamte stare programy, widzę, że brakuje w nich soczystości kolorów, wszystko jest buraczkowo-sraczkowe - śmieje się Jan Tyszler. I przypomina o jeszcze jednej chorobie tamtych czasów, urastającej wręcz do rozmiarów epidemii. To była niechęć do wydawania przez telewizję sławetnych dewiz. - W związku z tym lampy analizujące w kamerze, które światło przerabiają na impulsy elektryczne, pracowały u nas, mając na koncie tysiące godzin pracy, podczas gdy można je było wykorzystywać tylko przez 1000 godzin. Próbowano więc przedłużać im życie chowając do lodówek, bo ziębione mogły pracować dłużej, ale już po 15 minutach pracy w kamerze stawały się gorące. Ten obłęd dewizowy trwał i wówczas, gdy do telewizji zaczęto wprowadzać mikroporty, trzeba było mieć do nich akumulatory, które kupowało się w Peweksie za dolary. Kombinowało się więc, jak je doładować, cudowano. Takie to były czasy. No i park oświetleniowy mieliśmy na niskim poziomie.

Zostawcie Titanica

Zespół Lady Pank wiele lat temu, kiedy pojawiła się informacja, że istnieją plany wydobycia Titanica z dna Atlantyku, napisał piosenkę: „Zostawcie Titanica”. Z tego samego założenia wyszedł prawdopodobnie Marek Siudym, ostatni z żyjących autorów programu „Sonda”. Po obejrzeniu programu „Sonda 2”, który wystartował 14 marca, napisał list do prezesa telewizji, Jacka Kurskiego. Wyraża w nim opinię, że nowy program nie ma nic wspólnego z tym, co robili 30 lat temu, a używając nazwy starego programu narusza jego własność intelektualną i prawa autorskie, tym bardziej że nikt nie zapytał go o zgodę na używanie tego tytułu. Choć TVP potwierdziła, że ma wszelkie prawa do „Sondy”, a Tomasz Rożek w roli prowadzącego bardzo się stara, może zespół Lady Pank miał rację? Nie wskrzesza się legendy, jeśli brak pomysłu na jej nowe życie.

Współpraca:
Anita Czupryn

Sławomir Cichy

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.