Sławomir Sowa

Od słowa do słowa: Kto lubi sądy, kto lubi sędziów

Od słowa do słowa: Kto lubi sądy, kto lubi sędziów Fot. Piotr Smoliński/archiwum Polska Press
Sławomir Sowa

Przed sądem staje facet, oskarżony powiedzmy o kradzież roweru spod sklepu.

Od słowa do słowa: Kto lubi sądy, kto lubi sędziów
Grzegorz Gałasiński

Swoje wyjaśnienia zaczyna w ten sposób: - Przeczytałem dzisiaj w jednej z gazet, że sędzia ukradł 50 zł na stacji benzynowej. Pan mnie tutaj oskarża o kradzież jakiegoś głupiego roweru, a tu proszę, co robią pańscy koledzy. To mówi wiele o pana środowisku. Nie wspomnę już o tym, że są sędziowie, którzy traktują ludzi jak śmieci, a czasem nawet gorzej niż śmieci. Sędziowie, panie sędzio, nie są specjalną kastą. Ja sobie nie życzę, żeby mnie pan tutaj osądzał, zanim nie zostanie odbudowane moje zaufanie do sądownictwa.

Może sobie trudno wyobrazić, że zwyczajny podsądny tak bezkarnie wygarnia sądowi, ale nie ma potrzeby wyobrażać sobie, że robi tak minister sprawiedliwości. Nie ma, bo elementy tej zmyślonej repremendy są zaczerpnięte z wypowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

Reforma sądownictwa jest wprowadzana w atmosferze obrzucania błotem sędziów i sądów. Przypadki sędziego od 50 złotych, sędzi, którą przyłapano na próbie kradzieży spodni czy sędziów-kierowców po spożyciu alkoholu są prawdziwe, ale czy to znaczy, że taki jest właśnie obraz polskiego sądownictwa? W ten sam sposób można stworzyć opowieść o Kościele jako o klubie pedofilskim, bazując na pojedynczych przypadkach.

Sądownictwo ma swoje choroby, jak wszystkie instytucje publiczne. Toczące się latami postępowania, niesprawiedliwe, czasem absurdalne wyroki. I może najważniejsza sprawa: ktokolwiek zetknął się z sądem, nie ma powodu, aby sąd lubić. Ten, który sprawę przegrywa, nawet najbardziej uzasadniony wyrok uzna za niesprawiedliwy. Ofiara napaści rzadko miewa satysfakcję, że wyrok na bandytę był wystarczająco surowy. Komuś, kto udowodnił przed sądem swoją niewinność, zostaje uraz, że był ileś miesięcy przed sądem szarpany.

Nic dziwnego, że zamienione w ustawę słowa, że z sądami i sędziami należy „zrobić porządek” padają na podatny grunt. Jak będzie wyglądał ten „porządek” zapewne przekonamy się już wkrótce, po wejściu w życie ustawy o ustroju sądów powszechnych. Czy z sądów nagle zaczną wychodzić tłumy uszczęśliwionych wyrokami zwykłych Polaków? Czy procesy będą się toczyć krótko i sprawnie? Czy media sympatyzujące z władzą zamiast sędziów-złodziei pokażą nam sędziów po ojcowsku sprawiedliwych, współczujących jak Matka Teresa, odmienionych reformą jak czarodziejską różdżką?

Załóżmy, że nie wszystkie życzenia się spełniają i sądy nie zadowolą Polaków tak jak deklaruje premier Szydło czy minister Ziobro. Co tym zwykłym Polakom zapadnie wtedy w pamięć?

Może właśnie to, czym uzasadnia się teraz reformę sądownictwa: obraz rzekomo nieludzkich, nieuczciwych, niegodnych szacunku sędziów.

Sławomir Sowa

Jestem dziennikarzem w redakcji Dziennika Łódzkiego, zajmuję się m.in. problematyką wojskową, biznesem i polityką, ale lubię zanurkować w historię, zarówno tę lokalną, jak i powszechną, żeby poszukać punktów odniesienia i zdobyć dystans do tego, co dzieje się na bieżąco. Zainteresowania? Te zawodowe wyrastają z osobistych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.