Pełny gaz - czego nie wiesz o rajdach i rajdowcach

Czytaj dalej
Katarzyna Kapusta

Pełny gaz - czego nie wiesz o rajdach i rajdowcach

Katarzyna Kapusta

Ścigają się w klasie do dwóch litrów. Rywalizacja w tym sporcie odbywa się na kilku poziomach. Pierwszy poziom to rywalizacja w łonie klasy samochodu, a ta zależy od pojemności skokowej. Samochody dzielą się także na grupy N (produkcyjne), A (turystyczne) i R (rally). Wcześniej istniały dwie grupy N i A, a różnice między takimi samochodami były ogromne. Utrzymanie samochodu przez cały sezon do Mistrzostw Polski kosztuje około 2 milionów złotych.

W świat rajdów, sportowych emocji z dużą dawką adrenaliny wprowadzali mnie Adam Wrocławski i Marek Dobrowolski, znakomity duet rajdowy prosto z Katowic, który walczy o Mistrzostwo Śląska.

Pasja budziła się w zarodku
Gdzie znaleźć kierowcę rajdowego? Najprościej poszukać go w warsztacie samochodowym. Z Adamem Wrocławskim i Markiem Dobrowolskim umówiłam się w warsztacie na Brynowie. Marek ściga się w rajdach od 1976 roku. Startował zarówno w Mistrzostwach Polski, jak i imprezach zagranicznych. Jednym z najważniejszych jego sukcesów był m.in. tytuł wicemistrza Niemiec Pucharu Suzuki. Później przesiadł się na prawy fotel i został pilotem. Natomiast Adam nie miał wyjścia, musiał zostać kierowcą rajdowym. W rajdach najpierw ścigał się jego dziadek, potem ojciec. Wielokrotnie stawał na podium.
W biurze połączonym z warsztatem znajduję się cała ściana pucharów, na której jest także hełm kierowcy rajdowego z 1937 roku. Są wycinki z gazet i stół zrobiony z silnika i tłoków, dwa fotele i kanapa, które do złudzenia przypominają te z samochodów rajdowych. - Mój dziadek się ścigał, był pierwszym Mistrzem Polski na żużlu. Zaczął od motocykli, po II wojnie światowej zdrowie nie do końca mu pozwalało na starty na motocyklach. Zajął się wyścigami samochodowymi na torze - wspomina Adam Wrocławski.

Dziadek Adama - Rudolf Wrocławski (po wojnie miał na imię Edward) zdobył pięć tytułów mistrza Polski na żużlu i był w ogóle pierwszym mistrzem Polski na żużlu w Mysłowicach, w historii tych zawodów w Polsce. - Sam konstruował samochody do wyścigów, również dla innych zawodników - opowiada . Później w rajdach zaczął startować jego ojciec, jak sam podkreśla, miał chyba najgorszy na tego typu sport czas z ich całej trójki.

Mieszkanie za czytanie

- To był okres najsilniejszego komunizmu w Polsce. Mało dostępnych części materiałów z zachodu, więc startował trabantem lub skodą czy też dużym fiatem. Największe jednak osiągnięcia miał jeżdżąc trabantem w ramach Mistrzostw Śląska, niestety do Mistrzostw Polski to było za mało - tłumaczy. Adam w zasadzie od siódmej klasy podstawówki pracował w warsztacie by zarobić na wakacje. Interesowała go konstrukcja samochodu rajdowego, naprawy. Z pomocą taty zbudował samochód rajdowy - to była skoda favorit. - Tą skodą zaraz w pierwszym sezonie zdobyliśmy Mistrzostwo Śląska w klasie N1, czyli 1300 cm3. Później Adam kupił opla astrę od Piotra Świebody, kierowcy rajdowego - dwukrotnego mistrza Polski w grupie N w latach 1996 i 1998. W pucharze Peugeota w pierwszej jego edycji zdobyli tytuł drugiego mistrza Polski.

Z kolei Marek Dobrowolski samochód podkradał tacie i rozwijał zawrotne prędkości próbując sił, jeżdżąc ulicami Katowic. Jak podkreśl, tkwiło w nim pewnego rodzaju szaleństwo. - Pamiętam taki wieczór deszcz, burza, a mnie nosiło jak tygrysa po klatce. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Łaziłem po domu w tą i z powrotem, w końcu podszedłem do okna i mój wzrok padł na samochód. W tym momencie poczułem coś. To było to. Wsiadłem w samochód i poczułem wolność. Potem kradłem notorycznie tacie samochód i jeździłem nocami po Katowicach - mówi ze śmiechem na twarzy. Już wtedy kręciły go prędkości, próbował swoich sił, „docierał ” samochody, to co wyczyniał na drodze sprawdzał w książce Sobiesława Zasady „Szybkość bezpieczna”. Miał instynkt kierowcy rajdowego.

- Tak książka była jak instrukcja obsługi. Czytałem po kolei co mam robić, a potem brałem samochód ojca i orałem nim po Koszucie. Notorycznie wyginałem wahacze, zrywałem opony wiecznie wskakując przednią skręconym kołem na krawężnik. To się nauczyłem po drodze, że jak samochód nie chce skręcić to prostowałem, wtedy koło wjeżdżało na krawężnik i ponownie skręcałem. Potem dorobiłem się małego fiata. Zacząłem jeździć w okręgówkach. Odcinki specjalne wygrywałem, ale zawsze gdzieś potem ponosiła ułańska fantazja. Pilota nigdy nie miałem jakiegoś sensownego. Nigdy się nie przejmowałem trasą - śmieje się.

- Na przykład rajd tyski, mówiłem sobie: Aaaaa! To przecież trasa jak w ubiegłym roku i na metę przyjeżdżałem od drugiej strony. W ogóle jaki byłem naiwny. Myślałem, że jak zrobię licencję to świat stanie otworem i kariera również. Młodzi adepci, którzy chcieli zostać kierowcami rajdowymi, jeździli w tych samych rajdach, po tych samych odcinkach co kierowcy z licencją, tyle tylko, że czasy nie były mierzone. Szpan był niesamowity, bo kibice nie rozróżniali kierowców z licencją i bez, więc byliśmy dumni jak pawie - śmieje się, a oczy mu błyszczą. - Mam taka historię, wiesz trzeba było wytłumaczyć tacie, że potrzebuję samochód na 6 rano w niedzielę, na rajd oczywiście. Powiedziałem ojcu, że mam ważną klasówkę i muszę się uczyć, a jedyną książkę ma kolega, który mieszka na Brynowie ale to jest niedziela i on wyjeżdża z rodzicami i mam jedyną szansę żeby od 6 rano do 9 się pouczyć, no ale jak się dostać rano do tego kolegi. No więc potrzebowałem samochód, jak się łatwo domyślić wracałem wieczorem z urwanym wydechem, bo pojechałem na rajd wodzisławski. Ileż ja się po drodze nakombinowałem co powiem ojcu - opowiada.

Drogi sport dla dużych chłopców
Rajdy wymagają maksymalnego skupienia zarówno do kierowcy, jak i pilota, który musi przekazywać w odpowiednim tempie informacje dotyczące trasy. Informacja musi być jak najkrótsza i w swojej lakoniczności musi być jak najbardziej opisowa. Rajdy to także ogromne nakłady finansowe. Kombinezon z aktualną homologacją to koszt rzędu ok. 3 tys. złotych, do tego kask z zabezpieczeniem na kark 5 tys. zł, buty 600 zł, rękawice od 200 do 300 zł, specjalna bielizna ok. 700 zł. Najdroższe jest jednak utrzymanie samochodu. Mistrzostwa Polski w najtańszej klasie kosztują w granicach 300 tysięcy za sezon. Natomiast utrzymanie najdroższego samochodu to już koszt ok. 2 milionów złotych. - W Mistrzostwach Europy to już są zupełnie kosmiczne pieniądze - mówi Adam. - Pamiętam historię z końca lat 80. - wtrąca Marek. - Zespół Lanci wystawiał trzy samochody do Mistrzostw Świata - to był koszt 100 milionów dolarów. Już po rajdzie technicy pakowali wszystko i zapomnieli jednego samochodu. Został na parkingu w Grecji - śmieje się. Koszty mistrzostw są tak wysokie, że postanowiono wprowadzić ograniczenia.

Adam i Marek pierwszy rajd w tym sezonie mają już za sobą. W Mikołowie zdobyli 2 miejsce. Przed nimi kolejny odcinek 22 maja w Będzinie.

Katarzyna Kapusta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.