Piękne, podziwiane, ale niekochane przez fotoreporterów "Panoramy"

Czytaj dalej
Fot. Antoni Labryga/ rep. Jolanta Pierończyk
Jolanta Pierończyk

Piękne, podziwiane, ale niekochane przez fotoreporterów "Panoramy"

Jolanta Pierończyk

Pierwsze skojarzenie z „Panoramą” to oczywiście piękna dziewczyna na okładce – wspomina Grażyna Jurek, dziś dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Tychach. – Ostatnim krzykiem mody w latach 70. były lisie czapy z ogonem. W takiej czapie sfotografowana była Bożena Adamek, która w Teatrze Telewizji grała wówczas Julię u boku Krzysztofa Kolbergera w roli Romea. A pamiętam, jaka dumna byłam, kiedy pewnego razu na okładce pojawiła się tyszanka, Dagmara Woźniak.

Być na okładce "Panoramy" to była ogromna nobilitacja. Okładki „Panoramy” zdobiły kąciki różnych fachowców w zakładach pracy. Okładkę „Panoramy” wieszali sobie na ścianie najbliżsi i znajomi sportretowanej dziewczyny. Mieć zdjęcie na okładce „Panoramy” było marzeniem wielu młodych Polek.
A tak w ogóle, pamiętacie naszą śląską "Panoramę"? W morzu szarych gazet świeciła nie tylko gołą pupą modelki na przedostatniej stronie, ale także nazwiskami najlepszych autorów. Pismo od samego początku zamierzało nie nudzić. I dlatego miało niemal europejski poziom. A to nie było łatwe w świecie nadętych egzekutyw i zjazdów. Omijając zgrabnie partyjną nudę, "Panorama" pisała dla ludzi. Dla człowieka radzieckiego również; w ZSRR gazeta rozchodziła się w setkach tysięcy egzemplarzy.

Bywało, że kobiety do zdjęć na okładkę same się zgłaszały. Pisały do redakcji, przychodziły. Zdarzali się mężczyźni gotowi zapłacić, żeby ich narzeczone trafiły na okładkę. To jednak nigdy nie wchodziło w grę, bo selekcja zdjęć na okładkę była ostra. Nigdy nie było wiadomo, które zdjęcie zostanie zakwalifikowane do publikacji. Nikomu nic nie mogliśmy zapewnić – mówi jeden z ówczesnych fotoreporterów, Józef Wróbel.

- Każdy miał obowiązek przedstawić tygodniowo trzy propozycje, wybierano najlepsze – dodaje inny fotoreporter „Panoramy”, Bogdan Kułakowski.

- Średnio na trzy zrobione zdjęcia, do druku szło jedno – wspomina Józef Wróbel. – Żadnej z wybranych przez nas dziewcząt do sesji zdjęciowej nie można było zagwarantować, że na pewno znajdzie się na okładce. Odrzuconym staraliśmy się przynajmniej diapozytywy na pamiątkę wysłać.

Sito było gęste, ale droga na okładkę „Panoramy” mimo wszystko otwarta dla każdej ładnej dziewczyny. Wcale nie trzeba było być aktorką, piosenkarką czy inną, dziś powiedzielibyśmy, celebrytką, by mieć szanse. Przed obiektywem fotoreportera stawały suwnicowe, kasjerki, szwaczki, lekarki, uczennice… W zależności od tematu, od zapotrzebowania.
- Na otwarcie Uniwersytetu Gdańskiego w roku 1970 dostałem zlecenie na zdjęcie studentki – wspomina Józef Wróbel. – Było lato. Lipiec lub sierpień. Wakacje. O jakąkolwiek studentkę może być trudno, a co dopiero na tyle fotogeniczną, żeby nadawała się na okładkę. Jadę do Gdańska, zachodzę do dziekanatu, dostaję komplet podań o przyjęcie na studia. Przeglądam załączone zdjęcia. Warunek jest nie tylko taki, żeby dziewczyna była ładna, ale jeszcze, by… mieszkała w Gdańsku, bo nie miałem samochodu do dyspozycji, żeby jeździć po całym Pomorzu. Kiedy już wybrałem, pozostawało się modlić, żeby dziewczyna była w domu. Telefonów też nie było i każdą kandydatkę trzeba było odwiedzić.
Z czterech wybranych jedna odmówiła (bywało i tak!), dwóch nie było, czwarta się zgodziła. Więc na koszt redakcji nazajutrz miały się nią zająć kosmetyczka i fryzjerka.

Chłopak się rozpłakał na jej widok
- Przyszła z narzeczonym – opowiada Józef Wróbel. – Siedzimy więc we dwóch w tym salonie, czekamy i w końcu ona wychodzi. Oniemieliśmy obaj. Nie ta dziewczyna! Całkowicie odmieniona. Chłopak rozpłakał się na jej widok. Dziewczynie też łzy popłynęły. Niesamowite to było. Zabrałem oboje do portu i tam dziewczynę fotografowałem.
Jakkolwiek piękna twarz na okładce przyciągała uwagę w tamtych szarych, siermiężnych czasach, robienie takich zdjęć nie było ulubionym zajęciem fotoreporterów „Panoramy”.

To bardzo banalne zdjęcie. W ogóle nad nim nie trzeba myśleć. Ładna, uśmiechnięta twarz załatwia wszystko – mówi Bogdan Kułakowski.
- Też nie byłem fanem takich zdjęć, ale trzeba było robić – dodaje Józef Wróbel.

Fotoreporterzy mieli większe ambicje niż portretowanie dziewcząt, choćby i najbardziej urodziwych. Woleli fotoreportaże, zdjęcia z wydarzeń. A tu ciągła pogoń za kolejną buzią. Na ulicy raczej nie chcieli dziewcząt zaczepiać, trochę dlatego, żeby nie być posądzonym o podryw, ale też przez to, że nigdy nie było wiadomo, na kogo się trafi, a wydawca chciał mieć sprawdzone osoby. Takie były czasy! Więc najbezpieczniej było fotografować dziewczyny z zakładów pracy, podsuwane przez kierowników. Ale nie mogły być same pracownice, więc nieustanne poszukiwania...
- Dziś byłoby o niebo łatwiej. Nawiązałbym kontakt z agencją modelek i zawsze miałbym kogo fotografować - mówi Bogdan Kułakowski.

Panoramę" kupowano nie z nakazu, ale dla przyjemności. Pierwszy, długo obmyślany numer ukazał się 16 maja 1954 roku. Kosztował 1,20 zł. Miał 16 stron w kolorze sepii, a na okładce znalazła się bytomianka z Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk".
Sprzedaż "Panoramy"sięgała w najlepszych latach 700 tys. egzemplarzy.

Najpierw zniknęła naga modelka. Podobno towarzysze z ZSRR jej nie chcieli, więc usłuchano. Na swoje nieszczęście. Jeszcze na początku lat 80. XX wieku "Panorama" miała swoje krótkie, chociaż świetne lata, ale potem było już tylko gorzej. Po stanie wojennym nie doszła do siebie, w gdy po 1989 roku przeszła w ręce prywatnej spółki zmieniła się nie do poznania.
(Współpraca Grażyna Kuźnik)

Jolanta Pierończyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.