Piotr Polk: Skakałem z radości widząc na głowie pierwszy siwy włos i pierwszą zmarszczkę

Czytaj dalej
Fot. Piotr Smoliński
Aleksandra Szatan

Piotr Polk: Skakałem z radości widząc na głowie pierwszy siwy włos i pierwszą zmarszczkę

Aleksandra Szatan

Jest jednym z najpopularniejszych aktorów, utalentowany również muzycznie. Rozmowa z pochodzącym z Kalet, Piotrem Polkiem, który w sobotę, 24 października wystąpi w Chorzowie

Pochodzi pan z Kalet i tu się wychował. Co pana teraz najbardziej rozczula, kiedy myśli o swoich rodzinnych Kaletach? Patrząc na nie z perspektywy Warszawy, gdzie obecnie mieszka?
Wszystko!… Bo znam tam każdy skrawek, każdy zakątek! Każde miejsce wiąże się z jakąś dziecięcą, potem chłopięcą historią! Tam, w Kaletach, są groby moich przodków, mojego ojca. A przecież to pośrednio im zawdzięczam to, kim dzisiaj jestem.

Jest pan dość zajętym człowiekiem, grywa koncerty, gra w filmach i serialach... A a jak często pan wraca do Kalet?
Kiedy tylko mam wolny czas. A ponieważ tego mam, jak na lekarstwo, więc niestety dość rzadko ostatnio.

To prawda, że muzyka w pana życiu pojawiła się na dobre wraz z momentem kiedy został pan przyprowadzony przez ojca na zajęcia do ogniska muzycznego przy szkole podstawowej?
Nie. Muzyka była we mnie już jak byłem dzieckiem. Pewnie jeszcze nie umiałem mówić, ale słuchać już tak! I słuchałem mojego ojca, który pięknie grał na akordeonie.

A kiedy tak naprawdę pojawiła się pierwsza myśl o aktorstwie jako zawodzie na całe życie? Może miało to miejsce w Miejskim Domu Kultury w Kaletach?
Nie do końca Dom Kultury był tylko miejscem. Bo to, co w człowieku dojrzewa rodzi się w nim samym. Tego momentu dokładnie nie pamiętam, ale na pewno było to dawno.

Od wczesnego dzieciństwa marzył pan o tym, aby być aktorem? Aby wcielać się w różne role i odgrywać je na scenie?
Tak. Zbierałem zdjęcia znanych aktorów i aktorek wycięte z gazet. Czarno-białe, rzadziej kolorowe! Chodziłem do kina kilka razy w miesiącu, często na ten sam film… i marzyłem! A z marzeń, można zbudować cały wszechświat.

Zastanawiam się w jaki sposób te pasje artystyczne łączył pan z nauką w technikum elektrycznym? I skąd w ogóle wziął się pomysł, by się kształcić w takiej szkole, znajdującej się na zupełnie innym biegunie niż aktorstwo?
No cóż, technikum był pomysłem na konkretny, męski zawód. Na zabezpieczenie życia rodzinie w chwilach trudnych, na poszerzenie umiejętności, ścisłej wyobraźni. Dało mi twarda podstawę, na której mogłem później budować mój artystyczny humanizm.

A w dorosłym życiu przydały się umiejętności zdobyte w tym technikum? Co pan potrafi zrobić?
Jeśli chodzi o prąd, prawie wszystko! Nadal mam uprawnienia, których oczywiście nie wykorzystuję, bo trzeba je regularnie odnawiać. Ale dla siebie, drobne naprawy, czy instalacje, robię zawsze. Nie dzwonię zrozpaczony po elektryka.

Gdyby dzisiaj miał pan raz jeszcze dokonać wyboru życiowej zawodowej drogi? Czy wiedząc jak to naprawdę wygląda, wybrałby pan to samo?
Dokładnie to samo! To było moje marzenie, które opłaciłem ciężką pracą, wyrzeczeniami, cierpliwością, ale się opłaciło. Jestem szczęśliwy zawodowo. Choć pewnie mógłby zrobić dwa razy więcej. Ale po co? Nie jestem zachłanny. Dbam o siebie.

A jak wspomina pan okres studiów aktorskich? Chłopakowi ze Śląska było ciężej niż innym?
Sam okres studiów w szkole aktorskiej, to było artystyczne szaleństwo. To było nabieranie w płuca tyle powietrza, ile się dało. To był świat, którego nigdy nie widziałem, nawet w marzeniach. Studia bardzo ciężkie, setki godzin pracy nad moim spaczonym przez region, w którym się wychowałem, językiem polskim. Ale ponieważ jestem cierpliwy i pokorny, dopiąłem swego i dziś jest to moje najważniejsze narządzie pracy scenicznej.

Nagrana kilka lat temu płyta zatytułowana „Mój film” była swego rodzaju bilansem pana życia? Mężczyzny, który osiągnął już pewną dojrzałość i rozpoczyna kolejny etap w swoim życiu?
To był krok w stronę męskiej szczerości, niczym nie skrepowanej. To był mój, Piotra Polka głos, nie schowany za żadnym kostiumem, makijażem, czy rolą. Szczerość, otwartość, prostota i serce! Moje serce.

W jednym z wywiadów powiedział pan: „Nie kopię się już z życiem”. A był taki okres w życiu?
Kopać, człowiek kopie się całe życie. Chodzi o to, żeby przestać z nim walczyć, wtedy, kiego to nic nie daje, nie jest tego warte. Trzeba wejść z nim w szczery układ; ja zrobię dla ciebie to i to, a ty mnie chroń wtedy i wtedy.

Na zawodowym koncie Piotra Polka pojawiły się różnorodne role. Ale w pewnym momencie zaczął pan być postrzegany głównie w kontekście amanta. Tak po ludzku, wkurzało to pana?
Bardzo!!!… Dlatego jestem chyba jednym z niewielu aktorów, którzy skakali z radości, widząc na głowie pierwszy siwy włos i pierwszą na licu zmarszczkę.

Bardzo dużą popularność przyniosły panu role m.in. w serialach „Ojciec Mateusz” czy „Lekarze”, która była większym wyzwaniem dla pana?
To tylko role. W świetnych serialach, które oglądają miliony widzów, ze świetnymi aktorami, których cenię i szanuję. I jeszcze przygoda. Bo cały ten zawód to dla mnie jedna, wielka przygoda.

Zdarzało się panu mieć taryfę ulgową u „kolegów po fachu” na podinspektora Oresta Możejko?
Jeśli ludziom się wydaję, że grając policjanta, mogę szaleć na drodze, bo nikt mi nic nie zrobi, jest w błędzie. Jestem, owszem rozpoznawalny w tej formacji mundurowej, ale mandat czasem zapłacę!

Ludziom na ulicy często zdarza się mylić pana z postaciami, w które pan się wciela? Zdarzyły się może jakieś ciekawe anegdotki z tym związane?
Owszem! Mówią do mnie: „witam panie doktorze, panie majorze, panie inspektorze. A ja im na to odpowiadam – witam!”. To miłe.

Edith Piaf zaśpiewała , że niczego nie żałuje. A pan? Czy żałował czegoś w swoim życiu?
Oczywiście, że ja też żałowałem. Gdybym nie żałował, byłbym złym człowiekiem!

Jakie ma pan plany zawodowe na najbliższy czas?
W moich planach jest zajęte 260 dni w roku! Reszta jest dla mnie… Ale może mi się tylko tak wydawać. Proszę mnie o to zapytać za miesiąc.

Piotr Polk

Wystąpi w najbliższą sobotę, 24 października w Chorzowskim Centrum Kultury, w ramach gali „Chorzów 60+”. Początek o godz. 16.00, bilety: 40 (parter i balkon) 15 zł z Kartą 60+

Aleksandra Szatan

Z Dziennikiem Zachodnim związałam się w 1997 roku. Już pierwszy tekst - relacjonujący europejskie spotkanie fanów z popularnym wówczas zespołem Spice Girls - był prawdziwym skokiem na głęboką wodę. Byłam reporterką, a przez 1,5 roku koordynatorem centralnym Budżet Alert (ogólnopolski projekt poświęcony budżetom obywatelskim). Najbliższa jest mi jednak kultura i publicystyka. Jestem dziennikarką muzyczną, członkiem Akademii Fonograficznej, przyznającej Fryderyki. Na moim muzycznym Olimpie od wielu lat jest Lenny Kravitz oraz zespół Red Hot Chili Peppers.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.