Polimatematyka: do emerytur będziemy dopłacać coraz więcej

Czytaj dalej
Zbigniew Bartuś

Polimatematyka: do emerytur będziemy dopłacać coraz więcej

Zbigniew Bartuś

W ciągu dwóch lat rządów PiS publiczne wydatki na emerytury zwiększyły się o 25 mld zł. Czy wzrosły również same emerytury? Tak, o równowartość bułki z drogim masłem. Wystarczy porównać wskaźnik tegorocznej waloryzacji emerytur (0,7 proc.) ze wskaźnikiem wzrostu cen żywności (w październiku ponad 6 proc.!), by stwierdzić, iż emeryt sielanki nie ma. I nie powinien się spodziewać poprawy. Ot, matematyka.

25 miliardów złotych to tysiąc złotych na każdego dorosłego Polaka (tyle samo wydajemy co roku na program 500 plus). Skoro emerytury większości Polaków nie drgnęły, to na co poszły te pieniądze?

Na nowe emerytury: liczba podopiecznych ZUS rośnie w tempie trzy razy szybszym niż rodzą się w Polsce dzieci, a ostatnio, po obniżeniu wieku emerytalnego, nawet dziesięć razy szybszym (wbrew kampaniom rządu do ZUS zgłosili się już prawie wszyscy uprawnieni!). Większość tej kwoty przeznaczyliśmy jednak na dopłaty do najniższych świadczeń. Coraz więcej osób, zwłaszcza kobiet, przez całe życie odkłada bowiem w ZUS za mało pieniędzy, by im wypłacić minimalną emeryturę, czyli - dziś - 1 tys. zł brutto.

Połowa kobiet w Polsce zarabia 3300 zł brutto lub mniej. W wypadku umowy o pracę składka emerytalna od takiej płacy wynosi 322 zł. Pracodawca dokłada drugie 322 zł. Razem daje to 644 zł miesięcznie. Statystyczna 60-letnia Polka ma za sobą 35 lat, czyli 420 miesięcy pracy. A przed sobą - według GUS - 263 miesiące życia. Teraz, drodzy Czytelnicy, weźcie kalkulator lub kartkę z ołówkiem i wykonajcie zadanie matematyczne na poziomie drugiej klasy podstawówki: pomnóżcie liczbę miesięcy pracy przez składkę, a otrzymany wynik podzielcie przez liczbę dalszych miesięcy życia. Wyjdzie Wam emerytura.

Też otrzymaliście 1028 zł z hakiem? Brutto, ma się rozumieć. A to i tak dużo! Wiele kobiet ma staż dużo mniejszy niż 35 lat (bo np. rodziły i wychowywały dzieci, czasowo straciły robotę lub harowały na śmieciówkach). Co ważniejsze: składki naprawdę słabo zarabiających - a ponad milion Polek dostaje płacę minimalną - są symboliczne. W wypadku kasjerki z Biedronki będzie to niecałe 500 zł miesięcznie, co po 35 latach da prawo do emerytury w wysokości niespełna 800 zł.

Państwo - czyli my - musi tę kwotę wyrównać do sumy minimalnego świadczenia, czyli dopłacić 200 zł. W perspektywie paru lat problem ten dotyczył będzie połowy przechodzących na emerytury Polek i co piątego Polaka. Co oznacza, że dopłaty z budżetu - z naszych podatków! - będą lawinowo rosnąć. A gdyby rząd chciał waloryzować pozostałe emerytury o wskaźnik wzrostu cen żywności - ów wzrost może nas zabić.

Podczas sejmowych debat i wystąpień polityków (jak w słynnym: „Nie dajcie sobie wmówić, że się nie da” Andrzeja Dudy) dwa plus dwa daje pięć, siedem, albo nawet ofnaście. Ale jak się już rządzi, trzeba sprawdzić faktyczny stan kasy, wziąć kalkulator i policzyć. I dwa plus dwa zawsze daje cztery, niestety. Zaś zero dzielone przez dowolnie wielką liczbę - da zawsze zero. Dotyczy to również zera z państwowej kasie.

A my nie mamy tam nawet zera! Mamy deficyt i jesteśmy najszybciej zadłużającym się krajem Unii. Mateusz Morawiecki wprawdzie zwiększa wpływy z podatków, ale jest to dziś łatwe: dzięki świetnej koniunkturze na Zachodzie oraz krajowym wydatkom rodzin zasilanych z 500 plus firmy solidnie zarabiają i dają pracownikom podwyżki. Dzięki temu gospodarka ma się dobrze (choć niepokoi brak inwestycji - bez nich Polska przestanie się rozwijać!), a świat chętnie i stosunkowo niedrogo pożycza nam pieniądze - i mamy środki na wypłacanie świadczeń lawinowo rosnącej grupie emerytów oraz coraz większe dopłaty do emerytur i rent minimalnych.

Ale już pierwsze spowolnienie gospodarcze w Unii (a cykle koniunktury są przecież normą) lub, nie daj Bóg, kolejny kryzys obnaży wszystkie nasze słabości. Czy będzie wtedy tak, jak za Tuska, gdy - mimo wszelkich wpadek i patologii - Polska, jako jedyna w Europie, uniknęła recesji, czy jak za Gierka, gdy - za sprawą władzy ignorującej zasady matematyki - zbankrutowaliśmy, a mozolna odbudowa zajęła nam 40 lat?

Zbigniew Bartuś


Dziennikarz, publicysta, felietonista Dziennika Polskiego (na pokładzie od 1992 roku) i mediów Polska Press Grupy, współtwórca i koordynator Forum Przedsiębiorców Małopolski, laureat kilkudziesięciu nagród i wyróżnień dziennikarskich (w tym Wolności Słowa, Dziennikarz Ekonomiczny Roku, Nagroda Główna NBP, Nagroda Grabskiego, Nagroda Kwiatkowskiego, Grand Prix Dziennikarzy Małopolski, nominacje do Grand Press).


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.