Poznań: CBA na budowie estakady katowickiej

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Łukasz Cieśla

Poznań: CBA na budowie estakady katowickiej

Łukasz Cieśla

CBA sprawdza budowę estakady katowickiej w Poznaniu. Pojawiło się podejrzenie, że miejscy urzędnicy źle zaplanowali tę inwestycję. Błędy miały doprowadzić do opóźnień i zwiększenia kosztów prac.

Funkcjonariusze CBA weszli do spółki Poznańskie Inwestycje Miejskie (PIM). Sprawdzają, czy także remont estakady został źle przeprowadzony, a miasto straciło pieniądze i czas.

- Trwa analiza dokumentów dotyczących tej inwestycji. Na razie jest zbyt wcześnie, żeby przesądzać, jakie będą rozstrzygnięcia - zaznacza Temistokles Brodowski, rzecznik CBA.

CBA bada, jaki był nadzór miejskich służb nad remontem estakady. Przetarg rozstrzygnięto w 2014 roku. Zgłosiło się kilkanaście firm, a miasto miało na tę inwestycję 200 mln zł. Wygrała oferta najtańsza złożona przez konsorcjum firm Polbud Pomorze spod Pakości i Most z Sopotu. Zaoferowali, że naprawią estakadę za niespełna 104 mln zł. Urzędnicy dziś podkreślają, że kilku innych oferentów chciało znacznie wyższych kwot.

- Być może miał wygrać ktoś inny, kto na dodatek wiedział, że budowa kryje pewne niespodzianki. Stąd właśnie te wysokie kwoty w niektórych ofertach przetargowych

- uważa Paweł Śledziejowski, obecny prezes spółki PIM.

Przetarg przygotowywano w 2014 roku, przed wyborami prezydenckimi przegranymi przez wieloletniego prezydenta Ryszarda Grobelnego. Zgodnie z warunkami przetargu, zwycięskie konsorcjum przed rozpoczęciem robót miało zbadać stan pali pod estakadą. Znajdują się w ziemi i stabilizują fundamenty, na których stoją podpory obiektu. Badania przeprowadzono i wyszło na jaw, że stan tych pali jest kiepski.

- Niektóre nie miały nawet zbrojenia, inne również nie nadawały się do dalszego użytku. Badania unaoczniły, w jaki sposób budowano estakadę w latach 70.N ubiegłego wieku, w realiach PRL-u - mówi Radosław Siwek, kierownik projektu, który od ubiegłego roku pracuje w PIM.

Kiedy okazało się, że w ziemię trzeba wbijać nowe pale, powstał pat. Nikt nie chciał płacić za dodatkowe roboty. Wycenione je na kolejne 27 mln zł. Miejscy urzędnicy próbowali zmusić do tego wykonawcę. Ten z kolei tłumaczył, że przed przetargiem nie było mowy o wbijaniu nowych pali, a jedynie o zbadaniu starych. Konsorcjum chciało, by to miasto zapłaciło.

Pat trwał kilka miesięcy. Na budowie hulał wiatr. Z PIM-u wywiało ówczesne władze, czyli Krzysztofa Cesara i Kazimierza Skałeckiego, ważnych urzędników za czasów prezydenta Ryszarda Grobelnego. Władzę objęła Katarzyna Górecka, ale i ona niebawem straciła stanowisko. Nowym szefem został po niej Paweł Śledziejowski. Porozumiał się z wykonawcą.

- Konsorcjum miało rację, jego argumenty trudno było obalić

- zapewnia Paweł Śledziejowski, obecny szef PIM.

Jego zdaniem błąd leżał po stronie urzędników, którzy niewłaściwie zaplanowali inwestycję. - Stan pali należało zbadać jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu, na etapie projektowania prac. Wtedy wykonawca wchodziłby na plac budowy z pełną wiedzą, jaki jest stan obiektu. A wyszło na to, że obejmował „w ciemno” tę inwestycję, nie wiedząc, jakie niespodzianki kryją stare pale - dodaje.

Na czym jednak ma polegać strata miasta, skoro pale i tak trzeba by wymienić, bez względu na to, kiedy by je zbadano? Zdaniem obecnego szefa PIM, miasto straciło czas i wzrosły „koszty społeczne”. Paweł Śledziejowski zaznacza, że inwestycja mogłaby potrwać krócej, co zmniejszyłoby korki w tej części miasta, a okoliczne, alternatywne drogi, nie byłyby tak rozjeżdżone.

- Na jaką kwotę można przeliczyć taką stratę? CBA prowadzi analizę i nie chciałbym wchodzić w jego kompetencje. Na pewno jednak trzeba skończyć z takim planowaniem inwestycji, że jak zabraknie na coś pieniędzy, to wyciągnie się rękę do Rady Miasta

- podkreśla Paweł Śledziejowski. - Podczas mojej pracy w PIM wymieniliśmy ok. 60 proc. kierowników projektów. To znaczy oni sami odeszli uznając, że mamy inną filozofię pracy od naszych poprzedników.

Na ustalenia CBA czeka także prezydent Jacek Jaśkowiak. Jak zaznacza, już audyt firmy KPMG wykazał błędy różne błędy na estakadzie. - W przeszłości budowano tam ekrany energochłonne. Podczas tamtych prac przerwano różne izolacje. Woda dostała się w takie miejsca estakady, w które nie powinna. To spowodowało erozję tej budowli. Te oraz późniejsze błędy na estakadzie niech oceni CBA. Sam zastanawiam się czy te liczne zaniedbania były dziełem przypadku, czy też celowego działania - mówi Jacek Jaśkowiak.

Druga nitka estakady katowickiej ma być gotowa, zgodnie z harmonogramem, do listopada 2017 roku. Urzędnicy PIM przekonują jednak, że prace mogą zakończyć się szybciej. Są zadowoleni ze współpracy z konsorcjum. Jak mówią, jego pracownicy pracowali nawet w temperaturach minus 10 stopni Celsjusza. Estakadę będzie stabilizować łącznie 1360 pali. Średnio na jeden fundament pod podporą przypada ich 18.

Łukasz Cieśla

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.