Ratownik górniczy z Zofiówki: Córka spakowała mi laurkę. Wie, że tata musi iść ratować górników

Czytaj dalej
Fot. Aleksander Król
Aleksander Król

Ratownik górniczy z Zofiówki: Córka spakowała mi laurkę. Wie, że tata musi iść ratować górników

Aleksander Król

Jak człowiek się nie boi, będzie ryzykował, podejmował złe decyzje, narażał siebie i innych. Strach, który ci mówi- spokojnie przemyśl dwa razy swój ruch, zrób to bezpiecznie, jest potrzebny. Nie może to być strach, który obleje cię potem, powie „stop”, „wycofaj się”, każe panikować - mówi Marcin Świerczek, ratownik górniczy.

To miała być jedna z wolnych sobót z rodziną. 5 maja 2018. Słońce, ogród, trampolina przygotowana do poskładania dla córki Mai. Ale zadzwonił telefon. Wyświetlił się numer szefa. Marcin Świerczek, ratownik z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, już wiedział, że trampolina będzie musiała poczekać, że za chwilę pożegna się z żoną Beatą, uściska Igorka i pewnie troszkę rozczarowaną Maję i wsiądzie w auto, by z Rydułtów pojechać do Bytomia, skąd wyjedzie z kolei na ratunek poszkodowanym górnikom w Jastrzębiu.

- Pierwsze informacje były szczątkowe: tąpnięcie na Zofiówce, na kopalni nie można się doliczyć siedmiu osób, moje pogotowie już się zbiera do akcji i ja też mam się zjawić - wspomina.

W CSRG przez 365 dni w roku i 24 godziny na dobę czuwają zawsze dwa dyżurujące zastępy ratowników. Świerczek, jako kierownik pogotowia górniczo-technicznego, które zajmuje się m.in. drążeniem wyrobisk, na ratunek zasypanym górnikom musi jechać. Musi i chce.

- O osiemnastej byłem już w kopalni ze swoimi ludźmi. Zjechaliśmy. Zastępy ratowników kopalnianych, bo oprócz nas na dole pracuje wiele zastępów, między innymi z Zofiówki, Boryni, potem Jankowic, Chwałowic, Szczygłowic, Marcela, i innych, z całego Śląska, zrobiły już wstępną penetrację rejonu i natknęły się na jednego z poszko-dowanych górników - mówi Świerczek. Mówi „poszkodowanych”, choć pierwszy odnaleziony górnik już nie żył. I tak z szacunkiem jako o „poszkodowanych” albo „zaginionych” będzie mówił o każdym następnym odnajdywanym na dole ciele.

- Moje dwa zastępy (10 osób plus Świerczek jako kierownik pogotowia - red.) od razu dostały za zadanie wydobycie „poszkodowanego” i wydanie go lekarzowi, który miał stwierdzić zgon na miejscu - opowiada.

Pozostało jeszcze 80% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.