Rewitalizacja nie polega na odmalowaniu kamienic w centrum

Czytaj dalej
Fot. Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski

Rewitalizacja nie polega na odmalowaniu kamienic w centrum

Jarosław Miłkowski

Wojciech Kłosowski już rok pracuje nad „ożywieniem” miasta.

Gorzowianie będą pana przeklinać czy wspominać przez długie lata, że tchnął pan ducha w nasze miasto?
Na początku na pewno będą tacy, którzy będą przeklinać. Tego nie unikniemy. Bo jeśli mamy poważnie robić rewitalizację, to będzie taki etap, kiedy będą utrudnienia: dużo remontów, porozkopywane miejsca. Ludzie będą zniecierpliwieni, że jeszcze nie ma efektów. Oczywiście będą też ci bardziej świadomi mieszkańcy i oni też ciężko będą wzdychać, ale będą wiedzieć, że to zmiana konieczna.

Co konkretnie się zmieni?
W ramach projektu tramwajowego (wymiana torowisk i pojazdów to plan na 2017-2018 - dop. red.), już w przyszłym roku zaczną się prace nad deptakiem na ul. Sikorskiego. Z kolei rok później zacznie zmieniać się deptak na Chrobrego oraz Kwadrat. Za dwa lata zaczną się też prace nad budową ciągu spacerowego wzdłuż Kłodawki.

A co z tymi szpetnymi blokami w centrum? Przypudrujemy je chociaż?
To jest problem, na który nie mam dobrej odpowiedzi. Najlepiej, żeby magicznym sposobem one zniknęły. Na razie jest tyle zadań do zrobienia, że bloki zostawiłbym na później, po 2020 r.

Ile pieniędzy pochłonie rewitalizacja?
Tego nikt nie wie. Walczymy o pieniądze z różnych źródeł. Szacujemy, że do 2023 r. pójdzie na to około 200 mln zł. Już za miesiąc powinno się okazać, czy dostaniemy pierwsze 5 mln zł w konkursie „Modelowa rewitalizacja”. Pieniądze z tego konkursu pójdą na tzw. działania miękkie. Na to, by mieszkańcy sami mogli zdecydować, jak ma wyglądać ich otoczenie. Rewitalizacja nie udała się jeszcze w żadnym z miast w Polsce. Tam, gdzie próbowano rewitalizować miasto, wydawało się, że odmalowanie elewacji czy wyłożenie rynku kostką ożywi miasto. To błąd. Miasto ożywiają ludzie.

Tylko, że mieszkańcy nie mają na to pieniędzy...
Ale za to mają pomysły!

Udało się już panu jakieś miasta zrewitalizować?
Nieudane rewitalizacje dotyczą także mojej pracy. Nie chcę jednak podawać nazw miast, aby ich nie piętnować. Prawda jest jednak taka, że ustawa rewitalizacyjna weszła w życie dopiero w październiku 2015 r. Wcześniej jej nie było.
Gdy wpisałem w wyszukiwarkę hasło: Wojciech Kłosowski rewitalizacja, pana nazwisko pojawia się raczej tylko przy Łodzi.
Łódź dostała już spore pieniądze na wprowadzenie rewitalizacji w ramach pilotażu. Może być zatem pierwszym miastem, w którym rewitalizacja się uda. I wyprzedzić pod tym względem Gorzów.

Skoro nigdzie jeszcze się nie udało, to dlaczego u nas rewitalizacja ma się udać?
Bo Gorzów to miasto o idealnej skali do rewitalizacji. Ma już zalety dużego miasta, ale nie ma jeszcze jego wad. Tu każdy myśli o mieście jako o całości. Poza tym Gorzów ma specyficzną sytuację społeczną. Gorzowianie są bardziej otwarci i bardziej europejscy niż mieszkańcy miast w głębi Polski. Ze śmiałością podchodzą do nowych pomysłów. Gdy padł pomysł zamknięcia ul. Sikorskiego, to mieszkańcy przyjęli go z zaciekawieniem. Nie było za dużo głosów, że jest to niepotrzebne. W innych miastach jacyś ludzie już by przeciw temu mocno protestowali.

Gdy powstał bulwar, ludzie przenieśli się z życiem towarzyskim nad Wartę, a centrum jeszcze bardziej się wieczorami wyludniło. Deptak parę metrów od Warty nie zabije bulwaru?
John Kennedy mówił: przypływ w porcie podnosi wszystkie jachty. Gdy ścisłe centrum będzie atrakcyjne dla mieszkańców, to oni będą i na bulwarze, i na deptakach.

Jako gorzowianin mam wrażenie, że od czasów niemieckich, przez 70 lat, miasto niewiele się zmieniło. Te dziesięciolecia zapóźnień nadrobimy w parę lat?
Powiedzmy sobie, co rewitalizacja ma zmienić w centrum Gorzowa. Ma zmienić to, o czym pan powiedział - właśnie to poczucie, że od Niemca tu się niewiele zmieniło. Zasada rewitalizacji nie polega na tym, że prezydent wyczaruje pieniądze i wyremontuje jakieś miejsce. Chodzi o to, aby przerwać ten proces, który doprowadził do zaniedbania centrum. To nie polega na odmalowaniu kamienic. Chodzi o to, żeby z mieszkańcami centrum miasta rozpocząć partnerską pracę i zainwestować w ich szansę poprawy losu. To nie jest tak, że tu mieszka - przepraszam za wyrażenie - menelstwo. W centrum mieszka wiele osób, które mają energię, mają pomysły, tylko nie mają obecnie szans ich zrealizować, bo np. mieli nieszczęście urodzić się w ubogich rodzinach.

Gdy idę wieczorem ul. Chrobrego, z kamienicy koło kawiarni Śnieżka ktoś przez okno wyrzuca puszki po piwie. Nie przekona mnie pan, że komuś takiemu nagle będzie zależało na mieście.
Pewności nigdy nie ma... A na tym obszarze mieszka 18 tysięcy ludzi. To stereotyp, że takich, o których pan mówi, jest większość. W rzeczywistości jest odwrotnie. Są ludzie z pomysłami, którzy będą naszymi partnerami w rewitalizacji, także w ucywilizowaniu tej małej grupki.
W jaki sposób mają to zrobić i czy będzie im się chciało?
W tym roku ruszamy z projektami, w których to mieszkańcy będą projektowali Kwadrat, będą projektowali ul. Chrobrego. To nie będzie tak, że przyjedzie pracownia urbanistyczna i zrobi projekt. Owszem, ona przyjedzie, ale z mieszkańcami przez trzy miesiące będzie prowadziła warsztaty, będzie budowała makietę. Eksperci znają się na przepisach, ale to mieszkańcy wiedzą, gdzie chcą mieć drzewo i cień, gdzie ławkę. Zawsze po uspołecznionym projektowaniu ludzie bardziej lubią przestrzeń. Chętniej siedzi się na ławce, którą projektowało się wspólnie z sąsiadem.

Wojciech Kłosowski ma 57 lat. Skończył architekturę w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku.
Rewitalizacją zajmuje się od ponad dziesięciu lat. Doradzał przy programie rewitalizacji w Łodzi. Był też w zespołach rewitalizacyjnych w Rybniku, Piotrkowie Trybunalskim oraz na warszawskiej Pradze. Wykłada rewitalizację na studiach podyplomowych na wydziale ekonomiczno - socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Współpracuje stale z Instytutem Rozwoju Miast. W 2013 r. wydał powieść „Nauczyciel Sztuki”.

Kłosowski mówi o sobie, że jest świeżo upieczonym gorzowianinem. By zająć się rewitalizacją miasta, zamieszkał w Gorzowie na dwa lata. Rok już za nim.
- Gorzów jest miastem zaniedbanym, ale nie jest miastem brzydkim. Ma piękne ukształtowanie terenu, unikalne parki, do tego pięknie wijącą się przez centrum Kłodawkę - ocenia ekspert urzędu miasta.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.