Barbara Kubica

Ruszamy śladem legendarnego Antoniego Woryny

 Ruszamy śladem legendarnego Antoniego Woryny
Barbara Kubica

To był wrzesień 1966 roku. W Polsce kolejki, problemy polityczne, szara rzeczywistość. A mimo to całe, polskie, a już na pewno rybnickie środowisko sportowe oczy zwrócone miało w stronę odległego Goteborga. To właśnie tam, na żużlowym torze, o historyczny medal walczył młody żużlowiec z Rybnika. Antoniego Worynę kibice doskonale już znali. W Rybniku próżno było szukać fana, który tego wieczoru, nie trzymałby zaciśniętych kciuków.

Woryna miał na swoim koncie kilka znaczących tytułów. W kolejnych eliminacjach do indywidualnych mistrzostw świata nie schodził poniżej trzeciego miejsca i jako pierwszy Polak najpierw stanął na podium na Wembley w finale europejskim, a później zdobył brąz indywidualnych mistrzostw świata. „Drugi wicemistrz świata na żużlu” - tytułowano go wówczas w sportowych gazetach. To był jego rok.


W domu pamiętają, jak przesiadywał pod drzewem

Choć od tego wielkiego triumfu minęło już pół wieku, o tym pierwszym, indywidualnym medalu mistrzostw świata dla Polski, nikt nie zapomina. A w Rybniku, rodzinnym mieście Antoniego Woryny, zna go niemal każdy. Wyruszamy śladami legendarnego żużlowca. Gdzie? Pierwszy, obowiązkowy przystanek, to okazały dom przy ulicy Wodzisławskiej w rybnickiej dzielnicy Zamysłów. Siedzącego pod orzechem, w cieniu, czytającego “Tygodnik Żużlowy” - to tak zapamiętali Antka najbliżsi. Już po zawieszeniu na kołku żużlowego kewlaru, Woryna wolny czas najchętniej spędzał w domu. To tam został jego ostatni kask, w którym występował na torze, kilka plastronów, kewlar i puchary za “Złoty Kask” czy Drużynowe Mistrzostwa Świata.

- Był domatorem. Pamiętam go jak chodził po ogrodzie z kosiarką. Był towarzyski, zapraszała do domu kolegów, byłych żużlowców i przeważnie siedzieli właśnie wśród drzew, w ogrodzie. To on zaplanował budowę sklepu dołączonego do domu. Ta część budynku powstała według jego projektu. A pod spodem mamy takie pomieszczenie sportowo-relaksacyjne. Korzystamy z niego z Kacprem. Taki męski pokój - śmieje się Mirek Woryna, syn Antoniego.

W rodzinnym domu Worynów trofeów żużlowych nie brakuje. Są puchary, proporczyki. Nie wszystkie należały jednak do Antoniego. - Mamy dwa pokoje z pucharami. W jednym są pamiątki po tacie, w drugim nagrody wywalczone przez Kacpra. I tych drugich jest już też całkiem sporo - mówi pan Mirek. Choć legendarnego dziadka, 19-letniemu Kacprowi zazdrości dziś wielu. Niejeden obserwator twierdzi, że młody żużlowiec ROW-u sylwetką przypomina na torze znakomitego przodka.

Dziadek z kronik i archiwalnych zdjęć

- Doceniam dorobek dziadka, ale dziś pracuję na swoje nazwisko. Chciałbym kiedyś, by nie mówiło się tylko o Antonim Worynie, ale i o Kacprze Worynie - mówił nam niedawno 19-latek. On sam swojego dziadka nie miał okazji nigdy na żywo zobaczyć na torze. Zna go tylko ze starych kaset, kronik filmowych. - Pamiętam go jako eleganta. Jako pierwszy miał jednoczęściowy kombinezon ściągnięty z Anglii. Palił też fajkę z amforą - wspominał w jednym z felietonów kolegę z toru Marek Cieślak. O eleganckim stylu - i na torze i w życiu codziennym - krążą już legendy.

- Podobno jego pomysłem było to, by dla szpanu nieco z butów wstawały zawodnikom getry. Był też pierwszym żużlowcem, który wprowadzał białe akcenty do czarnych dotąd kewlarów - mówi Mirek Woryna. - Zresztą pamiętam, że z każdego niemal wyjazdu do Anglii tata przywoził wiele prezentów. Były to często ubrania dla mnie i dla mamy. Śmiejemy się, że sterta ubrań dla mnie miała 15 cm, dla mamy 10 cm, a sobie przywoził taką wysoką na 5 cm - dodaje syn znakomitego żużlowca.

Był też wielkim kawalarzem. - Jak się na kogoś uwziął to długo potrafił takiego gościa wpuszczać w maliny. Opowiadał głupoty z poważną miną i ani przez moment nie dał po sobie poznać, że żartuje- wspominał w jednym z felietonów Zenon Plech, kolega z toru.


Ulica Antoniego Woryny już jest

Antoni Woryna żużlowcem został dopiero za drugim podejściem. Przy pierwszej próbie wstąpienia do sekcji żużlowej ROW Rybnik został odesłany do domu, bo był zbyt mały i chudy. Kiedy założył już plastron rybnickiego klubu, nie zdjął go aż do końca kariery. Ale na stadionie miejskim, gdzie Woryna wraz z kolegami święcił triumfy próżno szukać jego śladów.

- Nie mamy pamiątek z tych czasów. Nie zachowały się nawet archiwalne zdjęcia - mówi Krzysztof Mrozek, prezes KS ROW Rybnik. Kilka pucharów, zdjęć podziwiać można było w rybnickim muzeum w ubiegłym roku, podczas wystawy upamiętniającej rybnicki klub żużlowy. Ale o stworzeniu izby pamięci Woryny, Tkocza, Maja nikt póki co w Rybniku nie pomyślał. Ale pierwszy medalista Indywidualnych Mistrzostw Polski w Rybniku ma coś czego pozazdrościć mogą mu inni - ma ulicę w swoim rodzinnym mieście nazwaną na jego cześć. Gdzie? Oczywiście w jego rodzinnym Zamysłowie. - Byłem tam kiedyś zobaczyć z ciekawości - zdradza nam Mirek Woryna. A mieszkańcy? Cóż, wielu nie trzeba było nawet tłumaczyć, przy czyjej drodze mieszkają. - Mój tata z dziadkiem kibicowali Antoniemu na torze. Mówili, że był dżentelmenem i w życiu, i na torze - mówi nam mieszkaniec jednego z sąsiednich domów. a

Barbara Kubica

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.