Sądecki raper Arkadio: Nikt nie jest dla Boga stracony

Czytaj dalej
Fot. Dorota Czoch
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Sądecki raper Arkadio: Nikt nie jest dla Boga stracony

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Jego droga prowadziła przez bagna: narkotyki, dilerka, oszustwa. Dziś nowosądecki raper Arkadiusz „Arkadio” Zbozień pokazuje młodzieży, że warto żyć przyzwoicie i z pasją. Ma za sobą setki spotkań z młodzieżą.

Siedzi w fotelu, obserwując gromadzących się młodych ludzi. Scena jest oświetlona mdłym światłem. Nastolatki nie są specjalnie zainteresowane tym, co się za chwilę wydarzy. Cieszą się, bo mają wolne od lekcji.

Zaczyna freestylem, czyli wymyślaniem rymów na poczekaniu na zaproponowane przez młodzież tematy. To pozwala uczniom dostrzec, że raper mówi takim językiem jak oni. Nawija o tym, że ktoś żuje gumę, ktoś inny zajada chipsy, że odwołano sprawdzian z matematyki - o tym, czym żyją młodzi uczestnicy spotkania.

- Moim pierwszym zadaniem jest, żeby nikt nie myślał, że przyjechałem tu, by wciskać im kity i mówić, że czegoś nie wolno. Chodzi o złapanie wspólnego flow, wspólnego języka. Nasze spotkanie składa się z utworów muzycznych, międzyczasie gadam, są klipy i materiały wideo. A zaczynam od mojej historii...

Rozpędzony w buncie

Jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał cztery lata. Ma tylko jedno wspomnienie z czasów, gdy mama i tata byli jeszcze razem. Ojciec wrócił do domu i bardzo krzyczał. Arkadio pamięta, że był z mamą w pokoju, wtulał się w nią i płakał ze strachu.

- Wszystko później, robiłem po to, żeby innym zaimponować. Gdy miałem 9 lat i kumple powiedzieli: chodź zapalić fajkę, to poszedłem i zapaliłem. Widziałem wtedy, że zyskuję w ich oczach - mówi Arkadio.

Przez lata myślał, że wszyscy chcą dla niego źle. Cały czas wietrzył podstęp. Był zdolnym chłopakiem, dla którego jedynym autorytetem stali się starsi kumple, którzy nie nadawali się do tego, żeby ich we wszystkim naśladować. Jednak potrzeba akceptacji przeważała i szybko doprowadziła Arka do pierwszych uzależnień. W wieku 12 lat za namową starszych kolegów zapalił pierwszego jointa. Tak mu się spodobało, że palił przez pięć lat codziennie.

- Mama wysyłała mnie do kościoła. Brałem pieniądze na składkę, ale z kumplami zrzucaliśmy się na zupełnie coś innego. Miałem wrażenie, jakbym się rozpędził jak pociąg w tym swoim buncie. Świat zupełnie mnie nie interesował - wspomina.

Nie dbał o naukę, o to, czy zda do następnej klasy albo co będzie robił w życiu. Jego głównym zmartwieniem było, skąd wziąć kasę na papierosy, alkohol i dragi. Zaczął kłamać, podkradać pieniądze mamie i bratu, handlować narkotykami. Z dramatycznej sytuacji wyrwał go starszy brat.

Nie ma dróg pośrodku

Brat wyglądał zwyczajnie, ale w jego oczach była radość życia. Różnica wieku - siedem lat - sprawiała, że chłopcy nie potrafili nawiązać ze sobą kontaktu. Młodszy dystansował się i uciekał w swój świat, ale starszy nie odpuszczał.

- Wróciłem do domu, mój brat trzymał w ręce piórnik. Wcześniej schowałem do niego trochę tego, czym handlowałem. Zabrał mnie do toalety i powiedział: spuszczaj to gówno w kiblu. Wysypywałem woreczek po woreczku, patrzyłem na niego i płakałem. Mówił mi, że moje życie może się zmienić, ale nie chciałem go słuchać - wspomina Arkadio.

Potem wszystko potoczyło się jak lawina: problemy w szkole, handel narkotykami, bójki, kradzieże i rosnące długi. Arkadio szukał akceptacji, chciał, żeby ktoś poklepał go po plecach i powiedział: małolat jest w porządku, nie wymięknie.

Pomocną rękę znów wyciągnął brat.

- Byłem cały czas przybity, negatywnie nastawiony i nic mi się nie chciało. Ale widziałem, że jemu chce się żyć i to mi nie dawało spokoju. Zastanawiałem się, skąd ta jego chęć do życia się bierze. Kiedyś, gdy byliśmy sami w domu, brat podszedł do mnie i powiedział coś, co mną wstrząsnęło: „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”. Popłakałem się. A on wyciągnął mnie do spowiedzi. Zrozumiałem wtedy, że nie ma dróg pośrodku. Albo jestem pod sztandarem Boga, albo pod sztandarem diabła. I poczułem się wolny - opowiada Arkadio.

Jakie życie, taki rap

Wspomina dzień, w którym napisał swój pierwszy hip-hopowy tekst. Miał 12 lat. Z kolegami fascynowali się zespołem „Element”, który pochodził z tego samego osiedla. Słuchając ich utworów na kasetach, postanowił też coś napisać. W ten sposób wyrzucał swój bunt i złość.

- Bardzo lubię powiedzenie, którego użył Peja: „Jakie życie, taki rap”. Dopóki moje życie było bez sensu, mój rap był właśnie o tym. Moje teksty opowiadały, czym żyłem, co mnie fascynowało, co było moją inspiracją - mówi Arkadio.

Szybko zaczął tworzyć różnorodne utwory, nawet na przedstawienia szkolne. W ten sposób mógł nadrobić to, co tracił przez negatywne zachowanie. Piosenki traktowały na przykład o tym, że papierosy i narkotyki są złe, jednak - jak wspomina - żeby napisać taki tekst, sam musiał wiele wypalić. A w czasie występu biegał wraz z kumplami z butelkami piwa po scenie i czuł się jak prawdziwy hip-hopowiec.

Potem zaczęła się dla Arkadia przygoda z freestylem. Potrafił nawijać nawet przez pół godziny. Łączył jeden temat z drugim i tworzył całe raperskie historie.

- Sam sobie naplułem pod buty. Miałem kochającego brata, mamę, ale wolałem brnąć ślepo w te swoje głupie rzeczy. Jednak Pan Bóg otworzył mi oczy. Zacząłem pojmować Boga jako kogoś, kto najbardziej mi kibicuje.

Co kochasz

Na studiach trafił na ankietę stworzoną przez Bronnie Ware, która pracowała z ludźmi w hospicjum. Rozmawiała z tymi, którzy kończyli już życie. Często pytała umierających, czego najbardziej żałują. Odpowiadali, że żal im tego, że realizowali pragnienia innych, a nie swoje.

- Pomyślałem, że nie ma chyba lepszej weryfikacji życiowych celów niż opinia ludzi, którzy kończą życie - mówi Arkadio. - Dotarło do mnie, że sukcesem w życiu nie jest zdobycie bogactwa, sławy czy zrobienie kariery. Definicją, która mnie najbardziej pociąga, są słowa Maxa Lucado: „Sukcesem w życiu jest, kiedy możesz na co dzień robić to, w czym jesteś najlepszy”. W ten sposób powstał projekt „Rób to, co kochasz!” - dodaje raper.

Dziś Arkadio prowadzi spotkania profilaktyczne dla młodzieży. Odwiedza ją w ośrodkach poprawczych, szkołach, domach dziecka, więzieniach.

- Mam świadomość, że do mnie ktoś wyciągnął rękę. Jestem za to wdzięczny, bo nie wiem, gdzie byłbym dzisiaj. I widzę, że wielu jest tych, do których ręki nie wyciąga nikt. Teraz jestem w Warszawie na nagraniach programu „Ocaleni”. Usłyszałem już setki historii ludzi, którzy sikali pod siebie na dworcach i nie było dla nich żadnej nadziei. A jednak ich życie się zmieniło - opowiada raper.

Pasję łączyć z wiarą

Spotykając się z młodymi ludźmi, Arkadio mówi im o silnych stronach, talentach i sweet spotach.

Sweet spot to moment, w którym coś się udaje na sto procent, idealnie. Piłkarz może mieć taki moment, kiedy strzeli bramkę, a mechanik samochodowy, gdy uda mu się naprawić auto nie do naprawienia. Arkadio też ma takie momenty wtedy, gdy czuje, że jego freestyle wyszedł najlepiej, gdy młodzi słuchacze zaczynają bić brawo i wołać: „Wow!”.

Jego rekolekcje mają inspirować młodych do spełniania marzeń, a sposobem na ich realizację jest życie z Panem Bogiem.

Niejednokrotnie młodzi, słysząc jego historię, otwierają serca na Chrystusa i chcą zawalczyć o swoje życie. Artysta stara się sprowokować nastolatków do zastanowienia się, czy to, co robią, jest ich pomysłem na życie. Pasję łączy z wiarą, która jest dla niego fundamentem wszystkiego. Wierzy, że Bóg daje zupełnie inne spojrzenie na siebie, problemy, które nas spotykają. Trudności nigdy nie znikną, ale z Panem łatwiej je pokonać.

Arkadio: Wierzę, że tak, jak mnie pociąga przykład innych ludzi, tak moja historia może być dla kogoś inspiracją. Każdy ma szansę, aby być narzędziem w ręku Boga. Wierzę w to, że tam, gdzie jest strach, lęk i grzech, tam, gdzie są negatywne wydarzenia, tam może kryć rozwój, pomysł na życie, plan Pana Boga.

Warto go realizować.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.