Sławosz Uznański. Drugi Polak w kosmosie, pierwszy na Księżycu

Czytaj dalej
Fot. Fot. Grzegorz Galasinski/Polskapress
Kacper Rogacin

Sławosz Uznański. Drugi Polak w kosmosie, pierwszy na Księżycu

Kacper Rogacin

- Jeśli Polska będzie chciała mieć swoją reprezentację na orbicie, a może nawet na Księżycu, to jestem gotów podjąć się takiego zadania - mówił w wywiadzie dla portalu i.pl doktor Sławosz Uznański, operator Wielkiego Zderzacza Hadronów w CERN i członek rezerwowego korpusu astronautów ESA. 9 sierpnia 2023 r. minister rozwoju i technologii Waldemar Buda przekazał, że Polak będzie m.in. testował zaawansowane technologie polskich przedsiębiorców i realizował eksperymenty. Poniżej wywiad z Polakiem.

Polski astronauta weźmie udział w misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda przekazał, że Polak będzie m.in. testował zaawansowane technologie polskich przedsiębiorców i realizował eksperymenty.

- Poza testami polskiej technologii na niskiej orbicie Ziemi, ważny jest dla nas również aspekt edukacyjny. Mamy nadzieję, że lekcje transmitowane z ISS poprowadzone przez polskiego astronautę dotrą do tysięcy uczniów i przełożą się na duże zainteresowanie tematyką kosmosu wśród młodych Polaków – zauważyła wiceminister rozwoju i technologii Kamila Król.

Ze Sławoszem Uznańskim rozmawiał Kacper Rogacin.

Jak zostać członkiem korpusu astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA)?

Teoretycznie droga jest prosta - wystarczy przejść przez proces rekrutacji. Ten, w którym ja brałem udział, trwał półtora roku. Wszystko zaczęło się w maju 2021, a wyniki ogłoszono 23 listopada 2022. Aby zostać wybranym, trzeba było przejść przez sześć etapów.

W pierwszym etapie wzięło udział ponad 22 tysiące kandydatów. To ogromna grupa.

To prawda, kandydatów było bardzo wielu. Pierwszy etap dotyczył dokumentów - musieliśmy przedstawić list motywacyjny, CV (które zresztą dopracowywałem do ostatniego momentu), a także wyniki badań medycznych, jakie przechodzą kandydaci na pilotów. Wzrok, słuch, EKG, itd. Nic skomplikowanego. Do tego cała masa przeróżnych formularzy, pytań o nasze doświadczenie zawodowe i życiowe.

Ile osób odpadło już na pierwszym etapie?

Do etapu drugiego trafiło 1500-1600 osób. Ja na drugi etap zostałem zaproszony dosyć szybko. Na początku września 2021 poleciałem do Hamburga na testy percepcyjne - sprawdzenie pamięci wzrokowej, słuchowej, tego, jak szybko przetwarzamy informacje. Wyświetlano nam obrazki, które szybko znikały, a my musieliśmy odtworzyć to, co zobaczyliśmy. Do tego orientacja w przestrzeni, koncentracja, a także matematyka, fizyka i język angielski. Na tym etapie mieliśmy też testy na symulatorach lotu z joystickiem.

[polecany]25205791[/polecany]

Domyślam się, że zapaleni gracze komputerowi mieli łatwiej?

Ci, którzy w życiu grali sporo w gry komputerowe, statystycznie wypadali w tym zadaniu faktycznie trochę lepiej od reszty. Ja nigdy nie grałem w gry, nie miałem styczności z joystickiem, więc przed drugim etapem kupiłem sobie ten sprzęt i trochę poćwiczyłem.

Na czym polegał kolejny etap?

Trzeci etap w moim wypadku to był luty 2022 i wizyta w Kolonii. Zostało nas ok. 400 osób. Były to testy komunikacyjne i psychologiczne - panele jeden na jeden z psychologiem, psychiatrą, rozmowy z astronautą. Do tego testy w grupie - sprawdzano, jak komunikujemy się z innymi przy dużej dawce stresu. Dla mnie to był fajny etap, bo wtedy pierwszy raz byłem w Europejskim Centrum Astronautów (EAC). Bardzo dobrze wspominam tamten czas. Testy przebiegały w grupach 8-osobowych, czasem mniejszych. Moja grupa była bardzo fajna, chociaż same testy były dosyć stresujące, bo wiadomo - jesteśmy konkurentami, ale jednocześnie musimy współpracować, próbować rozwiązać postawione przed nami problemy. Testy były tak skonstruowane, żeby w zadanym czasie nie można było znaleźć rozwiązania i żeby generowało to dodatkowe konflikty.

Poradził Pan sobie jednak znakomicie i przeszedł do czwartego etapu.

To były testy medyczne. Spędziłem tydzień w szpitalu w Tuluzie, gdzie zrobiono mi i innym kandydatom wszystkie testy, jakie można sobie wyobrazić. Obrazowanie głowy, sprawdzenie gęstości kości, obrazowanie całego ciała. Naprawdę bardzo, bardzo dużo szczegółowych badań. Na tamtym etapie było nas około 100 osób. Do kolejnego etapu zakwalifikowała się około połowa.

Jakie tym razem postawiono przed wami zadania?

Etap piąty to były rozmowy kwalifikacyjne, znów w Kolonii. Na te rozmowy musieliśmy poczekać naprawdę długo, ponieważ nasze wyniki medyczne analizowano bardzo dokładnie. Ja nie próżnowałem, postanowiłem jak najlepiej przygotować się do rozmów. Co tydzień spotykałem się z koleżanką, z którą od początku przechodziliśmy każdy etap. Ona jest lekarzem chirurgiem, ja jestem inżynierem, więc ja dawałem jej wykłady odnośnie space systems, a ona mi na temat space medicine. Budowaliśmy razem wiedzę, razem czytaliśmy dokumenty, opracowania. Taki system był zdecydowanie bardziej efektywny niż uczenie się samemu. Wiadomo, co dwie głowy to nie jedna. Co ciekawe, na etapie rozmów kwalifikacyjnych tak się złożyło, że ja wchodziłem na mój test bezpośrednio po niej.

Jak przebiegły rozmowy?

Ten etap był bardzo trudny, przede wszystkim emocjonalnie. Sprawdzano limity naszej wiedzy i to, jak zachowujemy się w sytuacjach, kiedy nie wiemy, jak odpowiedzieć, albo kiedy jesteśmy postawieni pod ścianą z trudnym, niewygodnym pytaniem. Do tego była część kompetencyjna - czy wiemy, jak zbudowane są systemy kosmiczne, jak działa stacja kosmiczna itd.

Aż wreszcie przyszedł etap ostatni.

Tak, po rozmowach kwalifikacyjnych odpadła kolejna połowa kandydatów, aż w końcu zostało nas ok. 25. Dostaliśmy zaproszenia od dyrektora generalnego ESA Josefa Aschbachera i w zasadzie wszystkich najważniejszych dyrektorów ESA. Ale rozmawialiśmy przede wszystkim z dyrektorem generalnym. Po rozmowach podjęto decyzję i wybrano 17 osób: jedenaście do korpusu rezerwowego (w tym mnie), jedną jako paraastronautę oraz pięć osób do korpusu podstawowego.

No właśnie, pięć. Tymczasem przed ogłoszeniem wyników spekulowano, że w korpusie podstawowym może znaleźć się sześć osób.

Zgadza się.

Czy to oznacza, że jest jeszcze jedno wolne miejsce?

Dobre pytanie. Nabór prowadzono w celu wyłonienia 4-6 osób. Wszyscy liczyli na szóstkę, szczególnie w związku z zawieszeniem współpracy z Roskosmosem. Ostatecznie wyselekcjonowano pięć osób. Dlaczego? Wydaje mi się, że mimo wszystko w dobie kryzysu wzrost budżetu ESA nie był taki, na jaki agencja liczyła. Aktywni astronauci w korpusie - czy to z poprzedniej, czy z najnowszej selekcji - pochodzą z krajów, które płacą największe składki. Polska do tej grupy nie należy. Jesteśmy w rezerwie.

Gdybyśmy zatem zwiększyli swoją składkę, to mógłby Pan wskoczyć do korpusu głównego?

Myślę, że drzwi są otwarte.

O jaką kwotę chodzi?

Generalnie my nie jesteśmy dużym kontrybutorem. Płacimy bardzo mało. Mamy tu sporą pracę do wykonania. Jeśli mamy ambicje bycia krajem, który chce budować technologie kosmiczne, to musimy w nie zainwestować. Wtedy drzwi naprawdę stoją otworem. A jakiego rzędu to są kwoty? Przed radą ministerialną nasza roczna składka wynosiła 48 mln euro. Teraz wynosi lekko ponad 60 mln euro, a musielibyśmy wskoczyć na pułap ponad 100 mln euro rocznie.

Czyli nie są to jakieś abstrakcyjne sumy.

Absolutnie. W porównaniu z budżetem np. na wojsko, jest to promil. A przecież technologie kosmiczne są bardzo ważnym wsparciem również dla naszego wojska. Bez tego wsparcia każda armia jest wręcz „ślepa”.

[polecany]24754169[/polecany]

Ze zwiększenia składki członkowskiej mielibyśmy też jakieś inne profity?

Ogromne! Bardzo ważna informacja - kraje członkowskie otrzymują zwrot geograficzny ze składki, którą płacą do budżetu. Z tego co wiem, w 2022 roku Polska otrzymała z powrotem 96 proc. pieniędzy, które zostały przez nasz kraj wpłacone. Te pieniądze wracają do polskiego sektora prywatnego w postaci zamówień na technologie kosmiczne.

Przecież to brzmi jak idealna sytuacja.

Polski sektor kosmiczny rozwija się, ale potrzebuje dofinansowania. Ciężko jest inwestować długoterminowo, mając bardzo ograniczone środki. Natomiast ESA daje możliwość publicznego budowania własnego sektora kosmicznego poprzez zwrot geograficzny. Zachodnie kraje zrozumiały to już dawno temu i płacą bardzo duże składki m.in. po to, aby rozwijać swoją własną technologię i żeby ich sektor prywatny był konkurencyjny na arenie międzynarodowej. U nas tego finansowania jest bardzo mało, przez co nasz sektor jest dość mocno zdławiony. On będzie się rozwijał, ale mógłby się rozwijać zdecydowanie szybciej. A biorąc pod uwagę, że niemal wszystko wraca do naszego prywatnego sektora, to praktycznie na niczym tu nie tracimy. Jeżeli ta większa składka pozwoliłaby nam posiadać lepszy dostęp do technologii i zamówień oraz reprezentację w głównym korpusie astronautów (co byłoby bardzo prestiżowe), to zyskujemy na każdym polu.

W jaki sposób Pana umiejętności mogłyby być wykorzystywane w kosmosie?

Po pierwsze - jestem inżynierem, buduję systemy kosmiczne. Drugą moją specjalizacją jest niezawodność systemów w przestrzeni kosmicznej, w warunkach środowiskowych na orbicie. Wiemy, że Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) nie jest najnowszym sprzętem i wiele jej elementów wymaga wymiany, napraw. Takie sytuacje zdarzają się coraz częściej, biorąc pod uwagę, że ISS się starzeje. Jako specjalista od niezawodności, jestem w stanie policzyć, oszacować, przewidywać usterki, które będą miały miejsce. Jestem również efektywny operacyjnie. Operowałem Wielkim Zderzaczem Hadronów, musiałem posiąść skomplikowaną wiedzę odnośnie dosyć unikalnej infrastruktury naukowej. A taką jest również ISS.

Od kiedy fascynuje Pana kosmos?

Od zawsze. Urodziłem się 12 kwietnia, w rocznicę lotu Gagarina w kosmos. My to nazywaliśmy Dniem Kosmonauty, dziś ESA nazywa to Międzynarodowym Dniem Załogowych Lotów Kosmicznych. Ja w moje urodziny zawsze widziałem w telewizji astronautów, kosmonautów. Przywiązanie do kosmosu zawsze gdzieś we mnie siedziało. Wybierając doktorat, zdecydowałem się na budowę systemów kosmicznych. Jako inżynier projektujący systemy elektroniczne mógłbym projektować np. smartfona albo satelitę. I mimo że moja praca na co dzień w obu przypadkach wyglądałaby w zasadzie praktycznie tak samo, to - przynajmniej dla mnie - smartfon nie jest inspirujący, a satelita jest. Zawsze lubiłem tę nienamacalną część kosmosu. Wysłać w kosmos coś, co będzie w pewien sposób uczestniczyć w rozwijaniu technologii kosmicznej. To działa na wyobraźnię.

Większość ludzi podziwia astronautów, ale gdyby powiedziano im: „Wsiadajcie do rakiety, zaraz lecicie w kosmos”, to nie zrobiliby tego za nic w świecie. Pan nie boi się wizji lotu na orbitę, albo i dalej?

Obawy są zawsze. Siedzenie w rakiecie jest de facto siedzeniem na bombie, która w sposób kontrolowany wybucha pod nami. Mam do tego duży respekt, obawy również, ale z drugiej strony towarzyszy mi potężna ekscytacja. Myślę, że ta ekscytacja u mnie dominuje. Mam nadzieję, że będę miał okazję zmierzyć się z tymi wszystkimi emocjami. To, co pozwala mi poradzić sobie w pewien sposób z obawami, ewentualnie ze stresem, to jest mimo wszystko moja ekspertyza czysto matematyczno-fizyczna. Liczenie niezawodności systemów. A druga rzecz to cała część szkolenia dla astronautów, poznanie tego, jak działają systemy, jakie są możliwe usterki.

Zawsze możemy napotkać problem, który nie został przewidziany.

Takie sytuacje się zdarzają - na szczęście bardzo rzadko. Ryzyko jest zawsze. Natomiast codziennie ryzykujemy, nawet wychodząc rano z domu, wsiadając do autobusu czy samochodu. Wtedy - statystycznie - ryzyko, że spotka nas nieszczęście, jest dużo większe.

Na pokładzie jakiej rakiety mógłby Pan polecieć w kosmos?

Na dziś nie jest to określone. W tym momencie ESA lata tylko i wyłącznie z NASA. Jedyną możliwością dla astronautów z ESA jest więc kapsuła Dragon i rakieta Falcon 9 ze Space X. Natomiast pamiętajmy, że w 2022 roku odbył się bezzałogowy lot misji Artemis z rakietą SLS i kapsułą Orion. Kolejny lot ma być już lotem załogowym. Więc za kilka lat może i ta rakieta będzie wykorzystywana w innych lotach. Współpraca z Roskosmosem jest na dziś zawieszona. Czy pojawią się możliwości latania na chińskich rakietach? To okaże się w przyszłości.

Kiedy wasz korpus stanie się korpusem aktywnym?

Na razie rozpoczyna się faza szkoleń. Piątka z korpusu podstawowego zaczyna swoje szkolenie 1 kwietnia. Od tego dnia będą oni szkoleni w pełnym wymiarze czasowym. My, jako rezerwa, czekamy. Nie będziemy przechodzić szkolenia głównego. Będziemy mieli okresowe testy medyczne, jakieś minimalne szkolenie roczne, natomiast na ten moment to tyle.

To znaczy, że ludzie z korpusu podstawowego de facto są już pracownikami ESA, a korpus rezerwowy zajmuje się swoimi aktywnościami i czeka w trybie stand-by?

Dokładnie. Ja będę dalej inżynierem w CERN, będę projektował moje systemy. To jest mój podstawowy kontrakt. Mam też jednak kontrakt z ESA, który obejmuje do 20 dni w roku. W tym czasie będę odbywał testy medyczne, przechodził szkolenia oraz będę wykonywał zadania związane z byciem ambasadorem ESA.

[polecany]24745847[/polecany]

Ile będzie trwało szkolenie tej podstawowej piątki?

Bazowe szkolenie trwa od 12 do 18 miesięcy. Po jego zakończeniu rozpoczyna się szkolenie pod kątem konkretnych misji, które trwa mniej więcej tyle samo czasu. Jeżeli misja wymaga np. spaceru kosmicznego, to w ciągu tego czasu astronauta przechodzi szkolenie z systemów skafandrów kosmicznych, przygotowywania i optymalizacji ruchu pod kątem misji itd. Także najprawdopodobniej najwcześniej nasza grupa astronautów będzie leciała w 2027 roku.

Zakładając, że poleciałby Pan wtedy w kosmos, byłby Pan pierwszym Polakiem w przestrzeni kosmicznej od 49 lat. To praktycznie pół wieku. Każdy Polak, który interesuje się kosmosem, zna nazwisko naszego pioniera, generała Mirosława Hermaszewskiego. Ma Pan poczucie, że będąc drugim Polakiem w kosmosie również zapisałby się w historii naszego kraju?

Na pewno byłoby to wydarzenie bardzo medialne, ale nie przywiązuję się do takiej myśli. Wydaje mi się, że z mojego ewentualnego lotu w kosmos mogłoby wyniknąć dużo dobrego, przede wszystkim jeśli chodzi o inspirację dla innych ludzi. Być może byłoby to w stanie zmienić podejście niektórych osób do nauki. Może kogoś zainspirowałoby to do pójścia tą ścieżką kariery - niekoniecznie związaną z byciem astronautą, ale np. z technologiami kosmicznymi? Jeśli mógłbym w ten sposób kogoś zainspirować, to super.

Ewentualne misje z Pana udziałem mogłyby w jakimś stopniu dotyczyć Księżyca?

Zacznijmy od tego, że pierwsza misja programu Artemis, czyli powrotu człowieka na Księżyc, była misją bezzałogową. Artemis 2 będzie odpowiednikiem Apollo 8 - załoga poleci dookoła Księżyca bez lądowania. Natomiast Artemis 3 będzie już normalnym lotem ludzi z lądowaniem na Księżycu. Załogi tych misji będą w stu procentach amerykańskie. Ale później są zakontraktowane trzy kolejne misje - Artemis 4, 5 i 6. Z tego, co wiem, na każdej misji jest przewidywane miejsce dla astronauty z Europy.

Na te trzy misje „załapie się” obecny korpus, czy już wasz?

Wszystko będzie zależało od kalendarza. Dla obecnej grupy lot na Księżyc byłby oczywiście bardzo atrakcyjny, więc będą o to walczyć. Z drugiej strony wiemy, że misje często przesuwają się w czasie, są opóźniane. A to będzie działało na korzyść naszego korpusu. Oczywiście o te miejsca będą walczyć kraje takie jak Francja, Niemcy, Włochy. Natomiast dlaczego my również nie mielibyśmy o to powalczyć? Tutaj wiele zależy oczywiście od finansowania, ale szansa zawsze jest.

Pana profil jest interesujący dla ESA i NASA z punktu widzenia lotu na Księżyc? Albo budowy stacji Gateway?

Myślę, że jak najbardziej. Szczególnie jeśli chodzi o budowę stacji Gateway - tam na pewno moje doświadczenie i umiejętności byłyby bardzo przydatne. Ale podstawową kwestią jest to, że musimy stać się większym graczem w strukturach ESA. Co - jak już powiedziałem - nie jest wcale nieosiągalne.

W czym przydałby się Pan na stacji Gateway?

Gateway ma być montowana na orbicie Księżyca. Po złożeniu elementów stacji, wszystko będzie musiało zostać gruntownie, skrupulatnie przetestowane. Ja przeprowadzałem takich testów całą masę dla Wielkiego Zderzacza Hadronów. Myślę, że jestem dobrą osobą do pomocy przy takich zadaniach. Jeśli Polska będzie chciała mieć swoją reprezentację przy tym projekcie i w takiej formie, to jestem gotowy, żeby podjąć się takich wyzwań.

Orbita Gateway ma być na tyle specyficzna, że człowiek znajdujący się na tej stacji będzie jedną z osób, które byłyby najbardziej oddalone od Ziemi w całej historii ludzkości.

To prawda. To będzie naprawdę niezwykły projekt. Od lat 70. nie lataliśmy - jako ludzie - dalej niż niska orbita okołoziemska. Teraz wracamy na Księżyc, ale nie tylko po to, żeby wylądować w celach eksploracji, jak kiedyś. Tym razem chcemy zbudować tam naszą długoterminową obecność.

Osiem lat temu gen. Hermaszewski w rozmowie z youtuberem SciFunem twierdził, że warto myśleć o locie na Marsa, ale wszystko trzeba robić z głową, a nie jak najszybciej i za wszelką cenę. Jaki jest Pana pogląd w sprawie lotu człowieka na Marsa?

Zdecydowanie zgadzam się z gen. Hermaszewskim. Trzeba najpierw zbudować odpowiednią technologię, a to jest długoterminowy proces.

Chciałby Pan polecieć na Marsa?

Raczej nie. To byłaby bardzo długa podróż, 6-8 miesięcy w jedną stronę, tyle samo z powrotem, a jeszcze trzeba czekać na dobre ułożenie planet. Dzisiaj technologiczny aspekt takiej podróży jak najbardziej pozwalałby nam na lot na Marsa. Ale problemem jest natura człowieka. Ekspozycja na promieniowanie kosmiczne - co jest moją specjalizacją - to tylko jedna kwestia. Druga to problemy czysto psychologiczne - wielomiesięczne osamotnienie z niemożliwością natychmiastowego powrotu. I problemy natury czysto medycznej - załóżmy, że podczas lotu ktoś będzie miał zapalenie wyrostka. Co z tym zrobić? Jak przeprowadzić operację w stanie nieważkości? Dodatkowo, zanim człowiek poleciałby na Marsa, trzeba byłoby wysłać tam pełną infrastrukturę, która pozwalałaby ludziom przeżyć, chronić ich środowiskowo. To jest naprawdę przedsięwzięcie o gigantycznej skali.

Wróćmy na chwilę na Ziemię. Czym zajmuje się Pan w wolnym czasie?

Zawsze prowadziłem bardzo aktywne życie. Dużo się ruszałem, uprawiałem dużo sportów. Jako chłopiec byłem członkiem klubu żeglarskiego w Warszawie. Ścigałem się w mistrzostwach Polski, również międzynarodowo. To był mój pierwszy sport. Oprócz tego dużo jeździłem na deskorolce, na rolkach, grałem w koszykówkę. Od najmłodszych lat chodzę też po górach. Mój ojciec dużo chodził i od małego zabierał mnie ze sobą. Do dzisiaj co jakiś czas razem wybieramy się w góry. Najczęściej są to góry polskie, ale chodziłem również po Alpach, a także po Himalajach.

Lubi Pan poczytać literaturę sci-fi, albo obejrzeć film o tej tematyce?

Jak najbardziej, lubię zwłaszcza filmy. Co prawda nigdy nie byłem fanem np. „Gwiezdnych wojen”, ale mogę polecić serial, który nazywa się „The Expanse”. Podobno książki są jeszcze lepsze, ale ja ich nie czytałem. Natomiast oglądając serial, miałem kilkukrotnie przemyślenia w stylu: „Hmm, coś mi się tutaj nie zgadza”. Np. jeśli chodziło o czas lotu do pasa asteroidów. Siadałem więc z kartką i zaczynałem liczyć, biorąc pod uwagę wszystkie elementy i zmienne, które miałyby wpływ na taki lot. I zawsze okazywało się, że moje wyliczenia pokrywały się z tym, co przedstawiano w serialu. Jest to więc tak dobrze dopracowany serial, że mogę polecić go z całego serca.

Jaka jest Pana ulubiona planeta w układzie słonecznym?

Muszę się zastanowić... Wszystkie planety są niezwykłe, niepowtarzalne i bardzo ciekawe, ale moją ulubioną jest chyba Ziemia. Z tego co obecnie wiemy, jest to jedyne miejsce we wszechświecie, na którym istnieje życie. Oczywiście w przyszłości może się okazać, że życie jest powszechne w kosmosie, ale gdybym miał wybrać na dziś, to zdecydowanie wybrałbym Ziemię. To nasza mała planeta z bardzo cienką atmosferą, o którą musimy niesamowicie dbać.

A ulubiony księżyc w naszym systemie planetarnym?

Chyba wskazałbym na nasz Księżyc.

Nie Tytan, albo np. Enceladus?

Nasz Księżyc jest na ten moment osiągalny i to sprawia, że jest moim ulubionym. A propos księżyców, przypomina mi się fajna historia. Jakiś czas temu występowałem na warsztatach rakietowych dla dzieci w Łodzi i byłem niesamowicie zaskoczony, jaką wiedzę mają dzieciaki. Zadałem im pytanie, czy nasz Księżyc jest jedynym, jaki znają. A one mówią: „Nie, jest Tytan, jest Europa...”. Spytałem w takim razie, ile księżyców ma Mars. I dzieci w wieku 8-11 lat odpowiedziały: „Dwa. Fobos i Deimos”. A ja sam przez lata nie mogłem zapamiętać nazwy Deimosa! To jest fascynujące, że dzieci mają taką wiedzę o naszym układzie słonecznym. I warto byłoby zrobić wszystko, żeby tej wiedzy nie straciły, żeby mogły ją jeszcze rozwijać.

Sławosz Uznański - naukowiec i doktor elektroniki. Urodził się w 1984 r. w Łodzi. Obecnie pracuje w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN). W 2022 roku został wybrany do rezerwowego korpusu astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).

[video]72295[/video]

Kacper Rogacin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.