Spowiednik, psycholog, terapeuta. Protetyk. Składa psychikę i ciało

Czytaj dalej
Fot. Lucyna Nenow
Katarzyna Domagała-Szymonek

Spowiednik, psycholog, terapeuta. Protetyk. Składa psychikę i ciało

Katarzyna Domagała-Szymonek

Jak zaczynam rozmowę z pacjentem po amputacji? Normalnie. Jak się pan czuje? - pytam. Odpowiedzi są różne. Nieraz usłyszę: „A co, k..., nie widzisz! Nogę mi ucięli! Jak mam się czuć!”.

Jakub Krawczak, protetyk z Tarnowskich Gór, właściciel Laboratorium Ortopedycznego Proteka, podkreśla, że podchodzi do takich reakcji spokojnie. - Wiem, że brzydkie zachowanie nie jest świadome. Skoro do mnie trafili, to dużo już przeszli. Zawsze staram się wczuć w położenie pacjentów. Pamiętać o tym, że wchodząc do gabinetu zaczynają nowe życie - opowiada.

Z wizytówki Jakuba dowiemy się, że jest protetykiem i fizjoterapeutą. Ale jego pacjenci opowiadając o współpracy z nim, na szarym końcu wymieniają wyuczony zawód. Dla nich w pierwszej kolejności jest przyjacielem, pocieszycielem, psychologiem, nieraz spowiednikiem. Marek Urbanek z Tychów, kiedy przed tegoroczną edycją Katowice Bussines Run (podczas biegu zbierano dla niego pieniądze na protezę i rehabilitację) opowiadał nam o swoim wypadku, podkreślał, że nim Jakub zrobił dla niego nogę z włókna węglowego, musiał wyciągnąć go z naprawdę głębokiego dołka. Był na początku kariery zawodowej. Świetnie zapowiadający się przedstawiciel handlowy. Niezależny i samodzielny człowiek. Wypadek nie był z jego winy. Kierowca jadący aleją Rozdzieńskiego, zepchnął go z drogi. Wprost na bariery energochłonne, które pękły i wbiły się w auto. Dlaczego to zrobił? Marek zastanawia się do tej pory. W wypadku stracił stopę. By można było go zaprotezować, musiał podjąć decyzję o reamputacji. Dojrzewał do niej dwa lata.

- Na jego przykładzie dokładnie widać, że cały strach, opór, załamanie, to wszystko, co przechodzi pacjent po amputacji siedzi w głowie. Marek jest typem, który sam musi przetestować wszystko na własnej skórze. Uczy się na swoich błędach. Tylko, że te błędy bardzo dużo go kosztują. Nie chodzi o pieniądze, ale o koszt emocjonalny i fizyczny. Starałem się, by jak najszybciej uświadomił sobie, że nie ma wyjścia. By dojrzał do decyzji o reamputacji. W końcu przyszedł moment, kiedy zapytał się: i co, może rzeczywiście będzie lepiej, kiedy to zrobię - komentuje Jakub, który od 13 lat pomaga pacjentom po amputacjach.

Na spotkaniach, rozmowach i słuchaniu tyszanina, spędził wiele godzin. Innym pacjentom również poświęca tyle czasu, ile potrzebują. Ile dokładnie? To bardzo indywidualna kwestia. Jedni potrafią zebrać się w sobie błyskawicznie. Inni potrzebują go dużo więcej. Jednak bez względu na to, właśnie te elementy są najważniejszym etapem pracy protetyka. Etapem, którego w żaden sposób nie da się przeliczyć na pieniądze. Kuba kiedyś zrobił badania ankietowe wśród swoich pacjentów. Okazało się, że to czy pacjent będzie chodził, od protetyka zależy wyłącznie w 30 proc. Pozostałe 70 proc. to walka ze sobą samym.

- Jak zaczynam rozmowę z pacjentem? Normalnie. Pytam - jak się pan czuje? Odpowiedzi są różne. Nieraz usłyszę: “A co, kurwa, nie widzisz! Nogę mi ucięli! Jak mam się czuć! - Ależ spokojnie, myśli pan, że ja nie znam brzydkich słów? Naprawdę nie trzeba tak się zachowywać. Chce pan znów chodzić? - No jasne, że chcę! - To współpracujmy. Uda nam się”.

- Do takich zachowań podchodzę spokojnie. Wiem, że one nie są świadome. Skoro pacjenci bez nogi czy ręki trafili do mnie, to znaczy, że dużo już przeszli. Zawsze staram się wczuć w ich położenie. Myśleć, jak ja bym reagował w takiej sytuacji. Czego bym wtedy potrzebował. Empatia to słowo klucz w mojej pracy - opowiada.

Uważam się za osobę silną psychicznie. W życiu przeszedłem wiele. Moja mama ciężko chorowała. Brat zmarł w wieku 25 lat, na tydzień przed moim ślubem. Ale cały czas mam w głowie widok pierwszego pacjenta. To był młody chłopak, może 17 - letni, z ogromną skoliozą. Strasznie pokrzywiony. Jego ciało przypominało literę “s”. Śnił mi się przez długi czas. Pewnie już go nie ma wśród nas - mówi.

Z każdym kolejnym miesiącem pracy z pacjentami po amputacjach, w nocy do Jakuba przychodziły inne obrazy. Wszystkie tragiczne. We śnie każda bliska mu osoba miała uciętą rękę lub nogę. Przewartościowanie podejścia do pracy miało miejsce, kiedy zmarła przyjaciółka rodziny. Jednocześnie jego pacjentka. Walczyła o nogę z ciężkim przeciwnikiem, nowotworem. Nie udało się wygrać. Konieczna była amputacja. Po dwóch latach nawrót. Rak zaatakował płuca. - Mimo choroby była to dziewczyna, która miała w życiu ogromne szczęście. Była tego świadoma. Znalazł się sponsor, który dał pieniądze na mercedesa wśród ówczesnych protez - elektroniczne kolano. Kiedyś powiedziała mi, że jedynie nie ma szczęścia do zdrowia. Czasami odwiedzam ją na cmentarzu - opowiada.

Pierwsza proteza, jaką wykonał, była dla 9-miesięcznego bobasa. - To było w czasach, kiedy nie można było dostać gotowych komponentów na tak małe protezy. Zrobiłem ją całą od podstaw. Później uczyłem rodziców jak mają ją poprawnie zakładać. Aparatem, który dziś uchodziłby za rupieć, kręciliśmy filmik, by później w domu mogli odtwarzać cały proces - wspomina.

Dzisiaj Jasio jest małym kawalerem. Ma 13 lat. - Pamiętam historię sprzed lat. Siedzę w warsztacie, dzwoni po mnie koleżanka i mówi, wyjdź. Jasiu do ciebie przyszedł. Otwieram drzwi, a tu mała torpeda biegnie przez korytarz. Taki obraz to największa radość i satysfakcja z pracy - przyznaje.

Wydawać by się mogło, że to właśnie dzieci będą najgorzej przechodziły taką tragedię. A jednak nie. - Małe dzieci nie pamiętają jak żyło się wcześniej. O wiele trudniej postawić na nogi ludzi w średnim wieku, którzy już coś osiągnęli, mają doświadczenie życiowe, wiedzą co stracili. Po amputacji muszą zaczynać od nowa. Nie wszystkim jestem w stanie pomóc - przyznaje.

Trudno dotrzeć też do pacjentów, dla których proteza staje się lekarstwem na wszystko: ból kręgosłupa, strzykanie w biodrze czy plecach, a nawet ból serca. Stawiają jej zbyt wygórowane wymagania. Tymczasem to od nich samych zależy czy będą z niej korzystać.

- Miałem kiedyś pacjentkę, bardzo pesymistycznie nastawioną do protezy. Cały czas narzekała, że ją wszystko boli, że nigdy nie będzie chodzić, nigdy nie odstawi kul. Aż jednego razu wybrała się z wnuczkiem na zakupy do hipermarketu. Nie wiadomo kiedy mały jej uciekł. W tym momencie ta starsza pani, całą swoją energię połączoną z adrenaliną przeznaczyła na poszukiwania. Rzuciła kule, biegała po sklepie. Dopiero, kiedy wnuczek się znalazł uświadomiła sobie co się stało. Dla niej to był moment zwrotny - wspomina Jakub.

Obecnie protezy najczęściej wykonuje się z włókna węglowego. Tego samego, które służy do produkcji samolotów czy bolidów.

- Doskonale kumuluje i oddaje energię - tłumaczy Krawczak. W porównaniu do kilkunastu lat wstecz, dziś ich koszt wcale nie jest wygórowany. Najprostsza proteza dla osoby dorosłej kosztuje 9 - 12 tys. zł. (przy milionach złotych, jakie za protezy płaciło się lata temu) Jej najważniejszym elementem nie jest to, co zastępuje brakującą część ciała, a lej protezowy. Wkłada się do niego kikut. - Jeśli pacjent nie będzie czuł się w nim komfortowo, to nawet najdroższa proteza nie spowoduje, że stanie na nogi. Nie będzie mógł w niej chodzić, wszystko będzie go bolało - wyjaśnia protetyk.

A jego pacjenci nie tylko chodzą z domu do pracy czy na zakupy. Pokonują ekstremalnie trudną trasę Runmageddon, zdobywają szczyty Tatr, jeżdżą na desce snowboardowej, podróżują po świecie.

- Dopiero rok temu przełamałem się w sobie i założyłem krótkie spodenki. Na początku było ciężko. Pewnego dnia podbiegła do mnie córeczka koleżanki. Kucnęła obok. Przyglądała się protezie, w końcu zapukała w metalową nogę - opowiada Kamil Dorota, który w 2006 roku wpadł pod szynobus. - Mama powiedziała jej, że to normalne. Ludzie tracą nogi w wypadkach czy przez chorobę. Dobrze, by wszyscy dostawali podobny przekaz - podsumowuje.

Wnioski o protezy w Śląskiem

W naszym regionie liczba wniosków na wykonanie protezy nogi lub ręki systematycznie rośnie, o 10 - 15 proc. na rok. Jak wynika z danych śląskiego oddziału NFZ, w tym roku złożono już 1329 wniosków o protezy. Rok wcześniej było ich 1221. Największą grupą pacjentów, którzy trafiają do protetyków nie są osoby po wypadach, a cierpiące na cukrzycę lub miażdżycę.

Katarzyna Domagała-Szymonek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.