Taki ksiądz. Przyjaciel Boga, przyjaciel ludzi [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna

Taki ksiądz. Przyjaciel Boga, przyjaciel ludzi [rozmowa]

Jolanta Zielazna

Papież Benedykt XVI, kardynałowie Macharski i Gulbinowicz - a teraz do tego grana dołącza ksiądz z bydgoskiego Szwederowa - prałat Władysław Mielcarek obchodzi 65. rocznicę świeceń kapłańskich.

To bardzo rzadka uroczystość - 65-lecie kapłaństwa.
W Bydgoszczy w XX wieku i chyba nawet w XIX wieku nie była obchodzona taka „okazja”.

Jak to się stało, że ksiądz prałat wybrał kapłaństwo? Co miało wpływ na tę decyzję?
Pan Bóg powołuje, daje dar, mówi „Pójdź za mną”. Jedni odejdą zasmuceni, jak ten człowiek z ewangelii, bo miał wielki majątek. Uważałem, że największym darem i majątkiem dla człowieka jest służba Bogu. Od początku, nigdy nie miałem żadnych, jakichkolwiek wątpliwości w wierze; że jest Bóg, że rządzi całym światem. I ja Mu służę.

Myśl o kapłaństwie jakoś dojrzewała?
Ooo, przypominał to i proboszcz, i ludzie; pytali: Będziesz księdzem? Pasowałby na księdza - mówili. Podsuwali różne refleksje. Ale decyzję podejmował później człowiek sam.

A dom?
Nie, rodzice na nią nie wpływali. Budowali mnie przykładem swojego życia.

Kapłańską drogę wybrał też młodszy brat, Ludwik.
Dwa lata młodszy. Byliśmy z sobą bardzo zżyci, bo on 1927 rok, ja 1925, pozostali bracia byli starsi, roczniki 1910, 1912, 1915.... Kawalerowie już, a my byliśmy jeszcze chłopaszkami. Nie pytałem Ludwika, dlaczego został księdzem.

Wstąpił ksiądz do seminarium w 1947 r. To były w Polsce trudne lata. To też miało wpływ na tę decyzję?
Miało. Uważałem, że gdziekolwiek bym chciał pracować, będę musiał pracować dla okupanta. A tu będę pracował dla Polaków. Będę bronił tego, co jest największą wartością. Byłem i jestem przekonany, że jest Bóg i gdyby człowiek Go nie poznał, nie zbawił się, to wydawało mi się, byłby nieszczęśliwy.

Rozważał w ogóle ksiądz inny wybór? Chodziły inne myśli po głowie?
Prawnik. Nawet byłem w Poznaniu zobaczyć, co i jak, ale wiedziałem, że trzeba by stosować przepisy okupanta.

Byli prawnicy, którzy potrafili te przepisy wykorzystać do obrony ludzi przed gnębiącą ich władzą.
Tak, ale doszedłem do przekonania, że więcej dobrego będę mógł robić jako kapłan.

Młody człowiek zdaje sobie sprawę, na co się decyduje, wybierając kapłaństwo?
Tak. Chce służyć dobru, prawdzie i pięknie. Piękno, dobro, które jest w przekazach i prawda, że Bóg jest.

To są nasze ideały, marzenia. Jesteśmy młodzi, pełni nadziei i zapału, przekonani, że wszystkiemu podołamy. A potem napotykamy różne trudności i czasami się wahamy, czy dobrze wybraliśmy.
Nigdy nie miałem wątpliwości, że dobrze wybrałem. Nigdy, ani przez moment! Zawsze byłem przekonany, że to był najsłuszniejszy wybór. Gdybym miał drugi raz zaczynać swoje życie, tak samo wybrałbym kapłaństwo.

Ks. prałat Władysław Mielcarek: - Od pierwszej chwili ukochałem Szwederowo i jego mieszkańców.
Repr. „Wielbi dusza moja Pana” Ks. Mielcarek - wikariusz w parafii św. Mikołaja w Inowrocławiu

Kiedy po święceniach przełożeni spytali, czy chciałby ksiądz uczyć się dalej, odpowiedział, że jego marzeniem jest funkcja proboszcza. Młody człowiek ma pojęcie, czym jest bycie proboszczem w parafii?
Tak. Naukowiec musi być analitykiem. Rozbiera wszystko na kawałki, rozkłada na części, grzebie się w tym, co powiedzieli inni. Ja byłem raczej syntetykiem, nie patrzyłem na szczegóły, a umiałem dostrzegać sens. Mnie tak bardzo nie interesowało, co powiedzieli inni. Bardziej interesowałem się tym, co Bóg miał człowiekowi do powiedzenia. Przysyłał proroków, pouczał, kim jest człowiek, jaki jest jego cel. Dlatego wolałem pracę duszpasterską aniżeli naukową.

Miał ksiądz jakiś wzór proboszcza, że tak bardzo chciał nim być?
Jako na chłopaka duży wpływ wywarł na mnie proboszcz Czesław Pałkowski. Był tu wielkim katechetą w Bydgoszczy. Potem przyszedł do moich rodzinnych Chełmc na probostwo. Na studiach był ks. infułat Felicjan Kłoniecki, człowiek mądry, wielkiego serca.

Parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Szwederowie w Bydgoszczy - to było pierwsze probostwo?
Wcześniej byłem proboszczem na wsi w Kretkowie pod Jarocinem, potem w Powidzu, w Żninie. Tu byłem proboszczem tylko trzy lub cztery miesiące, bo władze państwowe nie chciały mnie zatwierdzić. Kuria cały czas o to walczyła. Po Żninie, w 1972 r., przyjechałem do Bydgoszczy.
Po święceniach cztery lata byłem wikarym w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy. Proboszczem był tam ks. kanonik Konopczyński, wcześniej proboszcz na Szwederowie i budowniczy tego kościoła. Pamiętam, jak ks. proboszcz Rólski przyjeżdżał do kanonika Konopczyńskiego z rysunkami, pokazywał, konsultował.

Właśnie po śmierci ks. proboszcza Czesława Rólskiego w maju 1972, od 1 lipca został ksiądz prałat proboszczem parafii MBNP na Szwederowie. Bardzo duża parafia, znacznie większa niż dziś. To było wyzwanie, na które w skrytości ducha ksiądz czekał?
Nooo, ja właściwie nikomu nie zazdrościłem, o wielkich parafiach nie myślałem. Myślałem o ludziach, żeby można pracować dla dobra ludzi. A ile i gdzie, no to... (rozkłada ręce)

Na Szwederowie było dużo do zrobienia. Proboszcz Rólski doposażał jeszcze kościół po wojnie, ozdabiał. Ksiądz go już upiększał, odnawiał. Pobudował i rozbudował salki katechetyczne, rozbudował plebanię.
Ksiądz prymas Stefan Wyszyński napisał kiedyś w swoich pamiętnikach, że nigdzie wierni go tak nie witali, jak na Szwederowie w Bydgoszczy. Po rozruchach w Zielonej Górze, gdy był tam u księdza Michalskiego, też go witali gorąco, ale w swoich zapiskach notował później, że nigdzie tak, jak na Szwederowie. Tu słyszał krzyk ludzi głęboko wierzących. Od pierwszej chwili, gdy przyszedłem na Szwederowo, ukochałem tę dzielnicę i ludzi. Wiedziałem, że byli głęboko przywiązani i do ojczyzny, i do kościoła.

Nachodziła księdza służba bezpieczeństwa? Wiadomo, że władze ingerowały, inwigilowały, zastraszały księży. Księdza przecież nie chciały zatwierdzić na proboszcza w Żninie.
Były najrozmaitsze spotkania. Gdy wybuchł stan wojenny, w niedzielę wcześnie rano przyszło do mnie dwóch oficerów, wojskowych. Oznajmili, że jest stan wojenny i mają prośbę, bym nie zachęcał ludzi do walki zbrojnej przeciw władzy, żeby się nie modlić za uwięzionych (ksiądz się śmieje). Prosili też, by tłumaczyć ludziom, że innego wyboru nie było. Powiedziałem im, że mogą być spokojni, bo nie będę nawoływał, by ludzie zbrojnie walczyli z władzą. Władza ma czołgi wyprodukowane rękoma robotników i jeśli oni z gołymi rękami pójdą na czołgi, to ich wymordujecie. Nie miałbym sumienia, żeby do tego namawiać.

A za uwięzionych Kościół zawsze się modlił i nigdy nie zaniedba tego obowiązku.
Powiedziałem też, że mnie się wydaje, że są inne wyjścia niż stan wojenny. Jakie? Rozpisać wybory i niech ludzie wybiorą kogo chcą, żeby nimi rządził. Eeee - zniecierpliwili się.

Często nachodziła księdza SB?
Po śmierci ks. Popiełuszki, gdy był odpust, wisiały różne napisy i afisze o nim. Po odpuście, w nocy wyłamali boczne drzwi, weszli do kościoła. Rozbili tabernakulum, rozsypali komunikanty, weszli do zakrystii, porozrzucali liturgiczne szaty. Na klęczniku obitym materiałem postawili zapaloną świeczkę, żeby może się zapaliło. Nie wyszło.
Mówiłem potem ludziom, że pewnie nie byli to zwykli złodzieje, bo porozbijaliby tylko skarbonki, a rozbili tabernakulum. To byli ludzie, którzy działali z nienawiści do Boga i do Kościoła. Za dwa tygodnie przyszedł anonim „Jak będziesz tak podskakiwał, to my ci kościół spalimy.”
Później, na cmentarzu przy Kossaka, ludzie postawili krzyż z napisem „Popiełuszko”, przynosili kwiaty, znicze, bardzo dużo tego było. Też przyszło do mnie dwóch, żebym usunął ten krzyż. Mówię im: Ksiądz jest po to, żeby krzyże stawiał, a nie wynosił. Ale jak wam się to nie podoba, postawcie swoich ludzi, niech pilnują i informują, że nie wolno przynosić kwiatów, zniczy. Powiedzieli, że tego zrobić nie mogą. Ja na to: No widzi pan, pan nie może ludzi postawić, ja nie mogę krzyża wynieść (śmiech). Poszli.

Ks. prałat Władysław Mielcarek: - Od pierwszej chwili ukochałem Szwederowo i jego mieszkańców.
Repr. „Wielbi dusza moja Pana” Spotkanie z Ojcem św. Janem Pawłem II w Watykanie. Kardynał Wojtyła i prymas Stefan Wyszyński gościli na Szwederowie podczas uroczystości 1000-lecia chrztu Polski

Sprawdzał ksiądz prałat swoją teczkę w IPN? Próbował czegoś się dowiedzieć?
Nie ma nic. Pisałem do IPN, nigdzie nie ma żadnych akt. Pisałem nie po to, by wiedzieć, kto donosił, bo mniej więcej wiedziałem, kogo wypytywali (uśmiecha się). Chciałem się dowiedzieć, jak oni później referowali te spotkania.
Była taka sytuacja w 1953 r., jeszcze żył Stalin. Wezwali mnie do Urzędu Miejskiego w Inowrocławiu. Poszedłem, w jednym pokoju ubek poprosił mnie do siebie. Spytał, czy bym nie podawał, kto przychodzi do księdza kanonika Stanisława Płoszyńskiego?
Byłem wówczas wikariuszem na pierwszej parafii św. Mikołaja w Inowrocławiu. Ks. kanonik był dziekanem, posyłał mnie kilka razy z różnymi informacjami, listami do sekretariatu ks.prymasa, do biskupa Choromańskiego. Widać, UB o tym wiedziało i wezwali mnie. Powiedziałem, że jestem księdzem i nie będę nikogo pilnował. Nie wyrażam zgody na donoszenie. Jeśli chcą wiedzieć, kto przychodzi, niech postawią swoich ludzi, którzy będą patrzeć i informować. Był 1953 rok, mogli mnie gdzieś na drodze zwinąć i by przepadł ks. Mielcarek.
Teraz byłem ciekaw, jak on tę rozmowę zreferował? Czy napisał dosłownie? Czy może napisali, że syn kułaka, mało inteligentny, nie nadaje się do wywiadu? Ale odpisali mi, że nie ma żadnych akt. Ani w Gnieźnie, ani w Poznaniu, ani w Gdańsku, ani w Warszawie.
Na kogo mieli haczyk, to zostawili. A kogo gnębili - akta palili.

Podczas okupacji, jako młody chłopak, działał ksiądz w AK?
Nie należałem do AK. Wysiedlili nas z Chełmc w okolice Rejowca, pracowałem na majątku, w ogrodzie. Majątki były tam głównymi punktami organizacyjnymi. Mnie wysyłali tylko z wiadomościami. Myśmy już w 1943 roku wiedzieli wszystko o Teheranie, bo były gazetki. Wiedzieliśmy, że Polska jest sprzedana, będzie okupacja radziecka.

Na Szwederowie ksiądz prałat bardzo włączył się w działalność społeczną, bo i TMMB, Koło Miłośników Szwederowa, działał przez kilka kadencji w Miejskim Komitecie Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa, jeździł do Boryszewa na uroczystości pamięci rozstrzelanych żołnierzy BBON i koncelebrował tam msze św. Dodawał ksiądz sobie do proboszczowskich obowiązków.
To sprawy, które trzeba w jakiś sposób utr- walać, pokazywać, co naród polski przeżył. Ojciec święty Jan Paweł II, nawet gdy był w Bydgoszczy, nawoływał żeby to wszystko podtrzymywać, utrwalać, spisywać przeżycia. Dlatego włączałem się w życie społeczne. Bo ksiądz ma o dobro wspólne się troszczyć. Ale też przygotowywałem dorosłych ludzi do chrztu, do przyjęcia komunii. Przychodzili po jednym, po dwóch. Robili to w ukryciu z różnych względów. Około 500 osób tak przygotowałem.

Jest ksiądz osobą powszechnie na Szwederowie znaną i szanowaną. Jak się to osiąga?
Trzeba każdego człowiek uszanować. Jego i jego poglądy. Pozwolić, niech się wypowie. Ja potem mogę swoje zdanie powiedzieć. On może je przyjąć lub nie, ale może się ubogacić. Może go to zaniepokoić. Każdego człowieka uszanować - to jest najważniejsze. Żeby odszedł uszanowany i lepszy. Wiele w tym względzie skorzystałem z nauk prymasa Wyszyńskiego. Mówił: Pamiętajcie, żeby był uszanowany każdy, kto przyjedzie do pałacu prymasowskiego.

Bardzo często i dużo siedzi ksiądz w konfesjonale. Im człowiek jest starszy, bardziej dojrzały, tym bardziej docenia te posługę?
Zawsze miałem przekonanie, że katechizacja, kazania i wszystkie prace związane z duszpasterstwem mają na celu doprowadzić człowieka do przyjaźni z Bogiem. Jeśli pobłądzi, zgrzeszy, to - żeby mógł na nowo nawiązać łączność, przyjaźń z Bogiem - musi przeprosić w sakramencie pokuty. Wszystkie inne działania są pomocnicze, mają doprowadzić człowieka do pojednania się z Bogiem. Do spowiedzi.
To ciężka praca, po dwóch godzinach człowiek jest umęczony. Nie tylko tym, że siedzi, ale musi mówić przytłumionym głosem, uważać na grzechy, receptę jakąś dać. No i dlatego księża nieraz uciekają z konfesjonału, bo to umęczy, bardzo męczy. Gdy przychodzili wikariusze, patrzyłem na ich pracę. Ale dopiero, gdy przychodził wielki post, spowiedzi nieraz całodzienne, wtenczas się poznawało, jak który do ludzi podchodzi. Ile potrafi poświęcić dla ludzi? Siebie, i czasu, i sił.

To jest właśnie dla księdza ważne w kapłaństwie?
Najważniejsze! Łączyć człowieka z Bogiem. Żeby żył w łasce uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem. Bo to jest konieczne do zbawienia. Ale nie tylko do zbawienia, bo i do spokoju. Ile razy wyspowiada się i mu ulży. Zrzuci ten ciężar z siebie.

Jakby ksiądz podsumował te 65 lat kapłaństwa?
Były piękne. Napracowałem się. Nie żałuję. Pan Bóg dawał siły i daje. To dalej ludziom służę.

65 lat kapłaństwa obchodzili

Jolanta Zielazna

Emerytury, renty, problemy osób z niepełnosprawnościami - to moja zawodowa codzienność od wielu, wielu lat. Ale pokazuję też ciekawych, aktywnych seniorów, od których niejeden młody może uczyć się, jak zachować pogodę ducha. Interesuje mnie historia Bydgoszczy i okolic, szczególnie okres 20-lecia międzywojennego. Losy niektórych jej mieszkańców bywają niesamowite. Trafiają mi się czasami takie perełki.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.