Temat aktualny także dziś. Po premierze filmu "Z domu..."

Czytaj dalej
Jakub Marcjasz

Temat aktualny także dziś. Po premierze filmu "Z domu..."

Jakub Marcjasz

Film dokumentalny „Z domu...” to indywidualne spojrzenie na problem wysiedleń na Żywiecczyźnie

"Z domu...” to niezależny, krótkometrażowy dokument przybliżający historię „Aktion Saybusch” - operację przeprowadzoną przez wojska niemieckie i hitlerowską policję w czasie okupacji Polski. Odpowiedzialny był za nią Erich von dem Bach-Zelewski, zwany później „Katem Warszawy”. Wysiedlenia na tereny Generalnego Gubernatorstwa dotknęły od 20 do 50 tys. osób, czyli jedną trzecią mieszkańców ówczesnego powiatu żywieckiego (konkretna liczba nie jest znana w związku z brakiem dokumentów). Na miejsce wywiezionych wprowadzono osadników niemieckich.

Jedna historia. Tysiąc podobnych w głowach

Jeśli jest mowa o wysiedleniach, to przede wszystkim w kontekście Zamojszczyzny, te na Żywiecczyźnie są gdzieś z boku - mówił po premierowym pokazie „Z domu...” Szymon J. Wróbel. - Chcemy, aby film był przyczynkiem do dyskusji o wysiedleniach na Żywiecczyźnie, bo to tutaj się one rozpoczęły, ale jest to także okazja do oddania hołdu osobom, które ich doświadczyły - podkreśla autor dokumentu.

W produkcji pokazana została historia Jana Suchonia, który wraz ze swoimi rodzicami oraz trójką rodzeństwa musiał wyjechać z Jeleśni, kiedy miał sześć lat. Swoimi przeżyciami dzieli się z kilkuletnim chłopcem, który pyta o wydarzenia sprzed ponad 75 lat.

- Pokazaliśmy jedną historię, ale w głowach mamy tysiące podobnych - podkreśla reżyser i scenarzysta „Z domu...”

Chociaż w dokumencie nie wykorzystano praktycznie żadnych archiwalnych zdjęć, to opowieść głównego bohatera przeplatana jest obrazami retrospekcji, co wzmacnia przekaz.

- Film dla mnie bardzo ciekawy, bo łączy elementy filmu faktów i filmu akcji - mówi Paweł Duda, krytyk filmowy, który prowadzi środowe spotkania w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego w kinie Janosik. - Film jest zrobiony bardzo konsekwentnie, co jest rzadkością w dzisiejszym kinie, a tego ja szukam. Wielkie gratulacje dla twórcy - komplementował produkcję. - Ten film może spodobać się współczesnemu odbiorcy, ale nie jest on łatwy w odbiorze - zaznaczył Paweł Duda. Dodał, że to film o „subiektywizacji spojrzenia na rzeczywistość, ale z drugiej strony jest historią głęboko osadzoną w faktach historycznych”.

- To jest swego rodzaju pomnik dla ludzi, którzy doświadczyli wysiedleń - uważa główny bohater filmu, Jan Suchoń. Czy ta produkcja to dobry pomysł na pielęgnowanie pamięci i świadomości historycznej? - Wszystko zależy o tego, jak zostanie wykorzystany, czy zajmie miejsce w sejfie w muzeum i na tym koniec, czy będzie dalej pokazywany - mówi bohater filmu „Z domu...”. Zgodził się on opowiedzieć swoją historię, ale podkreśla, że wcale nie było to takie łatwe. - Wątpliwości były, bo afiszowanie i pokazywanie się, to nie jest w moim stylu - mówi Jan Suchoń.

Temat aktualny także dziś

Twórcy filmu podkreślają, że film jest nie tylko opowieścią o dramacie, jaki przeżyli mieszkańcy Żywiecczyzny, ale także o aktualnej do dnia dzisiejszego metaforze domu, jako miejscu, w którym czujemy się najbezpieczniej, miejsca, za którym się tęskni, do którego chce się wracać. Film zwraca również uwagę, że temat opuszczania domów z różnych przyczyn aktualny jest również dzisiaj. Dlatego na koniec filmu widz nie tylko słyszy głos narratora, który mówi o Aktion Saybusch, ale także o współczesnym problemie opuszczania domów przez ludzi na świecie. - Jak szacują międzynarodowe organizacje, obecnie na świecie bez dachu nad głową zostaje ponad 100 mln ludzi - mówi lektor - w tej roli aktor Artur Dziurman - na końcu trzydziestominutowego dokumentu.

I jeszcze plakat

Pisząc o „Z domu...” warto jeszcze wspomnieć o plakacie. Został stworzony przez jednego ze współczesnych kontynuatorów Szkoły Polskiego Plakatu, pochodzącego z Żywiecczyzny Sebastiana Kubicę. Przede wszystkim widać na nim tory biegnące z południa na wschód. Motyw drogi i smutek, jaki jej towarzyszył, jest przewodnim, stąd również oko i cieknąc z niego łza w kształcie serca. - Powstawaniu tego plakatu na pewno towarzyszyły dodatkowe emocje, ale jest to jednak przede wszystkim temat, który trzeba zrealizować. Plakat musi być czytelny, bo jest to konkretny komunikat, dlatego ważniejsze od moich wewnętrznych emocji jest pokazanie filmu, który promuje - podkreśla Sebastian Kubica.

Jakub Marcjasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.