Transportowe okno na świat... Ale nie zapominamy, że jesteśmy w porcie

Czytaj dalej
Marlena Polok-Kin

Transportowe okno na świat... Ale nie zapominamy, że jesteśmy w porcie

Marlena Polok-Kin

Rozmawiamy z Jerzym Zacharą, prezesem Śląskiego Centrum Logistyki SA w Gliwicach.

Port Gliwice - okno na świat i szerokie wody, łączące śląskie miasto - Kanałem Gliwickim - z Odrą i dalej, dokąd oczy i wyobraźnia poniosą. Także ta biznesowa. Dziś mieści się w tym miejscu Śląskie Centrum Logistyki SA. Jedyne takie miejsce na mapie regionu. Jak dziś działa i jaka jest filozofia firmy, prowadzonej przez prezesa Jerzego Zacharę? Jak widzi plany powrotu transportu również na śródlądowe wody?

Z pana gabinetu rozciąga się widok na gliwicki port. Barek nie widać, za to sunie wycieczkowy statek. Z czego żyją więc Państwo teraz?
Jesteśmy firmą, która działa w branży: transport, spedycja i logistyka. Jeśli chodzi o korzenie - to jest to rzeczywiście port śródlądowy w Gliwicach. A że od kilku lat jest nieczynny, a od kilkudziesięciu ma kłopoty z wykonywaniem tych funkcji biznesowych, ważnych dla portu - musieliśmy zmienić profil, by nasza spółka mogła funkcjonować w nowej rzeczywistości. Utrzymujemy się z transportu samochodowego, świadczymy usługi logistyczne w magazynach, itp. Jesteśmy zarządzającym centrum logistyki i jednocześnie prowadzimy sami działalność gospodarczo-usługową w magazynach. Część naszych budynków wykorzystują inne firmy z branży, agencje celne czy też dostawcy dla firm działających w strefie ekonomicznej. Nasi najważniejsi klienci to tacy potentaci jak ArcelorMittal oraz amerykański globalny koncern PPG - dostawca m.in. gliwickiej fabryki General Motors, ale także producentów innych marek, także np. na Słowacji. Jest wiele innych, już mniejszych firm.

Teren rozległy, wciąż przybywa hal, ale najbardziej charakterystyczny jest basen portowy.
Port ogółem ma 47 hektarów. 17 hektarów wody. Mamy 25 tysięcy mkw. hal. Wszystkie nowoczesne i nowe, tzw. klasy A. Mamy także trochę torów kolejowych, ponieważ towary docierają nie tylko samochodami, ale również i koleją. Jest terminal kontenerowy, którego operatorem jest PCC Intermodal SA, spółka notowana na giełdzie papierów wartościowych w Warszawie. Mamy także kilkadziesiąt tysięcy metrów placów składowych na towary sypkie, a także kilka tysięcy metrów kwadratowych powierzchni biurowych.

Gdybyśmy mieli porównać gliwicką firmę do innych, podobnych przedsięwzięć w regionie?
Podobny projekt jest w Sławkowie, pełni podobne funkcje logistyczne. Jest tam terminal kontenerowy, szeroki tor z Ukrainy, bo tamtędy szły dostawy do Huty Katowice (my natomiast mamy połączenie z torami w Europie Zachodniej). A najbliższy port śródlądowy - w Kędzierzynie-Koźlu, ale to Opolszczyzna.

W jakich kierunkach jadą towary z waszego terminala kolejowego?
Z naszego terminala kontenerowego połączenia są z portami morskimi. Koleją jest połączenie z portami Rotterdam, Hamburg, czyli do dużych portów europejskich. Z portów Trójmiasta, gdzie wypływają duże statki i jest terminal do przyjmowania największych kontenerowców, jest sześć połączeń tygodniowo, z tych poprzednich - po dwa połączenia. PCC ma taką sieć pięciu terminali i główny terminal jest w Kutnie.

Jak pan ocenia branżę i jej kierunki rozwoju?
Transport i logistyka to jest silna branża. W transporcie samochodowym jesteśmy numerem jeden w Europie. Mamy z tego powodu określone problemy, bo państwa Europy Zachodniej nie lubią naszych kierowców i nas jako przedsiębiorców, bo jesteśmy dobrzy, konkurencyjni i nowocześni, więc próbują nas z tych rynków trochę wypchnąć. Jeśli chodzi o logistykę magazynową, to Polska się bardzo dynamicznie rozwija i magazynów nowych z roku na rok przybywa. Zarówno od strony obiektów, jak i jakości usług, które operatorzy dostarczają, to jesteśmy także w czołówce i nie mamy się czego wstydzić. I przede wszystkim - mamy ludzi: dobrych specjalistów. Niektóre polskie uczelnie przygotowują ich lepiej niż te europejskie.

Porozmawiajmy o pracownikach.
Jesteśmy firmą średnią, zatrudniamy 160 osób. To spedytorzy, kierowcy, magazynierzy, obsługa klienta, handlowcy. Rynek jest trudny, kierowców brakuje. Mówi się, że w Polsce brakuje 150 tys. kierowców. Nasze TIR-y jeżdżą. Trzeba jednak w tym kierunku młodzież kształcić i zachęcać do pracy. To jest jednak trudna i ciężka praca, ale także z różnych przyczyn niebezpieczna. Spedycja to jest praca wymagająca dużej wiedzy, ale także predyspozycji psychicznych. To jest praca pod presją czasu, a do tego - by jakość świadczonych usług była odpowiednia, by klient był zadowolony itp. Bo nam płacą klienci.

Jakie umiejętności i predyspozycje, prócz wynikających z zawodu, są niezbędne?
W międzynarodowych przewozach znajomość języka angielskiego to warunek podstawowy dla spedytorów i handlowców. Kierowcy także muszą się umieć porozumieć. A ja uczę wszystkiego pozostałego. Poza tym jest potrzebna tzw. iskra boża. Jesteśmy na tym rynku już ładnych parę lat, więc oferujemy stabilizację i bagaż wiedzy i doświadczeń, które przekazujemy. Mamy wewnętrze ścieżki kariery, pakiety sportowe, medyczne dla pracowników, szkolenia. I studia, także podyplomowe, dofinansowujemy. I przez 27 lat płacimy regularnie. Trochę słabo z integracją, bo jesteśmy w ruchu ciągłym, pracujemy na trzy zmiany i trudno nam się zebrać. Kierowcy zjeżdżają w święta Bożego Narodzenia i wtedy jest okazja, by się spotkać.

Mówiąc o niebezpiecznych aspektach pracy kierowców nie sposób nie wspomnieć o napaściach na TIR-y, zwłaszcza we Francji.
Wiadomo, że wciąż wiele osób chce się przedostać na Wyspy Brytyjskie. Sprawy powinny zostać załatwiane po stronie francuskiej, a nie są. My się wycofaliśmy z tego kierunku, bo sankcje i ryzyko były zbyt duże. Zarówno dla kierowcy, bo jeśli by mu ktoś znalazł uchodźcę na pace, to od razu samochód trafia na parking, a kierowca do więzienia, a potem dopiero trwa wyjaśnianie sytuacji. Postanowiliśmy się specjalizować w kierunku niemieckim i włoskim.

Jak pan odpoczywa od obowiązków?
Rower, narty i żagle. I lubię pochodzić po górach, ale już niezbyt wysokich, tak spokojnie (śmiech). Jak off-road, to chętnie, ale wyprawowo. Kiedyś grałem w siatkówkę, ale najlepsze, jeśli chodzi o budowanie zespołu - jest morze i żagle. Tam jest twarda weryfikacja, gdy zaczyna wiać i huśtać - wtedy naprawdę ludzie się integrują.

Czyli jest wątek wodniacki w pana życiorysie?
Jest, zawsze chciałem pływać na statkach - to mi nie wyszło, bo zostałem informatykiem po Politechnice Śląskiej, ale jak życie skierowało moje kroki do portu, to pomyślałem, że to dobre miejsce jak na moje marzenia z młodości.

Rząd planuje inwestycje w wodne drogi śródlądowe. Czy w zamierzeniach rozwojowych pana firmy jest taki powrót do źródeł?
My cały czas to podtrzymujemy. Port od strony organizacyjnej nadal jest przygotowany, możemy rozpocząć obsługę barek w każdej chwili. Bardzo dobrze, że jest nowe otwarcie w tym temacie, bo przez lata poprzednie ta dziedzina była naprawdę mocno zaniedbana. Ostatni program, który ja pamiętam, to Odra 2006. Miał odpowiednią rangę i musiało być finansowanie. A mamy 2017 - więc parę lat minęło i sprawa się zdezaktualizowała. Dlatego bardzo się cieszę, że obecnie sporo się dzieje w zakresie wznowienia żeglugi na Odrze. Są też projekty większe, dotyczące Wisły oraz Kanału Odra-Dunaj i Kanału Śląskiego. Wiążemy z tym duże nadzieje, bo powstało odpowiednie ministerstwo. To sprawy na szczeblu rządu, natomiast my się staramy uczestniczyć we wszystkim, co by nam dawało szansę, żeby żegluga towarowa ruszyła. Jest obecnie projekt dostawy węgla dla elektrowni w Opolu. Wojewoda opolski po-wołał zespół roboczy, w którym uczestniczą wszystkie zainteresowane strony, więc pracujemy nad tym. Mnie osobiście i spółce zależy na tym, aby ten port żył i działał.

Marlena Polok-Kin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.