Trwa likwidacja kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu [AKTYWNE ZDJĘCIE]

Czytaj dalej
Tomasz Szymczyk

Trwa likwidacja kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu [AKTYWNE ZDJĘCIE]

Tomasz Szymczyk

Likwidowana właśnie kopalnia Kazimierz-Juliusz była ostatnim czynnym zakładem górniczym na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Do końca 2016 roku potrwać ma likwidacja części dołowej zakładu, więc najbliższe miesiące są ostatnią okazją, by zobaczyć dół kopalni. Zachowana ma za to być część budynków powierzchni, gdzie planowane jest utworzenie muzeum górnictwa. Niedawno Kazimierz-Juliusz odwiedzili muzealnicy z dąbrowskiej Sztygarki, którzy zaprosili nas do udziału w wycieczce.

Eksploatacja pokładów węgla na terenie dzisiejszych sosnowieckich dzielnic: Kazimierz Górniczy, Ostrowy Górnicze i Porąbka rozpoczęła się bowiem już w drugiej dekadzie XIX wieku. Początki dzisiejszej kopalni sięgają lat osiemdziesiątych dziewiętnastego stulecia.

Skąd taka nazwa kopalni? Jak pisze Łukasz Podlejski w książce "Juliusz - Kazimierz Górniczy - Maczki - Ostrowy - Porąbka. Od tradycji do współczesności", Kazimierz to imię pierwszego robotnika, który zgłosił się wówczas do jednego z założycieli Towarzystwa Warszawskiego, bankiera Leopolda Kronenberga.

Kopalnia szybko się rozwijała. Rosło zarówno wydobycie, jak i zatrudnienie. W latach 1902-1914 Towarzystwo Warszawskie zbudowało między Porąbką a Maczkami nową kopalnię Juliusz. Oba zakłady połączono w 1938 roku. Połączono wówczas wyrobiska obu kopalń i zbudowano istniejącą do dzisiaj kolejkę wąskotorową łączącą obie części nowego zakładu.

Niewiele osób pamięta dzisiaj, że w kopalni Kazimierz pracował Adam Gierek, ojciec późniejszego I sekretarza KC PZPR. Zginął na kopalni w 1917 roku, mając zaledwie dwadzieścia sześć lat. Edward miał wówczas cztery. To właśnie kopalnia Kazimierz zadecydowała o karierze partyjnej Gierka. W 1951 roku podczas odbywającego się tu strajku udało mu się nawiązać kontakt ze strajkującymi ze względu na pamięć zmarłego ojca i przekonuje górników do przerwania protestu. Rok później został I sekretarzem partii w Katowicach.

Będąca częścią Dąbrowskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego kopalnia przeżywała swoje tłuste lata. Jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych wybudowano nowe szyby Maczki i Bory, dyspozytornię, łaźnię i stację ratownictwa. W 1959 roku w kopalni zaczął pracować pierwszy kombajn ścianowy. Od 1972 roku stosuje się kombajny chodnikowe i obudowy zmechanizowane. Pod koniec lat siedemdziesiątych wydobywa się tu 2,1 mln ton węgla rocznie.

Ostatnia tona węgla na powierzchnię wyjechała w maju 2015 roku. Kazimierzowi-Juliuszowi i tak udało się przetrwać smutną dla zagłębiowskiego górnictwa drugą połowę lat 90., kiedy to zamknięto niemal wszystkie kopalnie w tym regionie. Te, w których węgiel już wybrano, i te, jak sosnowiecka Niwka-Modrzejów czy czeladzki Saturn, gdzie specjalnie pogłębiano szyby, by sięgnąć po nowe złoża.

Wycieczkę po kopalni najlepiej rozpocząć od łaźni łańcuszkowej. To środkowa część budynku przy kopalnianych parkingu. Na piętrze znajdują się haki, na których jeszcze nie tak dawno swoje brudne i czyste ubrania wieszali górnicy. Łaźnia miała być demontowana, ale okazuje się, że ma być częścią przyszłego muzeum. I dobrze, bo to prawdziwy symbol każdej kopalni. W niektórych, które przeznaczano na cele muzealne łaźnie likwidowano, a potem budowano od nowa. Ta jest autentyczna.

Patrząc z kopalnianego parkingu - po prawej stronie łaźni znajduje się czynna jeszcze markownia i lampiarnia. Czynne, bo pod ziemię wciąż zjeżdżają górnicy pracujący przy likwidacji kopalni. Każdy z nich dostać musi markę. Kiedyś była to blaszka z numerem, dzisiaj to zwykła karta czipowa. Dostaje też lampę i aparat ucieczkowy. Niestety, wraz z każdą naszą wizytą na kopalni sprzętu tego jest mniej. Przy lampiarni wydawano też niegdyś metanomierze. Uwagę zwraca też tablica poglądowa dotycząca materiałów wybuchowych. Warto, żeby taka tablica została częścią przyszłego muzeum.

Skoro wspomnieliśmy o aparatach ucieczkowych, powiedzieć trzeba o kopalnianej stacji ratownictwa górniczego. To niski budynek między lampiarnią a nadszybiem szybu Kazimierz I. Każdy uczestnik wycieczki przejść musi tutaj szkolenie. Zobaczyć można też aparaty różnego typu, sposób, w jaki są przechowywane i specjalny tunel do ćwiczeń dla ratowników. Zapewniamy, że to ostatnie jest niezwykle interesujące.

Mając już cały ekwipunek, górnicy schodzili na parking do autobusu, który wiózł ich do szybu zjazdowego Karol na Juliuszu (wcześniej jeździli tam kolejką wąskotorową) lub do nadszybia szybu Kazimierz I. Tam wchodzili do klatki i zjeżdżali do podziemnych wyrobisk. Kazimierz I to najwyższy z kopalnianych szybów. Prawdopodobnie po likwidacji kopalni stanie się punktem widokowym. I dobrze, bo przy dobrej pogodzie zobaczyć można stąd góry, a na co dzień Kazimierz Górniczy, Ostrowy Górnicze, Porąbkę, Zagórze, Strzemieszyce, Gołonóg a także Hutę Katowice, koksownię Przyjaźń czy jaworznickie elektrownie.

Warto, by częścią przyszłego muzeum stały się również maszynownie szybów Kazimierz I i Kazimierz II. Interesująca jest zwłaszcza ta druga, w której kabina sterownicza umiejscowiona jest tyłem do szybu. To jedyny taki przypadek w polskim górnictwie.

Integralną częścią kopalni jest również zakład przeróbki mechanicznej węgla. Kto chociaż raz był w środku wie, jaki panuje tam hałas. Niewykluczone, że przeróbka w dalszym ciągu będzie działać, bo interesuje się nią kilka firm.

Tomasz Szymczyk

Dziennikarz i redaktor Dziennika Zachodniego, aktualnie szef działu Śląsk. Piszę o najczęściej o kolei w województwie śląskim oraz historii Śląska i Zagłębia. Lubię spędzać aktywnie czas na rowerze lub na górskich szlakach. Jesienią obowiązkowy punkt tygodnia to grzybobranie. Zapraszam do kontaktu: [email protected], twitter: @SzymczykT

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.