Tytan, który zrewolucjonizował leczenie oparzeń w Polsce

Czytaj dalej
Fot. Fot. Archiwum prywatne Małgorzaty Wajzer i Moniki Sakiel
Paweł Szałankiewicz

Tytan, który zrewolucjonizował leczenie oparzeń w Polsce

Paweł Szałankiewicz

Od niedawna Centrum Leczenia Oparzeń nosi imię Stanisława Sakiela. Lekarz, który położył ogromne podwaliny pod dzisiejsze leczenie oparzeń, znalazł wreszcie należne mu miejsce na medycznej mapie Śląska

Nie będzie przesadą powiedzenie, że dr Stanisław Sakiel był dla leczenia oparzeń w naszym kraju tym, kim Zbigniew Religa dla kardiochirurgii. Sakiel był pionierem, który najpierw zainicjował leczenie oparzeń w Polsce, a z czasem wprowadzał w naszym kraju coraz to nowsze sposoby ich leczenia. Dorobek jego życia jest dziś kontynuowany poprzez siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń, które od niedawna nosi zresztą jego imię. Sakiel był zresztą wzorem dla wielu lekarzy z całej Polski, a na co dzień po prostu wspaniałym, ciepłym człowiekiem - jak opowiadają ludzie, którzy z nim współpracowali.
Stanisław Sakiel urodził się 21 października 1926 roku. Po ukończeniu studiów na Akademii Medycznej we Wrocławiu 25 maja 1951 roku rozpoczął pracę w Instytucie Chirurgii Urazowej im.Tadeusza Kościuszki w Piekarach Śląskich, a następnie - w Szpitalu nr 4 w Katowicach. Tutaj rozpoczął badania naukowe nad poparzonymi - głównie pracownikami zakładów przemysłowych Śląska i Zagłębia. Stało się tak po wypadku w kopalni "Boże dary" w 1956 roku, kiedy zginęło 24 górników i ratowników górniczych.

- Kiedy zobaczył tych wszystkich poparzonych górników, to był dla niego szok. Nie było jakiegoś wyspecjalizowanego leczenia oparzonych, nie było sprzętu, materiałów, nie było niczego - wspomina Monika Sakiel, żona zmarłego na początku ubiegłego roku Stanisława Sakiela.

To wtedy Sakiel zaczął zastanawiać się, co zrobić więcej dla ludzi, którzy trafiali do szpitali z ciężkimi poparzeniami, tym bardziej, że na przemysłowym Śląsku takich przypadków było bardzo sporo. Pierwsze badania w tym zakresie rozpoczął jeszcze w Katowicach, ale największe sukcesy i działania na tym polu odnosił już w Siemianowicach Śląskich, gdzie w 1960 roku został ordynatorem w Szpitalu Miejskim nr 2 i zorganizował tam oddział urazowo-ortopedyczny.

- To tu zasiał ziarno. Miał kontakty z kopalniami, z hutami i zakładami przemysłowymi. Na Śląsku było dużo wypadków indywidualnych, jakiś pożar, wybuch butli gazu. Na początku były to indywidualne przypadki - wspomina Monika Sakiel.

Sakiel będąc ordynatorem oddziału urazowo-ortopedycznego, wydzielił kilka łóżek tylko dla ciężko poparzonych pracowników zakładów pracy. W 1973 roku został otwarty pierwszy w Polsce oddział leczenia oparzeń z prawdziwego zdarzenia. - To była naprawdę dobra placówka, w zasadzie na skalę europejską - podkreśla Monika Sakiel. - Odwiedzali nas przecież lekarze z Zachodu czy Stanów Zjednoczonych, którzy zajmowali się oparzeniami. Byli zachwyceni - dodaje.

Sakiel w tamtym okresie starał się możliwie jak najlepiej podejść do leczenia oparzeń. Interesował się wszystkimi informacjami dotyczącymi tej dziedziny medycyny z całego świata. Dosłownie łykał wszelkie nowinki, o jakich czytał w pismach medycznych. Z czasem zaczął je też wprowadzać w życie. Jego widza przydała się m.in. po serii wypadków spowodowanych wybuchami pyłu węglowego, bądź metalu w kopalniach węgla kamiennego, a także po pożarze w Hali Stoczni Gdańskiej w czasie koncertu rockowego. Sakiel stał się wtedy osobą powszechnie znaną w kraju za sprawą licznych wystąpień telewizyjnych w ogólnopolskich serwisach informacyjnych.

W tamtym okresie wychował wiele pielęgniarek, lekarzy, specjalistów w dziedzinie leczenia i opieki osób poparzonych. Między innymi taką osobą była właśnie Monika Sakiel, która poznała swojego przyszłego męża jeszcze w szkole pielęgniarskiej. Czym ją ujął? - Dobrocią, człowieczeństwem, szacunkiem do innych ludzi... Był wspaniałym, dobrym człowiekiem. Poza tym on był przystojny na swój sposób - wspomina.

Podejście do drugiego człowieka to to, o czym mówi wielu ludzi, wspominając Sakiela. - Był wspaniałym nauczycielem. Sam jestem jego uczniem i podkreślam to z wielką dumą - wspomina Krystian Boroń, który trafił pod skrzydła Sakiela jeszcze będąc studentem, a z czasem pracując z nim na oddziale leczenia oparzeń.

Takie wspomnienia mają też pracujące z nim pielęgniarki ("Współpracownicy mają go we wdzięcznej pamięci. Wspominamy go jako lekarza z powołania, jak również jako wspaniałego człowieka") oraz lekarze. - Był wspaniałym człowiekiem, a przy tym normalnym. Zawsze życzliwy, przekazujący młodszym lekarzom wszystkie swoje doświadczenia. Cieszę się, że znalazłem się w grupie ludzi, którzy kontynuują jego dzieło - podkreśla prof. Marek Kawecki z Centrum Leczenia Oparzeń, pod budowę którego Sakiel stworzył naprawdę mocne fundamenty.

W grupie osób, które tworzyły podwaliny pod dzisiejsze Centrum Leczenia Oparzeń, był również prezydent Piekar Śląskich Stanisław Korfanty, który został do Siemianowic ściągnięty w 1983 roku. - Doktor Sakiel zatrudnił mnie jako inżyniera automatyki o specjalności aparatura medyczna. Potrzebował osoby, która zajmowałaby się klimatyzacją na bloku operacyjnym. Potem zajmowałem się z jego rekomendacji aparaturą medyczną - opowiada Korfanty dodając, że zorganizował w szpitalu komórkę zajmującą się naprawą i konserwowaniem aparatury medycznej, a także organizowaniem jej zakupu.

- I to trwało do 1994 roku, kiedy zapadła decyzja o powstaniu Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach.
Korfanty wspomina Sakiela jako człowieka oddanego swojej pracy, pełnego pasji, by nie powiedzieć tytana pracy. - On był mózgiem tego wszystkiego. Miał wielkie doświadczenie w leczeniu oparzeń i szeroką wiedzę z wielu dziedzin, bo trzeba pamiętać, że oparzenia to choroba wielonarządowa. Nam, pracownikom dużo satysfakcji dawało to, że zostawiał nam duże pole do popisu, wyznaczał cele i... nie przeszkadzał w pracy - podkreśla.

- Był świetnym specjalistą, ale również doskonałym organizatorem. Nie bał sięgać po nowe technologie w leczeniu oparzeń. Ciągle szukał sposobu, aby skutecznie leczyć chorych. To za czasów dr Sakiela, rozpoczęliśmy współpracę z zagranicznymi ośrodkami z USA, Holandii i Francji. Sakiel wprowadził monitoring sal, komunikatory do rozmów oparzonych z rodzinami - dodaje Henryk Lendor, który również pracował z Sakielem.

Przy tym wszystkim podkreślane jest to, że Sakiel potrafił wytworzyć rodzinną atmosferę w szpitalu i był dla wszystkich jak ojciec. - Każdy z nas ma mu wiele do zawdzięczenia - mówi Korfanty.

Wiele do zawdzięczenia mają zresztą jego byli pacjenci, jak i ci dzisiejsi, którzy trafiają do Centrum Leczenia Oparzeń. Jak dowiadujemy się od ludzi, którzy z nim pracowali, Sakiel potrafił pracować nawet kilkadziesiąt godzin, jeśli zachodziła taka potrzeba. - Ja zresztą też pracowałam w szpitalu, więc znałam ten rodzaj pracy i wiedziałam czego się spodziewać - mówi Monika Sakiel i dodaje: - Jak bardzo się za nim stęskniłam to po prostu szłam do niego do szpitala i mówiłam, że koniec na dziś - śmieje się.

Państwo Sakiel przepracowali zresztą razem 35 lat. Jak podkreśla jego żona, mimo ciężkiej pracy potrafił zawsze dla każdego znaleźć ciepłe słowo. - Nie gardził nikim. Każdego traktował jak równego sobie.

Stąd też nikogo nie powinno dziwić to, że po śmierci Sakiela, niemal z marszu przystąpiono do realizacji pomysłu nadania Centrum Leczenia Oparzeń jego imienia. Coś, co dla ludzi z Siemianowic wydawało się oczywistością, dla władz województwa tak oczywiste nie było. Po kilkumiesięcznej batalii udało się jednak dopiąć wszelkie formalności.

Paweł Szałankiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.