Ultranowczesny gmach projektu Karola Schayera z 1939. Dziś go nie ma [LINIA CZASU, AKTYWNE ZDJĘCIE]

Czytaj dalej
Dorota Niećko

Ultranowczesny gmach projektu Karola Schayera z 1939. Dziś go nie ma [LINIA CZASU, AKTYWNE ZDJĘCIE]

Dorota Niećko

Gmach Muzeum Śląskiego z 1939 roku był ultranowoczesny. Miał ruchome ściany i ruchome schody, specjalną klimatyzację, potrójne szyby. Dziś po budynku nie ma śladu, zaś o tym, jaki był, krążą legendy. - To doskonały materiał na film sensacyjny - uważa historyk.

Przenosiny Muzeum Śląskiego tuż przed II wojną z ciasnych pomieszczeń na piętrze Urzędu Wojewódzkiego do nowoczesnego gmachu naprzeciw były takim samym skokiem cywilizacyjnym, jak obecna przeprowadzka muzeum z budynku dawnego hotelu przy alei Korfantego do szklanych kostek i podziemnych sal koło Drogowej Trasy Średnicowej. Tamto muzeum żyło jednak bardzo krótko, nie zdążyli do niego nawet wejść goście, więc tu porównanie należy skończyć, aby nie zapeszać.
O tamtym muzeum, gmachu Karola Schayera, krążą za to do dziś legendy. A że niewiele wiadomo, jak było naprawdę (są właściwie jedynie wspomnienia dyrektora Tadeusza Dobrowolskiego i Józefa Matuszczaka, pracownika muzeum) legenda rośnie. Jeśli chodzi o monumentalny budynek, jeden z trzech, jaki powstał między ulicą Lompy, Sienkiewicza, Ligonia i Jagiellońską, to zachowało się zaledwie kilka zdjęć, rysunków i niewielki, ręcznie robiony przez Karola Schayera dla wojewody Michała Grażyńskiego albumik z grafikami: jest w nim zdjęcie placu Chrobrego jeszcze pustego, są rzuty frontowej czy zachodniej elewacji muzeum, kilka ilustracji wnętrz.

Na tych rysunkach podłogi błyszczą, ale jakich materiałów w istocie użyto, nie wiadomo. Czy były w nim wszystkie zaplanowane urządzenia? Też nie wiadomo. W Archiwum Państwowym w Katowicach jest projekt architektoniczny muzeum: plan ma wymiary 2,5 na 1,2 metra, są rzuty parteru, trzech pięter i przyziemia, ale nie jest kompletny. Na dodatek - nieco różni się od planu, jaki Schayer narysował dla Grażyńskiego. Czy zatem sala wykładowa była raczej amfiteatralna, czy krzesła stały równolegle? Gdzie była biblioteka? Czy windy działały na fotokomórkę? Żaden gość nigdy nie wszedł do środka, bo choć w 1939 obiekt był gotowy i szykowano się do wielkiego otwarcia wiosną 1940, wojna zniweczyła te plany. Jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej obiekt został rozebrany.

- Niemcy zwariowali na puncie tego budynku - przyznaje Jarosław Racięski, kierownik działu historii w Muzeum Śląskim. Czy dlatego, że nie miało związku z kulturą niemiecką; że w sąsiednim Bytomiu mieli "swoje" niedawno wybudowane muzeum? A może dlatego, że wedle plotki Karol Schayer był Żydem? W każdym razie: Niemcy najpierw w gotowym gmachu zrobili magazyn, m.in. rekwirowanych mebli. Te meble dostawali potem urzędnicy Rzeszy. Potem zapadła decyzja o rozbiórce - cegła po cegle, bo inaczej się nie dało - m.in. więźniowie z Oświęcimia rozbierali gmach przy Jagiellońskiej. Cegły sprzedawano, konstrukcja poszła na złom (muzeum miało taki szkielet jak katowicki Drapacz Chmur). - Mimo wojny zrealizowano ten obłąkańczy plan - wspominał w publikacji "Muzeum Śląskie, Szkice z przeszłości" były pracownik, Józef Matuszczak. W 1944 roku zostały smętne resztki murów. Właśnie dlatego przez lata nie było wiadomo, jak muzeum wyglądało, nie było szkiców, zaginął plan. Plan odnalazł się w latach 60. lub 70. w archiwum katowickiego magistratu. - To niesamowite, jak ten budynek zniknął - mówi Racięski.

Inspirację znaleźli w Hadze

Co wiemy? Wiadomo, że Schayer projekt przygotował po tym, jak wrócił z kilkumiesięcznej podróży po Europie: Francji, Niemczech, Beneluksie w poszukiwaniu inspiracji. Podróżował razem z Dobrowolskim. Inspirację znaleźli w Hadze i tamtejszym supernowoczesnym muzeum. Bliżej nie bardzo mieli czego szukać, bo choć w tym czasie w Polsce powstawały dwa muzea narodowe: w Warszawie i Krakowie - to przypominały klasyczne instytucje "pałacowe" z podziałem na sale, a skala muzeum w Katowicach, symbolu i potęgi Polski, i polskości Śląska, miała być zupełnie inna. Nie miał czego szukać też Schayer w pobliskim, niemieckim Bytomiu, gdzie powstało Landesmuseum (dziś Muzeum Górnośląskie) - bo nie mogło się równać z ambicjami wojewody Grażyńskiego. Było skromniejsze i architektonicznie, i technologicznie. - Bo w Katowicach to nie było muzeum, to był pomnik odrodzonej Polski - mówi Jarosław Racięski.
Paradoksalnie, po rozbiórce katowickiego muzeum, część wyposażenia, jak gabloty, trafiła właśnie do Bytomia. Nie mówiąc o zbiorach. Zresztą - po wojnie odnajdywano je a to na bocznicy kolejowej na Lubelszczyźnie, a to w muzeum w Warszawie (ostatni taki przypadek, obraz Axentowicza pt. Jesień przekazano Muzeum Śląskiemu w latach 90. - podczas konserwacji odnaleziono sygnaturę). Ale przepadło kilkadziesiąt obrazów.

Chrobry był na Śląsk za duży

Jakie więc są legendy o przedwojennym Muzeum Śląskim? Jest na przykład ta o pomniku Chrobrego, który stanąć miał przed głównym wejściem. Projekt wykonał Stanisław Szukalski tuż po swoim przyjeździe z Hollywood. Chrobry musiał być monumentalny, możliwe, że miał około 20 metrów wysokości. Wiadomo, że na Śląsku nie było tak wysokiej pracowni, by Szukalski mógł Chrobrego wykonać, więc pracował w Politechnice Warszawskiej. I to tyle. Do dzisiaj zachowało się jedynie kilka szkiców. Jak wyglądał pomnik i jak prezentował się przed muzeum - nie wiadomo.
Nie wiadomo też, co miało być na płaskorzeźbach po dwóch stronach głównego wejścia. To znaczy wiadomo, ale tylko o jednej z nich - przedstawiała śląskiego robotnika (górnika), bo zachowała się fotografia. Na drugiej zaś miały być trzy Ślązaczki. - Lub Ślązaczka i powstaniec - wyjaśnia Racięski. Ponoć.
Całości przed frontowym wejściem miał dopełniać pomnik Piłsudskiego, który miał stanąć bliżej placu Sejmu Śląskiego. Miał być połączony z powstańczą pietą. Dobrowolskiemu wprawdzie nieco tandetne pomniki Szukalskiego się nie podobały, ale Grażyński artystę cenił.

Legendarne było też samo ultranowoczesne wyposażenie muzeum. W środku zaplanowano windy, osobno osobowe i towarowe oraz ruchome schody działające na fotokomórkę (być może winda też miała działać na fotokomórkę). - Te schody były w projekcie, ale wcale nie wiadomo, czy powstały - mówi Racięski. - Ponoć ich nie było. Być może przez oszczędności podczas budowy. Natomiast mnie osobiście "rozwala" szatnia. Otóż ciąg zwiedzania był tak zaplanowany, że zwiedzający wchodzili i wychodzili w innych miejscach. Zostawiali ubrania w szatni, brali numerek, a ubranie... jechało za nimi w stronę wyjścia.
Bardzo nowoczesne było też w gmachu ogrzewanie i klimatyzacja. Ogrzewanie mianowicie było sufitowe. A klimatyzacja była z nadciśnieniem, aby kurz i pył węglowy nie szkodziły zbiorom. Również dlatego w budynku zamontowano potrójne okna. Były też świetliki rozpraszające światło, gabloty z systemem luster, które światło odbijały.
Wiadomo też, że na każdej kondygnacji były po dwie same wystawowe: można je było dzielić ruchomymi ściankami. Dla gości przygotowano nie tylko garderobę, bar, bufet na piętrze, ale i palarnię i całe skrzydło z pokojami gościnnymi. To właśnie to skrzydło jako jedyne ocalało: do dziś są w nim mieszkania, zaś stoi przy ulicy Kobylińskiego. Zaplanowano też kawiarnię na zewnątrz.

Najedź kursorem na punkty i przeczytaj więcej szczegółów

Muzeum 3D, ale z wyobraźni

Sam gmach zajął spory kwartał w centrum Katowic. Trzeba było nieco go cofnąć, razem z urzędem wojewódzkim byłby zbyt przytłaczający. Jako że na osi północ-południe był spory spadek terenu (różnica wynosiła 4 m na długości 90 m), główny, wyższy gmach opierał się na stalowych słupach w ziemi. Na resztki tej konstrukcji wpadli zresztą robotnicy, którzy już w XXI wieku remontowali centralę związków zawodowych, która w miejscu muzeum stanęła - budowali podziemne garaże. Wyższą część budynku, właśnie na osi północ-południe, wsparto też na słupach - między nimi biegła ulica Dąbrowskiego. Od strony Wojewódzkiej było zaplecze i cała część techniczna. Od strony Jagiellońskiej - reprezentacyjna. W czterech rogach główny budynek jakby podtrzymywały cztery mniejsze: w jednym była m.in. aula, w drugim - sala powstań śląskich i dyrekcja, w trzecim pracownia biologiczna czy kotłownia, a w czwartym - część gościnna. Z góry całość przypominała literę H. Na dole była archeologia i zbiory przyrodnicze, wyżej - część etnograficzna, sztuka kościelna, część dotycząca przemysłu i w końcu na górze - zbiory malarstwa. Gmach ponoć wyłożono kamienną wykładziną w kolorze jasnobrunatnym, południowe hale wystawowe miały w kontraście lekko zaokrąglone narożniki. Dekorację miały stanowić właśnie płaskorzeźby.

" Budynek ten, prawie wykończony jesienią 1939, budził różne reakcje i nie wszystkich zadowalał pod względem estetycznym" - napisał po wojnie Tadeusz Dobrowolski, pierwszy dyrektor muzeum. - "Będzie to jeden z najbardziej nowoczesnych budynków muzealnych w Europie" - ocenił. Jak wyglądał, kilka lat temu spróbowała odtworzyć graficzka Agata Jonecko: jest autorką animowanej rekonstrukcji muzeum przygotowanej na potrzeby filmu "Dwugłowy smok" o rozwoju regionu tuż przed wojną (animację znajdziecie w naszym tygodniku Śląsk Plus). Praca zajęła jej kilka miesięcy. Jak dziś przyznaje, częściowo oparła się na odnalezionych planach, ale częściowo wygląd elewacji musiała wydedukować. - Mało jest informacji o tym gmachu, ale też nikomu nie chce się ich specjalnie szukać - ocenia.

Gmach zniknął bezpowrotnie. Zaś człowieka, który zdecydował o rozbiórce, po wojnie Niemcy postawili pod sąd. Bo zmarnował takie dobre magazyny.

rekonstrukcja autorstwa Agaty Jonecko

Dorota Niećko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.