W domu Anny Oleś i jej rodziny Dziennik Zachodni gości już 40 lat

Czytaj dalej
Fot. Marcin Kin
Marlena Polok-Kin

W domu Anny Oleś i jej rodziny Dziennik Zachodni gości już 40 lat

Marlena Polok-Kin

Anna Oleś z Gaszowic jest już po siedemdziesiątce, z czego ponad 40 lat w jej domu gości „Dziennik Zachodni”. Życie płynie, a nasza gazeta wciąż towarzyszy rodzinie Czytelniczki.

Czy mają Państwo towarzysza, takiego na dobre i na złe? Takiego, co poradzi, podpowie, rozbawi, z którym można powspominać? Wierzymy, że na miano przyjaciela pani Anny Oleś z Gaszowic w powiecie rybnickim i jej rodziny zasłużyła sobie nasza gazeta - „Dziennik Zachodni”. Od 40 lat jest codziennym gościem w domu naszej Czytelniczki.

40 lat z „Dziennikiem”

Wszystko zaczęło się od maila, który dostaliśmy w redakcji. Pani Elżbieta Oleś z Gaszowic napisała do nas: „Moja babcia (...) jest bardzo sprawna fizycznie (uprawia wędrówki piesze i jeździ na rowerze). Wraz z rodzicami podejrzewamy, że sprawność tę zawdzięcza codziennej lekturze „Dziennika Zachodniego”, który prenumeruje od 40 lat. Tak, tak, w tym roku mija właśnie czterdziesta rocznica prenumerowania Waszego „Dziennika”. Nadmienię, że zdecydowała się na to, gdyż uprzednio czytała go już od roku. Dzięki dodatkowi, tj. ulotce reklamującej turnusy rehabilitacyjne, zamieszczonej w jednym z numerów „Dziennika”, spędziła ostatnio dwa tygodnie w ośrodku rehabilitacyjno-wypoczynkowym. Bardzo często „podsuwa” nam również bardzo ciekawe artykuły, a ostatnio horoskop na Nowy Rok. Mam nadzieję, że babcia przez wiele jeszcze lat będzie cieszyć się lekturą Waszej gazety”.

Z panią Anną spotykamy się w jej rodzinnych Gaszowicach, w domu jej starszego syna Leszka. Wita nas uśmiechnięta i elegancka, w świetnej komitywie z synową Violettą i wnuczkami: Elżbietą, Iwoną i Zuzanną. Ma jeszcze dwóch wnuków, Dawida i Andrzeja, a także prawnuka 7-letniego Arturka. Wigoru, radości życia, świetnej sylwetki i fryzury mogłyby jej pozazdrościć o wiele młodsze osoby. - Mama zawsze chce mieć nie to, co jest modne, ale to, co modne będzie - żartuje jej synowa. Dopisuje jej także zdrowie, co - jak podkreśla syn pani Anny - jest pewnie zasługą tego, że całe życie jest w ruchu, a już jazda na rowerze to codzienny element jej życia. Były czasy, gdy kilkanaście kilometrów w jedną stronę dziennie dojeżdżała z rodzinnych Gaszowic do pracy w Zwonowicach. - Pracowałam przez wiele lat w sklepie. Lubiłam tę pracę, kontakt z ludźmi - mówi nasza Czytelniczka. - I zawsze na rowerze, śnieg nie śnieg, było, że dojeżdżałam do jakiegoś momentu, potem zostawiałam rower u gospodarzy - i piechotą dalej - wspomina. Jak mówi, w czasach, kiedy ona była młoda, najważniejsze było pieścić męża i dzieci, a do pracy poszła, kiedy dzieci były już odchowane. Ona zrobiła to z przekonaniem, ale jest otwarta i tolerancyjna, cieszy się, że wnuczęta kształcą się, pracują.

Piękne wspomnienia i wycinki

- Jesteśmy sentymentalną rodziną - śmieje się pani Elżbieta. - Artykuły, które nas ciekawią, nie trafiają do kosza, zostają w naszym domu.

Na dowód pokazuje wycinki z gazet: opublikowany jej rysunek z dzieciństwa z gaszowskim krajobrazem, który na konkurs do naszej redakcji wysłała jej babcia. Jest także publikacja na temat nadania imienia Zespołowi Szkół Budowlanych w Rybniku, gdzie pani Elżbieta (dziś absolwentka geodezji na AGH w Krakowie) uczęszczała i znalazła się na zdjęciu w DZ. Na łamy wkroczył i najmłodszy z rodu, Arturek, w dodatku „Pierwsza klasa”. Zdjęcie wnuczek z podróży do Bułgarii, z DZ w ręku, także powędrowało do naszej redakcji. - Wszystko to jako pierwsza odnajduje na waszych łamach nasza babcia i zaraz nas alarmuje - śmieje się pani Elżbieta.

Pani Anna rozpoczyna lekturę naszej gazety od krzyżówki, a wnuczki śmieją się, że zawsze coś tam także babci porozwiązują. Ma takie artykuły z „Dziennika Zachodniego”, które przechowuje od lat. Lubi historyczne materiały, wspomnieniowe. Zwłaszcza takie z lat 70., które doskonale pamięta. Interesują ją artykuły i wspomnienia o wybitnych mieszkańcach naszego regionu, jak Barbara Blida, ale także o gwiazdach, jak Edith Piaf, Pola Negri. Chętnie czyta o historii regionu, zwłaszcza najbliższych okolic. Ciekawi ją tematyka papieska.

Nie zawsze jej życie było spokojne i szczęśliwe. Los jej nie oszczędzał. Przytrafiła się jej rzecz najgorsza, jaka może spotkać matkę: choroba, a potem śmierć syna. Pan Tomasz chorował na serce od młodych lat, przeszedł trzy poważne operacje w Zabrzu. Po raz pierwszy nam i rodzinie przyznała się: przed trzecią operacją syna napisała do wróżki Jessiki, której przepowiednie publikowaliśmy na naszych łamach. - Od lat czytałam te przepowiednie i sprawdzały się. Byłam w rozpaczy, napisałam więc do niej, anonimowo, nikomu się nie przyznałam. Odpisała mi na łamach „Dziennika”, że wszystko będzie dobrze, operacja się uda. I znowu miała rację - mówi pani Anna.

Niestety, po latach pan Tomasz zmarł, mając tylko 42 lata. W krótkim czasie straciła i męża, i syna. - Myślałam po każdej operacji syna, po tym wszystkim, co mnie spotkało, że już więcej nie zniosę, nie przetrwam. Ale trzeba iść dalej, żyć dla rodziny.

Z babcią Anną w podróży

Byłam ostatnio w Szczyrku na wyjeździe wypoczynkowo-rehabilitacyjnym, wraz ze świętami i sylwestrem, jestem bardzo zadowolona - mówi nasza Czytelniczka. A jej synowa śmieje się: - Gdy składaliśmy sobie życzenia, to u babci było najgłośniej.
Pani Anna jest wytrawną podróżniczką. Z mężem Antonim najpierw zjeździli wzdłuż i wszerz Polskę. Potem Grecję, Bułgarię, Ukrainę i Lwów, Albanię. Pani Anna była na pielgrzymce w Lourdes, na Krecie, na Zakynthos - długo można wymieniać. Syreną pojechali z mężem przed laty na Węgry, w pięćdziesięciostopniowym upale, ale wszystko rekompensowały piękne widoki. Do Bułgarii - skodą, z 50 dolarami w kieszeni i autem wyładowanym jedzeniem, żeby było taniej - wspomina ze śmiechem. Jak podkreślają bliscy, to właśnie ona namówiła ich na takie wyjazdy. Pojechali więc do Bułgarii, a pani Anna była dla całej rodziny przewodnikiem. - Ach, tak do Panamy, na spotkanie z papieżem pojechać, to by było coś - mówi pani Anna.

Ostatnio dostała od wnuczek smartfona z dostępem do internetu i nie tylko szybko opanowała jego obsługę, ale coraz śmielej poczyna sobie w sieci. Szuka ciekawych informacji, ale i „wyguglała” przepis na leczniczą nalewkę z żyworódki. - Jeszcze trochę, to zacznę czytać także „Dziennik Zachodni” w internecie - śmieje się.

Marlena Polok-Kin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.